Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05.11.2011, 19:11   #24
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,161
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 1 godz 2 min 27 s
Domyślnie

Dzień 12 324km. 08.07

Kolejny piękny dzień . Wiatr jest dużo słabszy, niż wczoraj .







Kontynuujemy podróż na zachód w stronę Ułan Bator. Mijamy jurty, rzeczki, kopczyki Owo powoli pnąc się w górę. Przejeżdżamy przez bardzo szerokie kamieniste koryto rzeki okresowej, na której środku w sąsiedztwie gór stoją drzewa . Pięknie to wygląda. Piotr wyjmuje swojego Canona dokręca rasowy teleobiektyw i trzaska zdjęcia. Moim obiektywem raczej kiepsko to wychodzi. Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów przed wioską spotykamy kilku młodych jeźdźców. Robimy im zdjęcia i jedziemy do wioski zatankować paliwo .








Początkowo na stacji benzynowej jest tylko kilka osób. Po chwili już kilkanaście. Pozwalam na pozowanie do zdjęć na moim motocyklu. Mongołowie ochoczo ładują się w swoich tradycyjnych delach na kanapę i z uśmiechem na twarzy pozują do fotek. Nic nie kosztuje,
a można sprawić człowiekowi przyjemność i do tego jeszcze zrobić fajne zdjęcie .










Błądzimy troszkę po wiosce szukając właściwej dla nas drogi wyjazdu. W Mongolii łatwo wjechać do miejscowości natomiast, by wyjechać właściwą drogą trzeba czasami troszkę dłużej poszukać lub nawet pobłądzić wąskimi uliczkami pomiędzy domostwami, co nie jest złe, gdyż można obserwować codzienne życie mieszkańców. Po znalezieniu właściwej drogi pniemy się coraz wyżej w góry. Stwierdzam, że momentami szlaki w naszych górach są o niebo lepsze, niż „ droga” którą jechaliśmy . Dostało się nawet Wasilczukowej solidnie wykonanej centralce, którą porządnie zahaczyłem o kamień patrząc na piękne widoki zamiast na drogę . Centralka już nie zamyka się tak precyzyjnie, jak poprzednio i jest wgnieciona. Dobrze, że tylko na takim uszkodzeniu się zakończyło, bo uderzenie było mocne. Wjechaliśmy na wysokość ok. 2800m n.p.m., gdzie powitał nas kopczyk Owoo oraz znak drogowy z nazwami miejscowości i kierunkami dróg !!!








Od tego mementu przekraczamy pasmo i jedziemy w dół. Pierwszy zjazd pod dosyć ostrym kątem z rozciągającym się pięknym widokiem na okolicę. Dojeżdżamy do miasteczka Ulaangom, w którym jemy obiad i następnie ruszamy w dalszą podróż.









Jedziemy Kotliną Uwską mijając potężne słone jezioro Uws nur ( dł. 84 km , szer. 79 km największe w Mongolii ). Jesteśmy ok. 80 km za Ulaangom. Staramy się omijać na drodze kałuże, na których dnie jest dosyć śliska maź. Jadę kilkadziesiąt metrów za Robertem. W pewnym momencie widzę, jak tył jego motocykla dostaje uślizgu i wpada w kałużę, wahacz dobija, a ułamek sekundy później Roberta wyrzuca z motocykla dosłownie tak, jak siedział, czyli w pozycji jeźdźca na pobocze. Po chwili wstaje, więc myślę sobie, jest dobrze nic się Jemu nie stało. Podjeżdżamy z Piotrem bliżej, ustawiamy nasze motocykle i podchodzimy do Roberta. Ma podniesioną szczękę w kasku. Strasznie ciężko oddycha. Ledwo może nabrać powietrza. Ściągamy kask i głowę Roberta opieramy na kolanach Piotra. Patrzę na Piotra, Piotr na mnie. Nie wygląda to dobrze, wręcz powiedziałbym bardzo źle. Robert cały czas ma problemy z oddychaniem, jest blady i błądzi gdzieś wzrokiem . Nie traci przytomności, ale z trudem odpowiada na pytania. Po chwili leży już w pozycji bocznej, a my staramy się by nie tracił z nami kontaktu i cały czas powoli coś mówił. Czas upływa a z nim Robert oddycha coraz to swobodniej. Jest doświadczonym motocyklistą z niejednymi przejściami. Po ok. 30 min jak już doszedł do siebie, postawił diagnozę—„ Ciężko oddychałem, gdyż w wyniku uderzenia o ziemię zapadło się płuco i przypuszczam , że mam złamany obojczyk i prawdopodobnie żebra”. Postanawiamy, że dzisiaj dalej nie jedziemy. Jakieś 1000 m od miejsca wywrotki rozbijamy namioty, a jutro rano w zależności od samopoczucia Roberta zdecydujemy co robimy dalej. Możemy wrócić do Ulaangom, tam jest coś, co przypomina szpital i lotnisko, lub powoli jechać dalej ( ok. 600 km ) w stronę Ułan Bator. Obwiązujemy Roberta bandażami, próbujemy zaplikować tabletki przeciwbólowe
i odsyłamy do spania. My natomiast konsumujemy kolację popijając piwkiem. Rozmawiamy również chwilę z bardzo sympatycznym mongolskim małżeństwem, które nas odwiedziło a następnie kładziemy się do snu. Na dzisiaj emocji wystarczy .

Robert:

Nudna droga nudnym podmokłym stepem, po którym kilka godzin wcześniej przeszedł deszcz. Płasko jak na stole bilardowym. W wielkiej oddali góry. Na twardej wyjeżdżonej drodze gdzieniegdzie kałuże. Dość szybki odcinek. Jedziemy 60-80 km/h. Przy którymś z przyhamowań czuję pod butem, że coś blokuje mi pedał hamulca. Mam 70km/h. Szybkie zerknięcie i widzę, że saperka urwała się z dolnego mocowania. Musiał ją jakiś kamień mocno uderzyć… Próbuję ją skopnąć i choć mi się to nie udało podnoszę wzrok na drogę. Przede mną kałuża. Za mało czasu na skręt i odruchowo zaciskam ręce na kierownicy wiedząc z doświadczenia, że motocykl najwyżej dobije zawieszeniem, ale masa go przepcha. Nie raz byłem w takiej sytuacji. Następne co pamiętam, to ziemię nadlatującą pionowo z góry, nieco z prawej strony. Potężne uderzenie w kask. Głowa wygina mi się jakoś dziwnie na prawo pod siebie(potem okaże się, że szczęka kasku złamała mi obojczyk) .Odbijam się od ziemi i koziołkuję. Kątem oka widzę kamerę urwaną z kasku.
Wstaję i pokazuję jadącym za mną kolegom, że wszystko OK. W tym momencie nic mnie nie boli i aż sam jestem zdziwiony, że tak mnie przewinęło.
Sekundę później łapię oddech…… Nie da się….. Kolejna próba. Mogę tylko lekko wydychać to co mam jeszcze w płucach. Nie mogę nabrać powietrza!!!!! Podbiegają chłopaki a ja już klękam na kolano…… . Kładą mnie. Powoli małymi kroczkami łapię oddech. Dopiero wtedy powoli zaczynam odczuwać ból.
Nieopodal starej zagrody dla zwierząt odległej o jakiś kilometr rozbijamy obóz, gdyż i tak już był wieczór. Nie chcemy stawiać namiotów w miejscu wypadku z obawy przed rozjechaniem przez Mongołów, którzy dosłownie kochają nocą jeździć bez świateł.
Proponuję chłopakom, że pójdę tam powolutku na nogach, ale oni gwałtownie protestują.
Ostatecznie Sebastian jedzie w miejsce przyszłego obozu i tam rozpakowuje całkowicie swoją Africę. Ma zamiar przywieźć mnie na tylnym siedzeniu. Ja jednak proszę, aby pomógł mi wsiąść za kierownicę Afryki i zabrał moje Varadero. Odmawiam zażywania tabletek przeciwbólowych wyjaśniając zdumionym kolegom, że chciałbym dokładnie wiedzieć co i gdzie mnie boli a tabletki na pewno wyjem jeszcze i tak do ostatniej sztuki w najbliższym czasie.
Sebastian rozbija mój namiot i zapina mnie w śpiworze, gdyż sam tego nie mogę zrobić. Opowiada już na spokojniej, że badał butem feralną kałużę. Miała ona pionowe brzegi, zaś butem nie dało się sięgnąć dna.
W nocy nie śpię prawie wcale. Rano budzę się jednak wyspany, choć zasnąłem dopiero nad ranem. Leżąc w bezruchu na plecach stwierdzam, że absolutnie nic mnie nie boli. Jestem zaskoczony i powoli analizuję zdarzenia ostatniego wieczoru. Próbuję się podnieść. Ogromny ból uświadamia mi że to wszystko prawda. Miałem wczoraj solidną glebę – no może nie największą w moim życiu, ale jednak niemała.
Siadam przez 15 minut. Okazuje się, że nie dam rady rozpiąć namiotu. Wezwany Sebastian uwalnia mnie i przez kolejne 10 minut próbuje wyjść przed namiot.
POTEM BYŁO JUŻ TYLKO LEPIEJ!!!
W tym miejscu BARDZO bym chciał podziękować Sebastianowi, który oddał mi swój motocykl (jako lżejszy), abym przez kilka dni było mi łatwiej jechać.

Miejsce noclegu N°49 50.689’ E 93°00.049’

CDN.......










__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 05.11.2011 o 19:38
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem