Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10.12.2017, 11:19   #47
bukowski
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Chorog- Bartang

W Chorogu zakotwiczam się na 2 dni w hotelu, po lewej stronie na wylocie w stronę Rushan. Tanio, 20 dolarów, taras knajpy wychodzi wprost na Pjandż. Poprzedniego wieczora po kolacji i dwóch piwach zasypiam gdzieś między drzwiami pokoju hotelowego a łóżkiem. Kolejnego poranka, wyspany, biorę kask i ruszam polować na pieniądze. Otóż, nie jest to trywialne, nawet rano. Bankomaty odmawiają wypłaty, master card mimo naklejek po prostu nie działa, mam na szczęście jeszcze jedną Visę. Trafiam w końcu na jakichś Czechów, którzy wskazują mi bankomat na uboczu. Ten działa, choć wypłaca po równowartości stu złotych; stoję tam z dwadzieścia minut, kolejka pomrukuje z niezadowolenia, ale ostatecznie jest sukces. Tankuję do pełna, Afryka dojechała na stację już chyba siłą woli. Po drodze mały dżołk, patrzcie uważnie:
005sm.jpg

Wracam do hotelu i pakuję się na lekko. Plan miałem dość luźny - wbić się tak daleko, jak się da, w dolinę Bartang i wrócić. Jeśli uda się dojechać do Barchidiv, to spróbuję zaatakować jezioro Sareskie. Nie mam permitu, ale liczę na urok osobisty. Mój plan ma jednak i drugie dno, wiąże się w pewnym sensie z zeszłoroczną wycieczką po Norwegii. Obiecałem stamtąd przywieźć kamyk dla przyjaciela. Przyjaciela, który musiał zapomnieć już o jakichkolwiek podróżach, ledwie trzymając się życia, wysłuchującego łapczywie, niczym dziecko, opowieści z dalekich stron. Obiecałem - i zapomniałem. Postanowiłem sobie więc, że tym razem w miejscu, gdzie będę musiał zawrócić, wyszukam najładniejszy kamyk i przywiozę.

W piękną pogodę jadę w stronę Rushan. Po godzinie docieram do mostu. Milicjant na poście wskazuje mi drogę w prawo, gdy mówię, że chcę do Barchidiv, mówi „maładiec” i życzy dobrego dnia.

006sm.jpg

Bardzo szybko znika zieleń, asfalt przechodzi w szutrówkę, z obu stron wąskiej doliny sterczą groźne skały, rzeka płynąca wzdłuż drogi (w zasadzie to droga biegnie wzdłuż rzeki, ekhem) jest wezbrana, kawowa i rwąca.

007sm.jpg

Co kilka kilometrów wdziera się na drogę. Przejeżdżam kilka razy i dopiero po czasie dotarła do mnie moja lekkomyślność: gdybym się tam wypieprzył i zalał motocykl, byłoby słabo. Nie ma zasięgu, nie ma ludzi a do cywilizacji kilkadziesiąt kilometrów.

001sm.jpg

Papryka w tamaryszkach:

003sm.jpg

Kakaja strana, takije barnfajndy:

20170712_125224.jpg

Mijam wesołą ekipę naprawiającą w tej głuszy zalaną drogę: mają wielką koparkę Volvo i uśmiechają się przyjaźnie. Z naprzeciwka jedzie terenówka, jak się okazało chwilę potem - starsze małżeństwo Niemców w wypożyczonym chyba nowoczesnym uazie. Stoję przed takim zalanym zakolem i czekam, aż przejadą. Ruszają i - €dupa. Wpadają w jakiś podwodny lej i topią sprzęta. Robi mi się ciepło na myśl, że gdybym ich nie spotkał w tym właśnie momencie, sam bym właśnie wyciągał nieżywą afrykę z wody.

002sm.jpg

Starsi państwo przechodzą na tył, krzyczę do nich, że jadę po pomoc. Zawracam; za zakrętem stoi ta koparka i z 10 facetów. Tłumaczę co i jak i ogromny monster rusza. Mają stalową linę, ale nikt nie ma pojęcia, o co ją zaczepić. Rozbieram się i wchodzę do wody, jest jej dobrze powyżej pasa. Na szczęście wymacuję jakiś hak. Po chwili samochód jest po drugiej stronie. Co ciekawe, w puszcze filtra było sucho: auto zaciągnęło wodę przez wydech i nie było w stanie kręcić rozrusznikiem, żeby odpalić. Strasznie żałuję, że nie mam z tej akcji zdjęć, ale ganiałem tam w samych gaciach tłumacząc z niemieckiego na rosyjski i nazad, odpalając samochód, przenosząc mokre rzeczy tych ludzi i tak dalej. Samochód w końcu zagadał, Niemcy zmarznięci – pojechali.

Pytam, czy przy samej ścianie nie dam rady przejechać, ale najstarszy majster kręci głową:
- Nichuja.
Śmieję się z tego słowa, gdy dowiadują się, że w Polsce tak samo się mówi, śmiejemy się wszyscy.
Tadżycy nie dali się zbyć: wyciągnęli z krzaków tadżina, lepioszki, wódeczkę. W sumie musiałem się pożegnać z moją wycieczką do Barchidev, więc spędziłem z nimi dobre 2 godziny. Dowiedziałem się, że nie są żadnymi Tadżykami, tylko Pamircami. Gdy polewają mi drugi kieliszek, mówię „nichuja” i pokazuję na motocykl. Gacie mi już przeschły, czas się zbierać. Wychodzę na rumowisko i szukam kamienia dobre pół godziny. W końcu jest. Mogę wracać.

004sm.jpg

Wieczorem docieram do hotelu, porządkuję bagaże, w końcu montuję się w knajpie. W środku żarcia na taras wychodzi tadżyk i pokazuje ten szczególny gest pt. "pięćdziesiątkę?". No, namówił mnie. Ale, jak widać na poniższym obrazku, nie wyszło mu to na zdrowie. A w zasadzie to im...jeden gadał trzy po trzy, drugi ledwie trafił do drzwi a trzeci zasnął na stole.

20170712_215744.jpg

Ostatnio edytowane przez bukowski : 15.12.2018 o 12:51