Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.04.2016, 12:14   #28
mikelos
 
mikelos's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 643
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 20 godz 39 min 9 s
Domyślnie

Ruszamy w trasę...


Przed południem ruszamy do naszego "zaprzyjaźnionego dilera" kupić jakiś pojazd dla Przemasa. Pierwszy raz będę wiózł pasażera czymś co ma moc kosiarki (ok 9 KM). O dziwo - jakoś to jedzie. Trasa zajmuje nam raptem kilka minut. Dla cierpliwych wersja reżyserska - bez cięć i montażu więc nudna jak film z wesela



Przemas robi szybką selekcję i znajduje czerwoną strzałę. Coś tam jej dolega, czasem rozrusznik rzęzi ale jedzie, trąbi i hamuje a to najważniejsze. Jeszcze strzelamy pamiątkową fotę z dilerem i wracamy do Voytasa do hotelu.



Wyjazd z Saigonu tak by trafić w odpowiednią wylotówkę i się nie zgubić lekko podnosi nam ciśnienie. Po pierwszych minutach gubimy Voytasa :mur
Gdy się znajduje, ruszamy w ścisłym szyku i trafiamy na dobrą trasę. Nawigacja prowadzi nas na północny wschód, w stronę wybrzeża. Korki na wylotówce - straszne - sznur TIRów i aut, tylko motocykle suną bokiem specjalnym pasem bez problemu. Docieramy do przeprawy promowej. Facet który zbiera opłaty wrzuca banknoty do wielkiego plastikowego kosza. Szok ale praktyczny bo w obiegu praktycznie nie ma monet. Najmniejszy banknot to 1000 ale w praktyce wszystko kosztuje minimum 5000 (mała woda, czyli 1 zł) albo 10 000 (kawa, 2 zeta). Litr paliwa kosztuje ok 15000 (3 zeta).



Stopniowo ruch maleje, ale upał nie maleje, jedziemy bocznymi drogami wśród pól. Wzdłuż szos na słupach łopoczą czerwone sztandary - do wyboru: gwiazda albo sierpomłot. Odkrywamy istnienie baro-hamakowni - wspaniały wynalazek: cień, hamak i wodopój w jednym






Drinki raczej takie bez procentów, ale za to zawsze z lodem



Mijamy mniejsze miasteczka, tereny rolnicze, płasko, raczej nie ma na czym zawiesić wzroku. Wczesnym popołudniem robimy pojedynek map: Google Maps vs Open Street Map na Garminie. Wymyślamy, że zjedziemy nad morze przy jakimś parku narodowym a potem się zobaczy.



Ponieważ moja bluza jest za ciepła, a jazda w samej koszulce nie jest fajna (wiatr + słońce) nabywamy z Przemasem używane koszule po parę groszy. Trudno o nasz rozmiar, znajduję jakąś zieloną szmatę. Wyglądam w niej jak żaba w okresie godowym, zresztą rękaw pęka po paru minutach a zamiast spinek na mankietach używam kilku tyrtytek - jazda w stylu rajli




O zmierzchu docieramy nad morze - takie prawdziwe, mokre z falami. Miejscowość nazywa się Phuoc Thuan i jest kosmiczną dziurą, ale za to jest spory bazarek i pełno stoisk z robalami morza. Ślinka nam cieknie, ale wcześniej musimy rozkminić jakiś hotel. Pierwszych kilka zajętych, cofamy się nieco do wsi.











Znajdujemy hotel kilkaset metrów od plaży. Nie znając cen nawet się nie targuję (płacimy ok 660 tys). Pokój jest ogromy, klima działa i jest lodówka. Mamy do dyspozycji dwa łóżka - normalne, które i tak jest duże i drugie ogromne. Do końca wyjazdu będziemy z Przemasem kimać na jednym łóżku - przynajmniej dzieci z tego nie będzie a i baby nie będą zazdrosne Wracamy nad morze by zorganizować coś do jedzenia. Widoki morza może i romantyczne, ale ściemnia się błyskawicznie a statyw został w domu, merde...



Siadamy w jakiejś jadłodajni, zamawiamy gar czegoś z czymś bo menu jest tylko po ichniemu a Google Translate robi masakryczne tłumaczenie. Zamawiamy coś dzięki miłej pani znającej nieco angielski. Wokoło masa dzieciaków i młodzieży - przyglądają się nam - chyba nie jest to miejsce zbyt turystyczne - i bardzo dobrze.



Nawet takie coś pływa w garze. Chłopaki odmawiają, ja fedruje kończyny robala w poszukiwaniu papu.



Z trochę pełnymi brzuchami wracamy alejką w stronę hotelu. Jestem lekko niedojedzony po tych szuwarach z gara, więc ciągnę chłopaków do kolejnego baru, po drodze podziwiamy uliczny handel. Dopychamy się ma maksa w drugiej restauracji, w małym sklepiku kupujemy zimne piwo i skonani lądujemy w hotelu. Mój jet lag nadal nie minął, zasypiam dopiero nad ranem na parę godzin. Szit.





Najechane: 128 km



cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 25.04.2016 o 17:39
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem