Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.04.2020, 11:08   #46
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,667
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 3 godz 32 min 24 s
Domyślnie

Nukus jest ewidentną ludzką pomyłką, nikt zdrowo myślący nie zakładałby tu miasta. No ale powstał i już trwa, powstał z tego samego powodu co Murgaby i Narynie. Pojawiała się granica, której trzeba było strzec, więc postawał garnizon, pojawiali się oficerowie z rodzinami, dzieci, szkoły, sklepy, kolej, powstawało miasto. A teraz? Teraz Nukus to stolica Karakłpaków, ludu który sowieckim zrządzeniem losu znalazł się w Uzbekistanie, choć równie dobrze mógłby być przyłączony do Kazachstanu czy jeszcze lepiej (a może dla ludności gorzej) do Turkmenistanu.
W latach 20. przez chwilę nawet istniała Chorezmska Autonomiczna Republika Radziecka, ale to były czasy w których władza radziecka dopiero się ogarniała i nie miała czasu na szczegóły. Wówczas istniała też Turkiestańska Republika Radziecka (dzisiejszy Kirgistan, Tadżykistan i Uzbekistan). I żeby było śmieszniej to istniała też Kirgiska Autonomiczna Socjalistyczna Republika Radziecka, którą był obecny Kazachstan. Dzisiejsi Kirgizi byli zaś nazywani Kara Kirgizami (kara – czarny). No, ale towarzysz Stalin jako ludowy komisarz do spraw narodowościowych wszystko to wyrównał i teraz wszyscy są na swoich miejscach.
Karakałpacy - tradycyjnie pasterze i rybacy i nie bardzo pasują do reszty Uzbekistanu, który ma tradycje rolnicze, rzemieślnicze i mocno kupieckie. Ale cóż, Karakałpakom przypadły ziemie podłe i pustynne. Kiedyś, w czasach starożytnego Chorezmu prawdopodobnie wszystko wyglądało tu inaczej, Amu daria była rzeką żeglowną dopływającą do Arala, a ziemia była żyzna. Po okolicy rozlokowano wiele twierdz, których szczątki wciąż można zobaczyć na wzgórzach. Trzeba się jednak spieszyć, bo ruiny znikają w oczach - Uzbekistan stawia na turystykę i… odbudowuje je jedna po drugiej, nie zważając na protesty historyków.
No, ale wracajmy do Nukusu, obecnej stolicy Autonomii Karakałpackiej. Z nieba waliło nieprzytomnie słońce, dosłownie trudno się oddychało. Schowaliśmy się w przepastnym muzeum im. Sawickiego i spędziliśmy w nim dobre trzy godziny. Trochę na złość Młodemu, który był w stanie udawać zainteresowanie sztuką radziecką przez prawie godzinę, a trochę bo naprawdę mi się podobało.
Sztuka alternatywna delikatnie nazywając nie pasowała Związkowi Radzieckiemu. Awangarda była burżuazyjna, dekadencka, a władza radziecka propagowała realizm socjalistyczny. No a tu taki obywatel Łysenko maluje niebieskiego byka. Przyznacie, że dostateczny to powód, by go zamknąć w psychuszce… Zbiorów muzeum pilnuje sztab cerberek, które ziewają na każdym piętrze. Na parterze jest Kofie, ale nie rabotajet. Muzeum szacowne, ale pomimo awangardowej zawartości jest bardzo radzieckie, przewymiarowane i nie pasujące do Nukusu co najmniej tak bardzo jak Nukus nie pasuje do otaczającej go pustyni. Ale co pasuje do tego miasta? Może najbardziej „nowiczok” radziecka broń chemiczna, nad którą pracowano w miejscowym instytucie. 2 gramy wystarczą, by zabić 500 osób. Brytyjczycy oskarżali niedawno Rosję o serię zamachów w UK przy użyciu tego środka. Tak, nowiczok pasuje do niegościnnej pustyni podobnie jak Wyspa Odrodzenia na jeziorze Aralskim, gdzie produkowano broń bakteriologiczną. Wyspy zresztą już nie ma, stała się już półwyspem. A wąglik podobno wciąż tam straszy,
Muzeum jest ogromne, ale zwiedzających było pięcioro. Prócz nas pętały się jeszcze jakieś trzy Niemki, które poprzedniego dnia spotkaliśmy w Mujnaku. Karakałpakstan to pustynia i widać wszyscy podążają podobnymi ścieżkami.
Tej pustyni przybywa, bo właśnie pojawia się nowa, pustynia Aralska, z każdym rokiem coraz większa i większa.
Wysychające jezioro Aralskie podzieliło się na dwa mniejsze. W tym północnym, leżącym w Kazachstanie ostatnio nawet przybywa wody, ale dla południowej części nie ma ratunku. Południowa część należy do Uzbekistanu, a tu bawełna jest najważniejsza. Bawełna zaś potrzebuje wody, a woda jest w Amu Darii. Amen.

Kolejne dni są podobne. Zwiedzamy Chiwę, Bucharę i Samarkandę. Trzy oazy na uzbeckiej pustyni. Chiwa i Buchara mocno odpacykowane, wyglądają jak z bajek Sindbada. Alek zachwycony, bo nie przypomina to niczego co zna z miast europejskich. Wszystko to na listach UNESCO, ale Uzbecy tak bardzo się przyłożyli do restaurowania tych zabytków, że podpadli tej organizacji, bo skala ingerencji była zbyt wielka. Wszystko to kolorowe, podświetlone, z przewodnikami i autokarami. W dodatku bez wiz dla „cywilizowanego” świata. Warto wciąż jednak jak diabli. Nam najbardziej spodobała się Chiwa. Buchara wydaje sie zbyt cukierkowa, a Samarkanda nie ma takiej starówki jak pozostałe dwa miasta. Perełki jak Registan, mauzoleum Bibi Chanum, grobowiec Timura otoczone są czystosowieckim architektonicznym badziewiem.

Wymieniamy kasę, ma z pół kilo banknotów, winszuje sobie fotkę z milionami, którą wrzuca na Insta. Za Bucharą droga już lepsza, a za Samarkandą wręcz bardzo dobra. Jedziemy naprawdę sprawnie – nie poznaję tego kraju. W przeszłości zatrzymywany byłem co kilkanaście kilometrów, sprawdzano dokumenty, przetrząsano bagaże, konfiskowano pieniądze, których nie było w deklaracjach, a z komputerów wykasowywano co bardziej podpadające tytuły z Seksmisją na czele. Teraz wygląda na to, że zmieniono wszystko. Począwszy od granicy, gdzie obsłużono nas w najlepszy sposób znany na wschód od Bugu, przez tworzącą się infrastrukturę toaletowo-hotelowo-knajpianą. Wciąż jest obłędnie tanio, drogi w niepustynnej części są dobrej jakości a ludzie się uśmiechają. Oczywiście lato i Uzbekistan to poroniony pomysł, ze względu na temperaturę.

Zatrzymujemy się i poimy rowerzystów, podajemy wodę motocyklistom, Alek sam zaczyna pilnować tych zakupów i zachęca mnie do zatrzymywania się przy turystach. Początkowo dziwił się i zżymał na moje przy nich przystanki. Teraz jest ciekaw mijanych ludzi, przydają się jego języki. Jest Irlandczyk w Prado, którego spotkamy później w Biszkeku, jest Czech co favoritką jedzie nie wiadomo dokąd. Anglik i Włoch na rowerach i wielu, wielu innych.
Zaopatrzenie jest przyzwoite, stacji przy drodze bardzo dużo, ale cały ten kraj napędzany jest gazem. Soliarki niet, albo tylko po tałonam, dla państwowych maszyn. Oczywiście jestem Polakiem i znajduję sposób, ale to wciąż wkurzające.

Niestety nie mamy już czasu na Shahrisabz ani na Penjikment, wjeżdżamy d Kirgistanu przez Andiżan.

Byłem tu pierwszy raz w 1993 roku i przymknięto mnie wówczas w uzbeckim pierdlu. Były to dziwne czasy w tej drugiej połowie XX wieku. Byłem dziennikarzem, chyba poczatkującym, chociaż na pewno tak o sobie wówczas nie myślałem. Odłączyłem się od konwoju Janki Ochojskiej w Ałmaty i ruszyłem na podbój Azji Centralnej śladami Ryszarda Kapuścińskiego. Nie było wówczas jeszcze drogi z Dżalalabadu do Osz przez Urgencz i wszyscy jeździli na wprost przez Uzbekistan, jak za Sojuza. Była granica, ale nikt sobie głowy nią specjalnie nie zawracał. Pogranicznicy ledwie patrzyli na przejeżdżających. Dla pewności ukryto mnie jednak w bagażniku moskwicza, którym podróżowaliśmy. Poszło gładko i po godzinie byliśmy w Osz. Kilka dni później wyłowiono mnie w ANdiżanie, podpadałem krótkimi spodenkami. Mój paszport wzbudzał wątpliwości. Wizy nie miałem, a zamiast niej pieczątkę AB potwierdzającą wówczas służbowy charakter wyjazdu. To co działało przez tyle kilometrów w Uzbekistanie nie wystarczyło. I tak trafiłem do uzbeckiego pierdla.

Ale teraz poszło gładko. Kirgistan, jak to Kirgistan – 660 kilometrów do Biszkeku machnęliśmy jednym ciurem. Młody cieszył się kirgiskim internetem, ja trochę widokami, choć bardziej mnie chyba już rajcuje droga z Olsztyna do Pisza niż objazd jeziora Toktogulskiego. Od Kara Bałty remont drogi, przykleiłem się do jakiegoś terenowego leksusa i naruszajem razem. W końcu trafia się policja, jego puszczają od razu, a ja muszę wykonać serię piruetów, by mnie puścili. W tym jestem jednak naprawdę fachowcem i po raz kolejny udaje mi się zdobyć uznanie syna. Odjeżdżamy po dwóch minutach nie płacąc.

W Biszkeku pod hotelem Salut stoi ciężarówka z naszymi motocyklami, jesteśmy na czas. Do imprezy zostały jeszcze cztery dni, ale mam tu mnóstwo rzeczy do pozałatwiania, a tu jeszcze trzeba wysłać Młodego na zachód.
__________________
Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz – również masz rację.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem