Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13.02.2016, 01:33   #23
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

==============
Szczęście do przyjazdów w piękne miejsca o zachodzie słońca się mnie trzyma. Kapadocja polecana przez Mirmiła od razu robi wrażenie.





Pobyt rozpoczynam od znalezienia bardzo fajnego pola namiotowego. Tam zostawiam bety i rozbijam bazę, bo w planach na cały następny dzień, jest szaleństwo na lekko.

Tutaj poznaję też jedną z najbardziej ekscentrycznych osób z całego wyjazdu. Ale o tym za chwilę. Po rozbiciu bazy, wieczorny objazd okolicy.







Przed powrotem na pole, postanawiam wbić się do jakiegoś Turist Office i zapytać o co kaman z tymi balonami. Do tego momentu jestem święcie przekonany, że Kapadockie balony to jakiś festiwal. Może z dwa, trzy razy do roku. Coś w stylu festiwalu w Guczy.

Z tą świadomością, udało się znaleźć kanciapę jakiegoś TuristInfo, które akurat było przez Typa zamykane. Dialog mniej więcej taki:

-Hello
-Hello. Sorry, czy może mi pan powiedzieć kiedy będzie festiwal balonów?
-Mister...nie ma czegoś takiego.
-JAK TO NIE MA!? Głupa ze mnie robisz? A te wszystkie pocztówki co tu masz? Te plakaty. Wszędzie balony? Jak to nie ma festiwalu balonów w Kapadocji?!
-Mister, one latają codziennie
-Wow! Naprawdę?! Jutro też? Mega! A wie pan o której startują?
-O 4 nad ranem mister.
-Aha...to dziękuje...

I wyszedłem. Taki strasznie smutny. No bo...no byłaby opcja zobaczyć te balony. Ale o czwartej nad ranem? Pobudka? No nie ma opcji. Nie da się. Nie jest to dla mnie wykonalne.

Na szczęście drzwi obok był sklep z winami. Dwie butelki z najniższej półki, w rogu za lodówką, wyglądały akurat na to czego potrzebowałem. I cena jaka rozsądna! Wracam na pole namiotowe. Do wina zapraszam poznaną wcześniej Fee oraz dwie całkiem urokliwe węgierki, które autostopem sobie zwiedzają Turcję. Ale nie o nich teraz będzie...

Fee jest Brytyjką. Podróżniczką. Lesbijką. Matką. Jej sposób opowiadania, akcent, historie, po prostu wgniatają w glebę. Raz śmieszne, raz straszne. A ma ich praktycznie nieskończoną ilość, bo żyła w ewidentnie nietypowy sposób.

Przez prawie 20 lat, praktycznie pół na pół na Wyspach i w Indiach. Co roku czyniła dwa lub trzy kilku miesięczne wyjazdy w formie freestylu. Bez planu. Ot, szwendanie się po Indiach z patyczkiem. Tu jakaś robota. Tam jakaś dziewczyna. Odrazu warto zaznaczyć że ze swoją orientacją jest bardzo otwarta. Można wręcz zaryzykować, że jest wojująca w tym temacie

Obecnie spotykam ją z córką (nazwaną wymownie India ;]), w Kapadocji. Pytam więc, co ją do Turcji sprowadza? W odpowiedzi słyszę, że boi się tam od kilku lat jeździć. Tutaj zaczyna się jej opowieść, o Indiach sprzed jakiś 30stu lat. O miłości do tego regionu. I o tym jak widziała na własne oczy jak z każdym rokiem miejsce, które tak kochała, wypacza się. A winą za ten stan rzeczy jednoznacznie obwinia turystykę komercyjną.

Bardzo krytykuje cały system, który w skrócie opisała tak (parafrazując): Dwa tygodnie urlopu dla biznesmena, to ważny czas. Trzeba go spożytkować intensywnie i z rozmachem. W tamtym czasie, Indie były ogromnym rozmachem. Zaczyna się napływ ludzi majętnych, którzy płacą duże pieniądze za swoje 2 tygodnie odpoczynku. Wszystko było by ok, gdyby odpoczywali zgodnie z kulturą danego miejsca. Jednak oni chcą odpoczywać tak jakby odpoczywali w swoim kraju. Chcą modżaito, disco, basen i spa, czyli dokładnie to co na Wybrzeżu Lazurowym, tyle że w Indiach.

W kraju, który nie jest obeznany z alkoholem i kulturą picia. Który nie zna prawideł i społecznych ram zachodniego świata. Dodajmy do tego internet, który dla laika generalnie składa się z tylko z pornografii i zdjęć kotów...i nagle robi się problematycznie.

Coraz więcej hoteli, spa. Coraz więcej modżaitów i innych zachodnich zachcianek pojawia się zbyt szybko w zbyt niekontrolowany sposób, bo portfel turysty komercyjnego jest generalnie bez dna z uwagi na siłę $$$. I nagle pojawia się coś, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Indiach byłoby nie do pomyślenia: przestępczość, przypadki gwałtów no i alkoholizm. Do tego generalny społeczny rozpiździaj.

Tak ta cała historia została przez Fee opisana. Ile w tym prawdy? Nie wiem. Mówiła przekonująco.

Dlatego też postanawia ogarnąć inne kraje, których jeszcze nie poznała. Do Turcji przyjechała z Maroka. Tak więc z uwagi na orientację...odważnie ;] W tej tułaczce, towarzyszy jej jak wspomniałem, córka Indie. Całe obozowisko spakowane mają do dwóch małych walizeczek, bo plecak turystyczny dla Indie za duży, a Fee ma problemy z kręgosłupem. Długo można, by jeszcze o tym duo opowiadać

Fee z Córką


Dwa wina później, wtaczam się do namiotu. Jakoś tak na złość sobie, ustawiam budzik na 3:45. Dzwoni. "...uh...nienawidzę świata, pierdziele te balony, nie kce mi się i basta." Znowu dzwoni. "No dobra, wstanę. Ale coś czuję, że to jakaś lipa będzie. Zimno. Źle. Ciemno." Wciskam się w motołachy, wypycham Afrę z pola namiotowego coby ludzi nie budzić. Odpalam moto, siadam. "...no i pięknie. Nawet nie wiem, w którą stronę jechać. Nie mam pojęcia skąd te balony mają w ogóle startować. Wiedziałem, że to bezsens z tym wstawaniem. Cóż, jak teraz wrócę to się jeszcze wyśpię."

Drogą pocina sobie pick-up z z przyczepką. Na przyczepce coś, co wygląda na wielki kosz baloniarski. Uch, nici więc z odespania tej pobudki. Trza za nim jechać. Dojeżdżamy do jakiejś sporej wielkości dolny. Jest tam też drugi taki sam pickup z przyczepką. "No świetnie. Wstawanie o czwartej tylko po to, by zobaczyć dwa balony. Ależ mi atrakcja". Ustawiam się na lekkim wzniesieniu tej doliny i postanawiam poczekać chwilę i zobaczyć co się będzie działo.

Po dziesięciu minutach...w ciemności rozjarza się chyba 20 świateł samochodowych. Kręcą się po mieście. Po okolicznych dolinach. Kilka wpada na tą gdzie ja jestem. Coraz więcej i więcej ich. Wszystkie to pickupy z przyczepkami. Straszny harmider się robi, ale taki zorganizowany. Każde auto zajmuje swoje miejsce. Z każdego wysiada ekipa Turków i zaczyna ogarniać. "No dobra...chyba jednak warto było się zdzierać o tej godzinie..."

Podwójne, białe światełka, to pickup z balonem








Odpalają dieslowskie dmuchawy. Huk jaki się robi...jest nie do opisania. Cała dolina, także okoliczne drży. A to dopiero początek, bo po chwili odpalają się palniki gazowe. Pięknie to wygląda, bo jeszcze szaruga jest, i odległe balony, co chwilę jak żaróweczki się rozpalają na kilka sekund















Jak już palniki grzeją, znowu robi się zamieszanie, bo przybywa cała flota białych busików z turystami. Każdy minibusik, zbiera turystów o 5 nad ranem z hotelu i podwozi do umówionego wcześniej balonu. Nie ma tu jakiś negocjacji czy walki o miejsca. Wszystko wcześnie uzgodnione z biurem i danym przewoźnikiem. Szybki załadunek i po chwili startują.









Śledzę całą tą bandę, bo wielce ciekawy jestem, jak wygląda lądowanie takiego balonu.





Lądowanie wygląda dość komicznie. No bo tak: Nigdy do końca nie wiadomo, w którą stronę te balony poniesie, bo zawsze różnie wieje. Każdy balon, ma swojego pickupa z przyczepką, i trzeba go po lądowaniu na tą przyczepkę spakować. Poza tym, ktoś musi złapać liny i wspomóc załogę z kosza z ziemi. Tak więc jak tylko balony wystartują, to nagle w pościg rusza taka sama ilość pickupów z przyczepkami.

No nie ma jakiegoś lądowiska oczywiście. Przeważnie siadają gdzieś w szczerym polu na jakimś wzgórzu. Tak więc wszyscy dzidują po bezdrożach, Każdy kierowca z ekipą naziemną, ściga tego swojego balona. Jak powieje w drugą stronę, to zawrotka i dzida w drugą stronę. No totalny, wspaniały, piękny chaos Z tymi przyczepkami, które ma się wrażenie że zaraz się rozlecą na tych wertepach. Zawracanie w szczerym polu. Jeżeli kiedyś w Dakarze pojawi się piąta kategoria: samochód z przyczepką, to Turcy z Kapadocji będą nie do wyjebania :P

Tyle że to nie koniec. Bo każdego takiego pickupa, ściga biały busik. No bo w końcu ktoś musi turystów z powrotem pod hotel odstawić

Niestety w momencie największego zamieszania, padła bateria. Tutaj tylko lekka namiastka całej zabawy:
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso"

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 13.02.2016 o 01:44
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem