Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.09.2008, 20:04   #8
felkowski
 
felkowski's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2008
Miasto: Warszawka
Posty: 1,482
Motocykl: RD07a
Przebieg: 66666
Galeria: Zdjęcia
felkowski jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 19 godz 27 min 40 s
Domyślnie nocny przelot

Jadę dalej. Jest już ciemno. Siąpi cały czas, ale kilometry lecą znacznie szybciej niż w bagienku. Między granicą a Wiedniem rozbudowują drogę. Już nie szukam wrażeń i skrótów, „odcinki specjalne” omijam szerokim łukiem. No ale i oznaczenia są dużo wyraźniejsze.Docieram do Wiednia. Droga wiedzie przez centrum. Jest środek nocy, wiec nie ma specjalnie ruchu. Jedynie zatrzymywanie na światłach trochę denerwuje. Jadę dalej na Gratz. Droga wyśmienita, mały ruch, tylko mokro i zimno. Mam już na sobie wszystkie wzięte ze sobą ciuchy. Okazało się, że suwaki w butach są nie do otwarcia. Zalepione gliną na maxa. Po dłuższej szarpaninie udaje się jednak otworzyć. Membrana z foliotexu i suche skarpetki. Czuję się jak w niebie. Na jednej ze stacji ucinam sobie pogawędkę z kierowcą golfa. Mówi, że jest 4 stopnie i jak mnie widzi to jemu jest zimno. Od tej pory mi też się wydaje, że marznę bardziej. Lepiej było nie wiedzieć.

Docieram do Słowenii. Nad ranem nawet celnikom nie chce się niczego sprawdzać. Siedzą w budkach i nawet nie wystawiają nosa. Słowenia mija niepostrzeżenie. Kilka górskich tuneli i jestem w Chorwacji. Tunele są fajne. Wewnatrz jest cieplej i nie pada na głowę. To mi się podoba. Szkoda, że w tunelach nie ma parkingów. Zatrzymuję się na stacji strzelić kawkę, bo zaczynam łapać dziobaka. Przysypianie, a szczególnie na motorze, to nie jest specjalnie fajna sprawa. Wychylam kilka łyków kawy i ...zasypiam na kubku, stojąc oparty o stolik. Na szczęście chyba nie na długo. Gdy się budzę jeszcze nie zakrzepła. Jadę dalej. Docieram do Zagrzebia. Potem do Karlovacia. Jeszcze trochę i będzie morze, ciepła plaża, słońce. Na razie z dobrych znaków; to się rozwidnia. Piękne górskie widoki. Pewnie niedługo będzie cieplej. Ale na to jeszcze trzeba poczekać. Na razie góry i mgła. Docieram do przełęczy. Kilkaset metrów w dół. Już jest inaczej. Nie ma mgły, nie ma deszczu i nawet droga przesycha. Wreszcie jest morze. Ale gdzie te upały ? Kurcze 9 st. Nie po tu jechałem.
IMG_3706.jpg
Ostro wieje. Spacerek po porcie w kasku, bo wiatr jest masakryczny. Chwilami napiera i gwiżdże jakbym nadal jechał. W sumie jechałem całą noc. No cóż kto nie ryzykuje .....nie ma o czy opowiadać ;-). W sumie 21 godzin w drodze. Gdyby nie „błotny odpoczynek” w Czechach byłoby szybciej. Licznik melduje 1200 kilometrów. Ja pierdziu jak to moje siedzenie wytrzymało? Może chłód zamroził czucie? Nie wiem. Na przekór tym co mówią, że oryginalna kanapa w Africe jest do niczego, nie było aż tak źle. Chyba, że mówiąc; „jest do du... „ mówią to z uznaniem. O jej dopasowaniu do tej mniej szlachetnej części pleców. Myślę, że mój tyłek to potwierdzi. Chwilka odpoczynku i zastanawiam się co robić dalej. Iść spać czy na plażę? W tych warunkach plaża raczej nie budzi entuzjazmu, zresztą wcale jej nie widać. O ósmej rano znaleźć jakąś kwaterkę chyba też nie jest łatwo. Zresztą co im powiem? - Chciałbym się przespać dwie godzinki bo jadę dalej. Głupio jakoś tak. Wiatr jest rześki i jakoś wcale mi się nie chce spać. Jadę dalej. Ta mgła to były chmury. Na dole nie ma po nich śladu. Oczywiście jak się nie patrzy na góry. Nad szczytami nieźle się kłębi.
IMG_3720.jpg
Przejdzie, nie przejdzie zastanawiam się jadąc. Na szczęście wychodzi słońce. Świat zmienia się nie do poznania. Dosłownie widać jak dzień ze słońcem przechodzi przez góry. Zaczynam pozbywać się mokrych ciuchów. Wody z rękawiczek wystarczy na małą kawę. Wyżęte przyklejam taśmą do kierunków. Wysychają na dystansie 30 km !!! Muszę to opatentować. Zbije na tym fortunę
IMG_3724.jpg
Idę za ciosem. Koszula związana rękawami na szyi powiewa jak płaszcz batmana. Schnie równie szybko. Jest coraz cieplej. Przy 14 st. wydaje mi się, że jest mi już gorąco. Zostaje kurtka z wypiętą membraną i ociepleniem na sam tiszert. Swoją drogą to trzywarstwowy zestaw przemaka jak normalny, ale schnie szybciej. Oczywiście jeśli jest podzielony. Nie wiem czemu, przypomina mi się opowieść Shreka o warstwach ;-). Jadę nad samym morzem drogą z Rijeki do Zadaru. Jest pięknie. Świeci słońce. Morze ma niesamowity kolor. Woda w zatoczkach jest jak tęcza. Kolor przechodzi przez wszystkie odcienie zieleni. Jest niewiarygodnie czysta. Z wysokości kilkudziesięciu metrów widać kamienie i kotwice pod wodą. Zatrzymuje się na stacji zatankować. Przy okazji dochodzi do mnie, że ja też mógłbym coś zjeść. Jest jedenasta a ja bez śniadania. Okolica raczej pustawa. Nieliczne osady i prawie wcale nie widać ludzi. W sklepie kupuje bułkę i dżem. Zatrzymuje się przy zakolu i wcinam ze smakiem wpatrzony w morze i wyspy.
IMG_3729.jpg
Raj na ziemi. Jest lepiej niż w piosence Maanamu. W przeciwieństwie do nich, błękitnego nieba mam pod dostatkiem. Czyż nie po to się żyje. Już nawet nie pamiętam o nocnym deszczu i chłodzie. Ruszam dalej. Głowa urywa mi się na prawo i lewo. Raz góry raz morze. Szkoda, że u nas trzeba jechać cały dzień z nad morza w góry.
IMG_3736.jpg
__________________
felkowski
sikanie z wiatrem to chodzenie na łatwizne

Ostatnio edytowane przez felkowski : 28.02.2010 o 11:58
felkowski jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem