Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06.12.2017, 22:34   #17
redrobo
 
redrobo's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2010
Miasto: białystok
Posty: 2,627
Motocykl: ktm 640 adventure
redrobo jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 miesiące 3 tygodni 4 dni 20 godz 40 min 43 s
Domyślnie Dookoła Wojtek

Tuba (fałszywy).

Dookoła Wojtek.
Za nim pobiegasz, możesz pochodzić... No to poszedłem.


Aprowizacja i w drogę.


Będzie, będzie ale od płn. strony dzisiaj.

Nachylenie stoku 70%. Bierzesz plecak 30kg na plecy i jedziesz... Niekoniecznie po schodach. Różnica poziomów ponad 80m. Jest co robić.
Ale też nie dzisiaj. Dzisiaj na lekko. 5 mandarynek (kiwi ze skórą na dobry prognostyk już w żołądku). Pada... Nic to.

Dzisiaj na lekko ale lekko nie będzie. Zaliczę w stylu alpejskim jeden ze szczytów naszej lokalnej korony. To na początek.

A na początek...

...wożą tych turystów na przyczepach... i takie efekty.

Pierwszy PK.

No nie jest to ostre tempo ale deszcz po oczach i takie tam...


Droga ku pierwszemu szczytu... To tylko pozory.

Wiele wypadków w górach. Niby łatwy i ludzie nieprzygotowani lezą. Żeby chociaż te mandarynki... I katastrofa gotowa. Trup ściele się gęsto.

Już lecą po kolejne, oby nie zwłoki...

Znają mnie. Odkrzykuję, że dopiero 1/4 trasy za mną i Wójta będę robił z rejowej polany...

Odlatują, wstrzymując śmigła w locie na pożegnanie. Kozaki...


Łotóż i ona. Rejowa polana. Zarośnięta nieco.

Podchodzę z zachodniej, łatwej strony. Ale pamiętajcie... łatwej dla mnie. Zasadniczo zalecane chodzenie w trójkach, minimum na lotnej. Szczeliny zasypane, niewidoczne. Nagle hyc i po tobie. W dwójce niezalecane, bo często dwóch lądowało w takiej szczelinie i dupa.
Tu rządzi Borodziej. Jak wpadniesz, to już ze szczeliny nie wypuści.


Trafiam w punkt. 152m... Wysokość nie w kij dmuchał. Zasadniczo czuć już tu brak tlenu.


Kontrola PK.

Od strony południowej znana wiata.

Można się tu ogrzać, osłonić od wiatru, popić kawy...

Ale nie dzisiaj. Dzisiaj po alpejsku - szast prast i w drogę!
Wójta mam już głowy, teraz pora na Pachołka. Prowadzi doń żmudny szlak z licznymi, wąskimi trawersami. Wokoło urwiska i przepaście a szalk śliski jak pierun. Do tego leje i nie chce przestać.


Ilu na tej wąziutkiej ścieżce wybranej litej skale - gości poleciało w głęboki piździec... Nie doliczysz się.


Na szczęście już widać Pachołek. To grupa trzech wierzchołków, taki nasz lokalny Triglaw w trzech kapeluszach kaszubskich.

Wysokością absolutnie nie ustępuje bardziej znanemu koledze no... ale jest mniej znany po prostu. Trawersuje dwa pierwsze kapelusze od zachodniej strony. W pierun strzelisto ale ścieżka bezpieczna. Wykuta w granicie platforma. Kiedy pada ślisko. Trza uważać. Zwłaszcza przy zejściu ze szczytu, kiedy to koncentracja spada. Samoż życie... Klasyka górska...

Dlatego sobie życzymy tyle samo wejść, co zejść.


Kontrola PK. Jestem równo w połowie szlaku.


Kolejne PK niejako samo reklamuje się.

Zasadniczo mnie zabytki nie interesują ale zbaczam ku jednemu...


Na korytarzu łapie mnie niespodziewanie jakaś piękna dziewczyna za rękę...

Darek! Ty tutaj...?
No co mam powiedzieć... Że zasuwam dookoła Wojtek? Kurde... Tyle lat i ona mnie poznała. Komplementuję uczciwie koleżankę doktorantkę, z którą siedziałem w jednej ławce.
- No uwierz mi... Myślałem, żem córę twoją zobaczył!
Wypytałem, co i jak i opuściłem gmach, w którym spędziłem całe 10 uroczych lat mej cudownej młodości...

Opuszczam budynek, z rozrzewieniem wspominając...

...ale nie o tym, nie o tym, nie o tym.


Kolejne PK - samoreklamujące się z Pachołka.

Przecinam rozległe plateau i schodzę ku oceanu...





Kontrola PK.


Generalnie nie planowałem kąpieli, bo przyborów nie było ale i ludzi nie było, to można i na golasa było. Zgrzany trochę byłem więc sól nieświeżą na świeżą zamieniłem.
Mokre gacie sfatygowane już moją cielesnością porzuciłem. Cwany ruch. Zbędne gramy wek.
Portki na goły tyłek, otrzepać się i w drogę.

Wcale nie było łatwiej. Marsz plażą w piachu, to dobry trening. Ocean zabierał swoje i po łachach drzeć pozostało. Cel widoczny, to łatwiej.
Ale nie powiem... głowy mych kości udowych nawierciły się porządnie w dedykowanym im krętarzach. Krótko mówiąc: nogi już mi zaczęły w dupę wchodzić.



Nieco wcześniej musiał obejść ujście górskiego, rozszalałego cofką strumienia i wzruszyłem się precyzją iście niemiecką...



Zawinąłem do portu osaczonego przez kawki.

Ale to nie dzieło Podlaskiej Palarni Kawy.

To skrzydlata natura w akcji. Ciężko ją dostrzec ale była wszędzie.


Kontrola PK i odwrót...

Na Zachód kurwa...


Po drodze kontrola cen paliwa.

To z polecenia dr Honzika. Ale ja juz mam wszystko policzone. Wrublin na 16400km spali paliwa za 4300zł.


Tak wiem... Pendolinem byłoby szybciej ale nam się nie spieszy.

Dokąd tak pędzisz szalony?!


Ostatni PK...


...no i stuknęło 26,5km na podeszwie.
redrobo jest offline