Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11.08.2017, 06:09   #28
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 16 godz 49 min 28 s
Domyślnie



18.Caldiran-Batman 08.07
113426-113868/442


Rano inny świat. Muchy na ścianach okazują się nieżywe a zacieki to pewno jakiś płyn na te muchy. Słońce dodaje życia i kolorów we wszystko co wczoraj było tak szarobure i nieruchawe. Ulica zapełnia się ludźmi i otwierają się sklepy.









Mężczyźni schodzą się jak zawsze na herbatę a kobiet jak nie było tak nie ma. Tylko mężczyźni są widoczni na ulicy.



Gwar dodaje życia okolicy. Kurzu wcale aż tyle nie ma jak sądziliśmy wczoraj. Motocykl pozapinany we wszystko co miałem stoi jak stał na miejscu obok traktorów.







W piekarni przy Otelu, na szklanym stoliku jemy śniadanie z nadziewanych bułek z kawą i pożegnawszy się z każdym kogo poznaliśmy ruszamy dalej.





Wyjeżdżając z miasta widzi się taką konstrukcję.



Napis na bramie mówi o tym że drzwi stoją zawsze otworem a Gule Gule to zwyczajowe cześć, cześć po turecku.

Słone jezioro Van zrobi wrażenie na każdym kto się tu zapuści. Jest największe i najgłębsze w kraju. Jeśli chodzi o statystyki, jest też największym na świecie jeziorem sodowym. Żyje tu jeden gatunek ryb.









Na wyspie Ahtamar na południu jeziora stoi ormiański kościół z X wieku.

Miasto Van nie jest spektakularnie ciekawe.



Jedynie olbrzymia twierdza górująca nad miastem, swoim rozmiarem imponuje i przemawia ogromem pracy włożonej w budowlę.
Zwabiła nas swoja potęgą pod samą bramę.





Tutaj bardziej jednak zaaferowały nas dzieciaki które tam zastaliśmy.



Mam przy sobie groszki kupione poprzedniego wieczora w kurdyjskim sklepie. Że nie były nam potrzebne…



Przy działkowaniu kilka wysypało się na ziemię. Chłopcy bez żadnych oporów dziobali je jak kury.



Resztkę oddałem jednemu chłopcu w torebce. Obnosił się z nią bez skrępowania dumny jakby skwarkę lizał.







Pomimo biedy wystającej zza każdego rogu, chłopcy wydawali się być szczęśliwi. Jeszcze dorosłe życie przedwcześnie ich nie dopadło widać. Oby tak zostało jak najdłużej…
Życie w Van













Ten człowiek nie ma lekkiej pracy. Wszyscy trąbią na niego i pokrzykują kiedy wlecze swój wózek ulicą.





Tych dwóch łepków rzuca w nas paprochami z arbuzów. Kiedy grożę palcem, przepraszają ze skruchą...





Tak relaksują się miejscowi. Oczywiście tylko mężczyzn widać.





My odpoczywamy pod daszkiem jakich tu wiele nad brzegiem.



Wyjeżdżamy z miasta, znów mogąc zachwycać się okolicznościami natury.







A tu wspomniany ormiański klasztor na wyspie Ahtamar



Gdzieś po zachodniej stronie jeziora Van, dużo ryzykując, na pobocze zjeżdża TIR żeby nas przepuścić a potem jedzie za nami. Nie było by w tym nic dziwnego ale przy najbliższym prostowaniu kości, zatrzymuje się razem z nami jakby coś chciał.
Z samochodu wyskakuje młody człowiek w moim wieku i … proponuje oddanie TDM`ce trochę paliwa.



Chyba robię nadzwyczaj głupią minę, bo sam zabrał się do roboty. Z boku cysterny ma schowek a w nim agregat mały a w nim trochę benzyny. Tą benzynę zasysa przez rurkę do pojemnika po oleju i tak udaje mu się utoczyć jakieś 2 litry drogocennego płynu. Przy tym oczywiście opija się oktanów aż prycha jak zachłyśnięty wodą koń a pluciu końca nie ma.

Krzyczę do Wery żeby szybko przyniosła wodę żeby uczynny Turek mógł zapić to świństwo. Kiedy Turek wodę dostaje… zaczyna myć ręce wciąż jednak plując i charcząc i ani myśląc przepijać benzynę wodą.

Po całym tym niebezpiecznym zabiegu, wchodzimy w rozmowę na łatwe motoryzacyjne tematy. On w swoim języku a ja czystą polszczyzną. Ręce bez końca zataczają w powietrzu różne kształty, piach co chwila nosił na sobie ślady różnych marek aut a uśmiech nie schodził z gęby żadnemu z nas.

Wera stoi z boku najpierw zdumiona a potem pęka ze śmiechu gdzieś za skałą. Turek pokazuje mi jeszcze wnętrze swojej nowej, czyściutkiej ciężarówki, wyposażenie, łącznie z odkurzaczem i przenośnym DVD a potem wskazując ręką zachód i na swoją twarz w geście picia powtarza na okrągło dwa słowa: Ti i czaj. To każdy by zrozumiał.

Wsiada do swojego nowego Mercedesa i rusza. My na koń i za nim.

Rozdzielamy się dopiero na rogatkach miasta Tatvan. On zatrzymuje się przy sklepie, my według jego wskazówek mieliśmy zatrzymać się 5km dalej na jakimś parkingu czy stacji benzynowej.
Czekamy w umówionym miejscu jednocześnie tankując do pełna, ale kiedy się znudziło jedziemy dalej swoją drogą powoli zapominając o tym fascynującym człowieku.

Koniec końców dopada nas głód. Małe miasteczko, upał, samochody i restauracyjka… No to zamawiamy. Zawsze zamawiamy na chybił-trafił z przyczyn wiadomych. Nie znamy języka tureckiego a Turcy co najwyżej kilka słów po angielsku.



Zawsze też trafiamy na smaczne i pożywne jedzenie z mięsem. Napełniwszy brzuchy szykujemy się do wyjścia a tu nagle słychać pisk opon i tuman kurzu. Widać było tylko jak kabina białego TIRa podskakuje gwałtownie tracąc prędkość. Już wiemy kto to. Cały zestaw blokuje i tak wąską ulicę.
Po krótkim i wylewnym powitaniu jakbyśmy byli braćmi i kilka lat nie widzieli, jedziemy za nim.

Co się teraz wydarzyło nie jest łatwo wytłumaczyć. Zatrzymawszy się w wybranym miejscu, z wozu wyjmuje kołdrę i rzuca na kamole pod murem. Na kołdrę rzuca koc a na kołdrę i koc poduszkę. Na to wszystko trzeba się uwalić i leżeć pokazuje …



Odpala swoje przenośne DVD wyraźnie chełpiąc się urządzeniem i zabiera się za… robienie jedzenia!
Nie wiadomo skąd zbiera gałęzie które nakazuje podpalić.



Kiedy się spaliły, kładzie na nie kawałki kurczaka i warzywa wcześniej wszystko osobiście umywszy w pobliskim źródle wody lecącym rurą ze ściany. Pieczywo, pomidory i wszystko inne lądują na kocu.





pierwszorzędne jedzenie.



Oto nasz kucharz i teraz już przyjaciel...



Nasyciwszy się po brzegi uszu jedziemy dalej kiedy tylko udało mi się jakoś wgramolić na motocykl.

Nie rozstajemy się tak po prostu. Jeszcze przed miastem Batman pijemy herbatę. Dokładnie po cztery herbaty. Rozmowom nie ma końca a zeszyt zapisuje się rysunkami pomocniczymi w błyskawicznym tempie.
Tu jednak rozstajemy się na dobre.



W Batman bo tu razem dojechaliśmy, dość długo szukamy miejsca do spania. Dodam tylko że kilka miesięcy przed naszym przyjazdem, żołnierze tureccy zastrzelili kilkanaście kobiet. Według doniesień TV były to terrorystki, które nielegalnie przekroczyły granicę z Iranem... Pozostawię tą wiadomość bez komentarza.





W końcu, gdzieś w bocznej uliczce zaczepiamy się w czymś w rodzaju pensjonatu. To jedno piętro kilkupiętrowego budynku gdzieś wśród pomniejszych uliczek miasta.
Bezwzględnie młodzi ludzie w recepcji nakazują zamknięcie motocykla na wszystko co mamy. TDMka stoi pod sklepem monitorowana całą noc. Warunki jak na Turcję znośne.
Oto nasz pokój i "podróżniczy nieład" w nim.



To widok z okna pokoju.





A to widok z okna łazienki która jest w pewnym oddaleniu na półpiętrze.



Jeszcze tylko krótki spacer do pobliskiego sklepu po coś na kolację i spać...

Dla dociekliwych: Raman, Batman 72070
http://goo.gl/maps/0XXGv
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem