Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01.11.2017, 12:54   #19
macias1989


Zarejestrowany: Feb 2016
Posty: 40
Motocykl: RD03
macias1989 jest na dystyngowanej drodze
Online: 9 godz 11 min 15 s
Domyślnie

Dzień 6. 10.08.2017
Na granicy RUS/KAZ chcieliśmy być jak najwcześniej. Wstaliśmy o 5.30, żeby ominąć poranne korki w Astrachaniu. Droga do granicy wiodła przez deltę Wołgi. Krajobraz zmienił się, zrobiło się zielono i pojawiło się sporo drzew. Niezłe miejsce na camping!



Przekroczyliśmy do granicy mnóstwo mostów, z czego jeden był mostem pontonowym. Cena za przejazd motocyklem to 50RUB.





Samo przejście granicy było bardzo szybkie. Po stronie kazachskiej wypełniliśmy tylko karty migracyjne, celnicy standardowo rzucili okiem do bagaży i już!
Celnik trochę jak Putin:


Od razu za granicą zostaliśmy otoczeni przez kilka osób. Oferowali wymianę pieniędzy. Chciałem wymienić $20 to odmówili. Minimalna kwota jaką akceptowali to $100. Oczywiście zrezygnowaliśmy. Musieliśmy za to kupić tam ubezpieczenie na motocykle. Przy przejściu stały baraki i w jednym z nich takie było sprzedawane. Chłopaki wzięli dokumenty i poszli załatwiać formalności, a ja zostałem pilnować motocykle. Dostali informację, że cena ubezpieczenia za 3 motocykle to $40, więc się zgodzili. Ja stałem z lokalesami przy motocyklach. Zachowywali się zupełnie inaczej. Niektórzy tylko oglądali, ale większość musiała wszystkiego dotknąć, powciskać przyciski, poruszać rollgazem, spróbować włączyć nawigację… wszystko. Na szczęście nie zaglądali nam do bagaży Zadawali mnóstwo pytań, szczególnie o motocykl. Jak szybko jedzie, ile pali, ile kosztuje w dolarach.
Po kilkunastu minutach chłopaki wrócili ze swoimi dokumentami, a ja musiałem podejść do tego baraka i podpisać jakiś papier. Tam facet zażądał ode mnie pieniędzy. Nagle okazało się, że koszt ubezpieczenia na 30dni to $40 za motocykl! Kłóciliśmy się z nimi, że mówili co innego. Nie chcieliśmy zapłacić i próbowaliśmy coś ugrać. Zlazło się wokół z kilkunastu facetów, żeby posłuchać o co chodzi i zdecydowanie nie mieliśmy siły przebicia. Na horyzoncie widzieliśmy też, że stała policja. Może sprzedawca ubezpieczeń poinformowałby ich, gdybyśmy zrezygnowali i musielibyśmy wtedy płacić policji? Ostatecznie, żeby nikt nam nie skopał tam tyłków i żeby nie płacić policji, a słyszeliśmy że mandaty w Kazachstanie są wysokie, odpuściliśmy i zapłaciliśmy tyle ile chcieli. Wsiedliśmy na motocykle i pojechaliśmy w stronę Atyrau.



Słyszeliśmy przed wyjazdem plotki, że całe 300km do Atyrau to fatalna droga. Byliśmy przygotowani na wielkie dziury i wolną jazdę. Okazało się, że droga jest naprawde koszmarna. Dziura na dziurze. Głębokość po kilkadziesiąt cm, wyrwy w asfalcie, co chwile szuter, kamienie. Ominięcie dużej dziury graniczyło często z cudem. Często przy omijaniu jednej dziury wpadało się w inna, większą. Jazda szutrowym poboczem była lepsza niż jazda po tej drodze, ale też nie było zbyt równo. Dodatkowo na drodze panował zadziwiająco duży ruch. Osobówki, tiry i my między nimi.Wyprzedzanie nie było proste, bo za samochodami unosił się pył ograniczając widoczność, a kierowcy często wykonywali nieprzewidywalne manewry w celu ominięcia dziur.













Okazało się, że droga w tak złym stanie skończyła się już po 30km. Później pojawił się w miarę równy asfalt, który czasami był podziurawiony mocniej lub słabiej, ale omijanie dziur było już możliwe i trzymaliśmy tempo ok. 80km/h.




Mijane wioski na wschodzie Kazachstanu były szokujące. W pierwszej stało pełno lepianek! Bieda była oczywista. Niesamowite też było jak szybko zmienił się wygląd ludzi. W zasadzie od razu po wyjechaniu z Rosji zniknęły europejskie rysy twarzy, a pojawiła się żółta skóra i skośne oczy.

Krajobraz to dalej nudny step, ale czasami na poboczu pojawiały się wielbłądy!









Całkiem sprawnie dojechaliśmy do Atyrau, gdzie zatankowaliśmy i kupiliśmy jedzenie w supermarkecie (płatność kartą!). Kawior i koniak był ekstremalnie tani i produkty te stały się tam naszymi ulubionymi
Kontynuowaliśmy jazdę w stronę Bejneu. Droga perfekcyjna. Zaraz przed zachodem słońca zjechaliśmy w szutrową drogę prowadzącą w głąb stepu i po kilkuset metrach zatrzymaliśmy się, żeby pierwszy raz rozbić namioty. Noc była idealna. Ciepło, cicho, tanio. W nocy stado koni przebiegło bardzo blisko naszych namiotów, niesamowite emocje!



Ślad 476km
macias1989 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem