Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07.01.2020, 20:08   #23
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,790
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 1 godz 35 min 2 s
Domyślnie

Z Sochi wylatujemy po śniadaniu i z mozołem przebijamy się na wylot z miasta. Zajmuje to sporo czasu i wymaga koncentracji. Żar sakramencki, tankujemy i chłodzimy się lodami na stacji benzynowej. Żeby odbić w kierunku Majkopu musimy dojechać aż do Tuapse i dopiero stamtąd odbić na wschód w kierunku na Gornyj i dalej na Apszerońsk i Majkop. Droga jest zajebista jak już dotarliśmy do asfaltu bo ładny kawał lecieliśmy szutrówką w sakramenckim kurzu. Nie w sensie jakości asfaltu choć ten jest całkiem przyzwoity a im bliżej Majkopu tym lepiej ale z tego powodu że wokół są lasy a wzdłuż części drogi płynie sobie rzeczka co powoduje że klimat jest ciut bardziej przyjazny choć oczywiście dalej czujemy się jak na patelni. W każdym razie poprawa jest. Po drodze mały postój na chłodzenie cieczą i lody. Im bliżej Majkopu tym bardziej zbliżamy się do szaro – burego nieba co nieuchronnie zwiastuje nadchodzącą ulewę.
Sam Majkop jak jest nie wiemy ale to stolica Adygei z populacją ok 150 tys ludzi więc jak na warunki rosyjskie to wiocha. Sama Adygea jest o tyle ciekawa że jest enklawą a otacza ją Kraj Krasnojarski. Sama republika jest malutka a około połowy jej powierzchni zajmują lasy.
Przed Majkopem odbijamy w prawo i za kilkaset metrów zatrzymujemy się w knajpie na popas. W samą porę. Ledwie weszliśmy do środka nastąpiło oberwanie chmury czy jakie cholerstwo. W każdym razie zajebista ulewa. W samym lokalu jest pusto. Nie ma nikogo ale otwarte. Pytam nieśmiało czy da się zjeść. Da się. No to trochę tu zabawimy bo nie uśmiechało mi się gonić w tym deszczu.
Zamawiamy szaszłyki, popitkę i luzujemy pod dachem, który niestety jest dziurawy jak ser (siedzieliśmy na zadaszonym jakby tarasie) więc jesteśmy zmuszeni przenieść się do wnętrza lokalu.
Ciekawy kontrast widać w toalecie. Jedna jest męska i wygląda tak. To wersja de lux.

Natomiast damskiej wam nie pokażę bo nie chciałbym oglądać po raz wtóry osranej dziury w ziemi i ścian z betonu.
Szaszłyki chyba ze starego barana bo twarde jak beton ale spożywamy bo jesteśmy wygłodniali.

Deszcz w końcu ustaje i pozostaje nam nakulać ok 70 km do celu naszej podróży. Robi się już wieczór i po deszczu jest po prostu chłodno. Im bliżej celu tym bardziej mi się podoba to miejsce. Michał z Frankiem pognali do przodu a ja z Jurkiem niemrawo się turlamy podziwiając krajobrazy i szumiącą w dole rzekę. Rzeka jest naprawdę potężna a zwie się Biełaja. Nie jest może jakaś ogromna ale tworzy przełomy i w wąskich wąwozach doskonale widać jej siłę. Lokalna turystyka oparta jest na spływach pontonami po tej rzece. Deszcz dodatkowo spotęgował jej siłę i brudna kipiel nie jest tym miejsce gdzie chciałbym się przypadkiem znaleźć.



Po drodze znajdują się też źródełka, z których lokalesi czerpią wodę do baniek. Gonimy dalej, tak całkiem niespiesznie. Z Jurasem zatrzymujemy się na foty i faje a chłopaków już dawno ani nie widać ani nie słychać. Łapiemy się wreszcie przed samą miejscowością. Jest już porządnie szaro i wkrótce zacznie zmierzchać więc rozglądamy się za noclegiem. Wreszcie udaje się na jednej posesji namierzyć spanie pod dachem bo chmury zwiastują że nocą może jeszcze popadać a mając w głowie siłę wcześniejszej burzy to pie$%lę spanie w namiocie. Tym bardziej że tu już temperatura nie rozpieszcza i muszę latać w polarze. Nasz gospodarz wygląda na bandytę ale jest całkiem sympatyczny. Rodowity Adygejec. Mówi nawet po adygejsku. Język kompletnie niezrozumiały i nie ma nic wspólnego z rosyjskim ani z żadnym innym znanym mi językiem.
Same Xamyszki wyglądają wieczorem mało ciekawie ale sklep i knajpa jest.

Wypakowaliśmy bety i idziemy na zakupy. Rzutem na taśmę tuż przed zamknięciem udaje nam się kupić niezbędne produkty. Wracamy na bazę i siadamy przed jednym z domków z gospodarzem. Po chwili dołącza do nas jego kolega, który mieszka naprzeciwko i też wynajmuje pokoje. Wpadł oczywiście z flaszką. Do późnego wieczora raczą nas opowieściami o tej krainie i ludziach. Wskazują również miejsca które powinniśmy odwiedzić. Na pierwszy ogień mamy obok bazy miejsce mocy tzw. Dalmień który planujemy zobaczyć jutro z rana. Dodatkowo chłopaki wskazują nam drogę przez góry gdzie zajebiście widać bambaki i to kolejny nasz cel, zaraz po zaliczeniu punktu który zaznaczył Michał na tracku ale co to jest to sam sobie nie mógł przypomnieć.
Ale to jutro. Dziś spać.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem