Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09.01.2020, 12:43   #48
Gończy
 
Gończy's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2017
Miasto: LPU
Posty: 1,141
Motocykl: RD07a
Gończy jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 9 godz 5 min 52 s
Domyślnie

16 sierpnia - piątek

W nocy posiedziałem trochę przy ścieżce zajadając paprykarz szczeciński, który odnalazłem gdzieś na samym dole sakwy i gapiąc się na księżyc, który rozświetlał dolinę. Ostatnia noc w Serbii była chłodna i rześka. Rano obudził mnie piękny poranek.







Nie chce się ruszać, chętnie bym został ale czas niestety nagli. Poranna kawa i w drogę. Dziś planuję przenocować się na Węgrzech. Zanim jednak tam dojechałem czekało mnie całe przedpołudnie pustych piątkowych dróg, sporo górek i masa zakrętów. W dolinach utrzymywały się mgły a słoneczko leniwie grzało po plecach.



Za Nowym Sadem zaczęły się płaskie tereny chyba po dawnych PGR-ach. Skończyły się zakręty i podjazdy. Mimo to fajnie było wreszcie pojechać trochę po prostym. Od czasu do czasu mijałem jakąś małą miejscowość i parłem w stronę granicy. Powoli pogoda zaczynała się psuć i nie miałem ochoty zmoknąć więc zająłem się wyścigiem z chmurami i walką z nasilającym się wiatrem.



Na granicy poszło szybko. Spotkałem dwóch kolesi w adidasach i t-shirtach na bramkach, na ATAS i nowym KTM 790 R i wjechałem na węgierską ziemię. Zaczęło kropić i zapowiadało się na konkretną burzę. Zacząłem ubierać przeciwdeszczówkę ale na szczęście deszcz poszedł sobie gdzieś na chwilę. Skoro udało się uciec w Serbii burzy to może uda się na Węgrzech. W Szeged wody było masę, lawirując w głębokich kałużach szybko uciekłem z miasta. W samą porę, bo pędząc potem w północnym kierunku we wstecznym lusterku widziałem co tam zaczęło się dziać. Wiał cholernie mocny wiatr więc złożyłem się na baku i walcząc z podmuchami uciekałem (tzn. taktycznie wycofywałem się na z góry upatrzoną pozycję) z Bałkanów gdzie po tylu tygodniach bez deszczu burza postanowiła o sobie jednak przypomnieć i rozpiździć co będzie w stanie a resztę utopić. Ostatnio taką burzę widziałem ze dwadzieścia lat temu. Postanowiłem jechać do wieczora. Na powrocie jak to na powrocie wraca się sprawniej i szybciej. Rolnicze Węgry to trochę nudny odcinek więc starałem się nie zatrzymywać za bardzo. Wieczorem zjechałem na jakieś pastwisko, wydeptana ścieżka doprowadziła mnie do kanału irygacyjnego i niewielkiej stróżówki na śluzie. Nie było nikogo więc rozbiłem namiot na dróżce pod drzewami. W nocy kręciło się trochę dzików i innej zwierzyny. Ktoś tam daleko kradł też chyba drzewo z lasu, bo słyszałem niesione przez mgłę i pola głosy oraz dźwięk piły łańcuchowej.
Dystans 490.

Końcówa - 17 sierpnia sobota do Polski

Rano wschód słońca oglądałem sobie już z motocykla.



W Bieszczady do bazy było jeszcze parę stówek. Pogoda przednia, Bieszczady po Słowackiej stronie przepiękne. Nigdzie się nie spieszyłem. Zatrzymałem się jeszcze na chwilę na pstrąga w Barze na Stawach (z sentymentu dla samej nazwy) – polecam rybkę, palce lizać i po południu wturlałem się do BPM – u. Motocyklistów masa, gdzieś w okolicy miało grać chyba KSU. Suma summarum na koncert nie dotarłem ale i tak było bardzo sympatycznie.

Cały ten wyjazd to seria przepięknych widoków i miejsc. Kalejdoskop pejzaży i zachwytów, które z racji samotnej wycieczki miałem tylko na wyłączność dla siebie. W tym roku samochodem i motocyklem przejechałem w wakacje ponad siedem tysięcy km po Bałkanach ale szczerze powiedziawszy dla mnie i tak najładniej jest i chyba zawsze już będzie u nas.
W niedzielę przed dziewiątą poturlałem się przez moją ukochaną Rzeszowszczyznę do Puław. Zdążyłem akurat na obiad na pysznego schabowego ale do telewizora nie mogłem się przyzwyczaić przez kilka następnych dni.

No i to by było chyba na tyle.
Gończy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem