Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.03.2009, 11:40   #8
Elwood
Gość


Posty: n/a
Online: 0
Domyślnie

Szwajcaria Kaszubska w pełnym słońcu (i nie tylko)
Za oknem piękne słońce, niebo błękitne, ani jednej chmurki, motorek ma super laczki, ja na grzbiecie dobre ciuchy, a więc - pora ruszać. Wprawdzie można zastanawiać się nad tym, czy wyjazd w plener 23 stycznia przy -20C i sporej ilości białego puchu w okolicy nie jest objawem lekkiego szaleństwa, lecz podobne rozważania zostawmy psychiatrom. Pojedziemy sobie cwanie boczkiem, aby uniknąć bliskiego spotkania klinicznego stopnia z którymś z karawaniarzy.
<TABLE cellPadding=7 border=0><TBODY><TR><TD>Pierwszy odcinek- niestety po asfalcie- Sierakowice- Kamienica Królewska mija spokojnie, jedynie dziwne miny ludzi zamkniętych w zaparowanych często maluchach każą mi zastanowić się, czy wytrzeszcz ich gałek ocznych jest wywołany nadczynnością tarczycy, czy po prostu za ciasno zawiązali sobie szalikii...
Za Kamienicą Królewską wjeżdżam w las. Droga przetarta na jeden pług, po bokach bandy niczym na lodowisku i ten puchowy śniegu tren! Czasami widać ślady saren, śladów człowieka brak. Droga kręci się przez las i w pewnym momencie zza zakrętu wylatuje saneczkarz w PF126. Ląduję w śniegu i przez długą chwilę nic nie widzę otoczony parą powstałą wskutek kontaktu śniegu z rozgrzanym silnikiem oraz tumanem białego kurzu. Saneczkarz pomknął dalej.

Radziecka maszyna ma blokadę mostu i wyżej wspomniane laczki o bardzo grubej kostce oraz szpadel przymocowany do wózka. Po kilku minutach odsłaniania motorka (wózek pod śniegiem) jadę dalej.


</TD><TD></TD></TR></TBODY></TABLE>
Przed Mirachowem zaczął padać śnieg, czyli słońce zniknęło za chmurami i zrobiło sie zimniej. Do Kartuz było z górki i pod górkę, ale spoko. Kostka trochę tłukła się po tym lodzie, hamulce działały inaczej niż bym chciał, ale jechalim wpieriod niczym Armia Czerwona. Przez Kartuzy udało mi się przejechać bez szkód - za wyjątkiem jednej pani, która na mój widok straciła chyba równowagę psychiczną, bo fizyczną napewno. Ja naprawdę jej nawet nie dotknąłem! Była ok. 20 metrów ode mnie, panie władzo!

Jedziem na Chmielno. Jeziora skute lodem, domki letniskowe (ale tylko niektóre) roz-skute przez amatorów cudzej własności, ruch trochę mniejszy. Postanowiłem odwiedzić znajomych we wsi Sznurki nad jez. Raduńskim. Tu pojawił się mały problem. Boczna drogę do Sznurków odwiedził jedynie pług śnieżny, który wprawdzie pięknie odśnieżył to co trzeba i przy okazji cudownie wygładził powierzchnię drogi, ale chyba skończył mu się piasek. Znowu pojawiło się słońce i góra pięknie lśniła lodami...

Próbuje " z marszu" zdobyć ten szczyt i po ok. 10 metrach wdzięcznie ześlizguję się w dół. Szczęśliwie nikt nie jechał po drodze do Chmielna. Włączam blokadę i ruszam. Efekt ten sam. Po trzeciej próbie wysiliłem swoje mózgowie do pracy i to z efektem pozytywnym. Jadę kołem wózka po poboczu pełnym grud zmarzniętego śniegu i jestem dumny ze swego IQ. Za szybko. W pewnym momencie wyrzuca mnie na sam środek drogi. Zeskakuję z siodełka, aby pchając motocykl powrócić nim na pobocze. Miałem farta, że trzymałem ręce na kierownicy, bo nie miałem raków na butach- nogi niczym na lodowisku (i to pod górkę) nie miały oparcia. Zaczęliśmy zsuwać się co drogi, po której właśnie leciał jakiś ciężarowiec. Następna próba. Zostałem spieszonym motocyklistą próbującym utrzymać motocykl z kołem wózka na poboczu. Szkoda, że tego pijackiego marszu nikt nie nakręcił na video! Nagroda murowana!! Co i rusz smyk- na środek, taniec na lodzie, strach dupę ściska, że z góry coś będzie jechało i na 100 % nie zdoła zahamować. Gdy po 30 minutach walki byłem na górze nadleciała cysterna z mlekiem. I jak tu nie mówić o czepku na głowie w dniu urodzin?No jak?

Znajomych nie było. Dalej - przez las drogą, po której niedawno zwozili drzewo. Trzeba było tylko jechać środkiem między koleinami głębokimi na ok. 40 cm (koło wózka na bok). Momentami było śmieszno, gdy na , środku drogi zjawiała się dziura lub kamień, albo drzewo rosnące obok drogi nie chciało przepuścić wózka. Ale od czego szpadel? Tak minęło 10 km. Dalej było tyż fajno, bo zjawił się lód. Ale nie było górki...

Opanowałem nową technikę jazdy. Gdy pomimo kręcenia kierownicą motorek gładko sunął w kierunku innym od zamierzonego trzeba było spokojnie (!) czekać na kontakt stopy z bandą śniegu (gdy leciał w lewo). Wtedy mocny kop w ziemię i lecielim prosto. W przypadku sunięcia w prawo kończyło się postojem (od czego szpadel - patrz wyżej).

Miałem znowu farta, bo na tej drodze byłem sam. Żadnych traktorów, TIR-ów tudzież UFO. Wyjechałem z lasu, przeciąłem drogę Kartuzy- Bytów i przez Stężycę do Kościerzyny. Tam kumpel prawie, że wypadł przez zamknięte drzwi swojej furki gdy mnie zobaczył. Okazało się, że jest minus 24C. Zaczęło zmierzchać. Nie będziemy wracać po śladach, a więc dalej na Korne i do Sulęczyna. Droga do Kornego taka jakaś czarna, maszynek na 4, 6 8, kołach też sporo, niektórzy pukają się w czoło (chyba sprawdzają, czy dudni jak przystało na pustą puszkę, czy co?), inni trąbią i kciuk do góry, a najwa zniejsze, że nikt nie strzela (Easy Rider).

Do Sulęczyna pięknie się jechało. Czarne zniknęło, a więc zęby się uspokoiły (to przez te grube kostki na asfalcie), znowu pełno śniegu, trochę lodu i przede wszystkim - mniej puszkarzy. Potem było baaaardzo źle. Konkretnie między Sulęczynem a Tuchlinem. Wykonywałem jakieś dziwne manewry aby uniknąć dziur w lodzie, raz nastraszyłem (naprawdę niechcący, panie władzo!) faceta, który jechał z przeciwka i usiłował zahamować, aby się ze mną nie stuknąć, gdy motór nagle postanowił zmienić pas ruchu. Dzięki manewrowi odbicia się nogą od bandy opanowanemu - przyznam bez zbędnej skromności - do perfekcji udało mi się uciec sprzed maski Lanosa w ostatniej chwili. Efekty specjalne w postaci kłębów pary i dymnej zasłony ze śniegu gratis.

Z Tuchlina do Sierakowic- nudy. Czarny asfalt, czasem tylko nawiane zaspy, ale takie mini - ok. 50 - 80 cm wysokości, a więc nawet nie do zauważenia. Musiałem sunąć już w świetle reflektora (instalacja 6V, z tyłu żółwiki) , więc czasami na drodze obserwowałem objawy lekkiej paniki. Teraz żałuję, że na lampę nie opuściłem osłony p/lot o pięknym niebiesko - zielonym kolorze. Byłoby czadowo !!!

Po powrocie do domu (godz 17. 30) w świetle lampy garażowej zobaczyłem, że cała maszyna jest pokryta warstewką pięknego lodu. Suuuper!

Uwagi końcowe :
Takie wypady polecam wszystkim, bo są super, o ile :
1. Masz mocne nerwy.
2. W momencie narodzin na twojej głowie znajdował się tzw. "czepek".
3. Zabezpieczyłeś swoją rodzinę dobrym ubezpieczeniem na życie (ale większość ubezpieczeń nie uwzględnia prób samobójczych!).
4. Masz jaja.
5. Chcesz przeżyć naprawdę fajną rzecz.

Poza tym - niestety na odcinkach czarnego asfaltu jest w pip soli, więc albo motór umyjesz, albo coś tam zardzewieje.
Ale i tak warto !!


Konrad Dobrzyński

Jarek, prośba od Konrada, aby to przekleić we właściwe miejsce. Bo mu tam "z tymi wordami" nie za bardzo idzie