Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23.12.2011, 08:56   #17
lukasz809b


Zarejestrowany: Oct 2009
Miasto: Wa-wa
Posty: 21
Motocykl: nie mam AT jeszcze
lukasz809b jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 dzień 16 min 9 s
Domyślnie

Mongolia w towarzystwie Rosjan

Kolejne dzień jazdy i w końcu Ułan Ude. Zmęczeni wygrywa i podjęta zostaje szybka decyzja - Mongolia poczeka na lepsze czasy, a teraz do Polski. Kawałek za miastem jednak trafia się grupa motocyklistów z Rosji. Chwila rozmowy i okazuje się, że to prawosławni, którzy w hołdzie Newskiemu są w trasie i wybierają się, by podobnie jak on przejechać przez kraj Czyngis Khana. Ojciec Dimitr, szef wyjazdu, zgadza się bym do nich dołączył. Tym samym ich wypad, na 10 motocykli i samochód serwisowy – GAZ-ela, powinno być raczej samochód do serwisowania…, nabiera międzynarodowego charakteru. Później dołączy do grupy również Jura z Ukrainy. Uroczysty przejazd przez miasto, połączony z blokowaniem skrzyżowań, dostarcza niezapomnianych wrażeń. Noc w pomieszczeniach tuż przy cerkwi, pyszna kolacja, rozmowy i bania. Znaczna poprawa w stosunku do wczorajszej walki z zasiekami



Drugi dzień to dojazd do granicy Rosja-Mongolia, a tam kolejna cerkiew i smakowite jedzenie. Mogę się również umyć. Kolejny dzień to już Uan Bator, również cerkiew, dzień odpoczynku i zwiedzania. Z ciekawostek, grupę dogania jeszcze jeden jej uczestnik Andriej. W swoim BMW, jeszcze w Rosji miał przygodę z pękniętym wałem. Remont w rosyjskim stylu i jedzie dalej na spawanym! W kolejnych dniach jazda w tak dużej grupie się nie klei. Na GAZ-eli jest moja opona, postanawiam więc trzymać się przy samochodzie. Wyjeżdżamy razem ze stolicy i jako pierwsi opuszczamy miasto. Kolejny punkt trasy to Karakorum.

Jura z Ukrainy

Wieczorem dojazd do miasta, w międzyczasie potężna burza urywa wycieraczkę w samochodzie. Ale gdzie są pozostali…? Trzeba coś zjeść, będzie się łatwiej myślało. Pada cały czas, a w międzyczasie jeszcze się ściemnia, a reszty grupy jak nie było, tak nie ma. Telefonów również brak… W nocy się nie jeździ po nieznanym, ale kierowca samochodu nie daje się przekonać i powstaje plan aby zatankować i jechać z powrotem. GAZ-ela rusza spod baru pierwsza, motocykl potrzebuje się chwilę pogrzać..dojeżdżam na stację, a GAZ-eli tam nie ma… Nie wiadomo tylko, czy jeszcze jej nie ma - niemożliwe, albo już jej tam nie ma - również niemożliwe… to GDZIE JEST Powrót pod bar nie rozwiązuje sprawy, tam też auta nie ma. To spory problem ponieważ na samochodzie obecnie są również inne moje rzeczy, które w międzyczasie wrzuciliśmy na auto aby moto było lżejsze. Powrót na stację, GAZ-eli nadal „nieto”. Deszcz, noc… można wyobrazić sobie lepszą sytuację. Szczęśliwie na motocyklu jest namiot i to, co potrzebne do spędzenia nocy. W strugach deszczu i chłodzie rozbijam namiotu przy stacji benzynowej. Zaraz zrobi się ciepło i sucho. Rano będzie czas by pomyśleć, co robić dalej.
Poranek również deszczowy, wyjście z namiotu i …GAZ-ela tuż obok…!? Ale jak, skąd? Okazało się, że kierowca z rozpędu, po wyjechaniu na drogę główną skręcił w prawo… a powinien w lewo. Po 40 km i dojechaniu do wioski, zerknął na mapę i zorientował się w pomyłce. Zawrócił i .. rano się objawił. Krótka rozmowa, śniadanie i ruszamy w „odłożony” na dziś, a planowany na wczoraj powrót po resztę grupy. Trafiamy na nich niedaleko za miastem. Nie dojechali bo, szukali GAZ-eli, bo był deszcz - ta ulewa, która stała się poprzedniego naszym udziałem, bo coś tam… Zawrotka i znowu do Karakorum.


Po tym dniu z innymi dwoma motocyklistami decydujemy się na indywidualną jazdę i oddzielamy się od grupy. Wymiana opon u Rosjan, a i na tyle XTZ znowu pojawia się większa zębatka. Kończy się mongolski asfalt a zaczynają stepy.
Drogi Mongolii to czasami pojawiająca się na stepie grawiejka, chwilami asfalt, w większości to jednak wyjeżdżone na stepie ślady. Mocno wieje, jest ciepło co sprawia, że jazda to prawdziwa radość. Pod wieczór, z wiatrem w plecy potrafi być tak gorąco, że w motocyklach włączają się wiatraki.

Noc na stepie pogodna i dość ciepła. Niebo pełne gwiazd. Korzystamy również z hoteli, ceny w granicach 20zł i możliwość korzystania z łazienki sprawiają, że decydujemy się na taką rozpustę. Co rano start i znowu w drogę. Popołudniem dojeżdżamy do sporej rzeki. Jedna Afryka przejeżdża ją niemal z marszu. Jest dość głęboko, ale do zrobienia. Najgorsze jest to, że w mętnej wodzie nie widać dna.


Na jednym z dużych kamieni przednie koła podbija i walę z motocyklem w mętną wodę.


Silnik gaśnie natychmiast. Sasza rzuca się do wody i pomaga wypchnąć moto. Rozrusznik nie kręci - woda w cylindrze? Otwarcie air boxa powoduje wodospad… o ładnie! Rozrusznik nadal nie kręci. Przepchanie motocykla na biegu i w cylindrze już nie ma wody. Rozrusznik kręci, ale moto nie pali. Holujemy go kilkadziesiąt metrów i moto gada. Ciut prycha, trochę strzela, ale pali. A jak olej? Na pracującym silniku odkręcenie korka wlewu ujawnia, że olej to obecnie biała emulsja… natychmiast stop.


Trzeba zmienić tę maź. Szczęśliwe tuż obok jest stacja i jest olej, jest też przywieziony z Polski nowy filtr oleju. Płukanie olejem i zalanie nowym. Pełna klarowność, uff. Słabiej, bo w światłach jest akwarium, nie ma tym samym oświetlenia. Mamy plan aby jeszcze dziś dojechać do Khovd, a powoli zbiera się ku wieczorowi. Ruszamy i w drodze robi się zupełnie ciemno. Szlak wije się po górach i w dzień byłoby niełatwo. A tu jazda przy innym motocyklu, w jego światłach wymaga koncentracji i uwagi. Stwarza też rodzaj szczególnej więzi, że jest obok ktoś, że pomaga. Szczęśliwie osiągamy Khovd i spędzamy noc w hotelu. Dobra kolacja i można spać. Poranek i dalej w drogę.
lukasz809b jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem