Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27.03.2012, 22:03   #15
Nuvoletta
baba_od_motylków ];->
 
Nuvoletta's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: Poznań
Posty: 30
Motocykl: "Błękitka" 600V
Nuvoletta jest na dystyngowanej drodze
Online: 14 godz 25 min 0
Domyślnie

Cd...

Pierwszym celem na podróżniczej mapie podbojów było śniadanie – całe szczęście byli tylko w połowie drogi do sklepu z bułkami nadziewanymi pieczarkami, więc nie był to jakiś spektakularny podbój, raczej trening przed prawdziwym celem - masywnie się prężącym, skalnym kompanem nadchodzącej pieszej wyprawy – Szczelińcem Wielkim, dumnym i za razem najwyższym szczytem Gór Stołowych. Zza sklepiku z bułkami patrzyło na nich 919 m skał, wcale nie groźnych, ale jakże ekscytujących.
Może nie ma w tej górze zapędów do bycia trekkingowym skarbem Polski, ani ambicji na bycie mistrzem alpejskiego stylu wspinaczkowego, ale zdecydowanie może startować w konkursie miejsca, gdzie budzą się dziecięce pragnienia. Wystarczy przebić się przez drewniane schody wiodące na „pierwszy poziom” wędrówki i dotknąć szarej skały w kształcie pianki Marshmallow, znaleźć pierwszą szczelinę, przeskoczyć pierwszą kłodę, przedrzeć się prawie na kolanach, po mchu, na drugą stronę, żeby…odkryć, że w niektórych owe doświadczenia nie budzą dziecka, a…polskie wcielenie Beara Grylls’a Skoki ze skał, ataki na szczyty wzniesień, przeciskanie się przez otwory, w które nie zmieściłaby się nawet modelka z paryskiego wybiegu i inne atrakcje towarzyszyły ferajnie już do końca przygody ze Szczelińcem. A jemu to chyba nie przeszkadzało – czasami dawał tylko znać, że ma łaskotki, strącając kilka kamyków z grzbietu.
No…ale jeżeli ktoś nie lubi być Bearem Grylls’em, albo nie chce się przyznać do chwil beztroski, niech wejdzie na ten szczyt po dorosłemu, po prostu, byle tylko zobaczyć widok rozpościerający się z tarasów widokowych na szczycie – bo Szczeliniec na szczycie jest…płaski. I być może dlatego właśnie nie nazywa się Szczelińca Wielka . Zieleń wzgórz otaczających tarasy, niewielkie skupiska domów w dole, chmury na wyciagnięcie ręki w górze i wszechogarniający błękit nieba.

- Stajemy się coraz bardziej romantyczni wiesz?
- Ty się stajesz – ja jestem głodny…
- Jesteś Bear? To upoluj jakąś dziką świnię pod postacią hot-doga i nie jęcz, bo psujesz mój romantyczny nastrój.
- Sama jęczysz…

I tak sielankowy nastrój trwał na płaskim szczycie, a potem jeszcze dłuuugo dłużej.

Ahh…i zapomniałabym, że największą radość sprawiło ferajnie rzucanie się pozostałym w zakamarkach Szczelińca śniegiem. A jak się zanosili przy tym od śmiechu, że w maju śnieg im przyszło oglądać…oj, jakie to było nierozważne i niemądre, durne wręcz…A kto nie wierzy w górskie licho, niech czyta dalej i się nie dziwi…

Jak kozice górskie zgalopowali ze szczytu i z rozpędu wskoczyli na swego rumaka, który niczym wierny koń Zorro czekał właśnie tam, gdzie miał czekać i był przygotowany do biegu, tak jak powinien przygotowany być każdy rumak. Afryce udzielał się nastrój i szalała na drodze, zamiast omijać dziury, przeskakiwała je lekko, przez co nie spotkali po drodze żadnej sarny, bo wszystkie się wstydziły, że niby krowa, a jakaś zgrabniejsza i z większym wdziękiem.
Kolejny cel…Błędne Skały. Od razu dla ostrzeżenia – nie zostawiajcie na ostatnią chwilę – kolejki do wjazdu na parking ciągną się po kilometr i tylko piękny uśmiech… pasażerki uratuje Was przed sterczeniem w niej przez 3 godziny. Afryka spokojnie przejechała wzdłuż groźnie warczących cztero-cylindrowych olbrzymów, łypiących światłami postojowymi z zazdrością. Choć szczęściem jest, że jeden z olbrzymów i w takiej sytuacji, gdy zazdrość go zżera pasami, w napięciu i odważnie z narażeniem sprzęgła, potrafi trzymać w ryzach innego potwora, który widząc jak „(…)organy,,. zamiast ratować życie jakiś pobożnych mieszkańców ziemskiego padołu, bezczelnie jadą pozwiedzać i to jeszcze jako pierwsze”, ledwo nadążał przełykać toczącą się z pyska pianę – tak, mity o górskich potworach to nie mity, kwestia tylko jak na nie spojrzeć 
[Jeżeli kiedykolwiek powstanie z tego marnego fragmentu literackiego, jakieś szersze dzieło publiczne, drukowane – ten fragment wraz z zachowaniem politycznej poprawności zostanie usunięty podczas korekty, tak jak usuwa się polskich aktorów z hollywoodzkich superprodukcji – poprzez wycięcie  przyp.red.].

Nieustraszona Afryka dotknęła nosem szlabanu. Nabrała powietrza w filtry i poczuła to, co czuje każda krowa…hmm…koń, nieee sarna….albo jakiekolwiek inne zwierzę wyścigowe – „nikt nie będzie na nią warczał, popędzał i straszył, to ona tu rządzi”.
Przez krótkofalówkę odbywało się odliczanie - ”Kazik jeszcze 3 minuty i startujecie”. Silnik jej zabił mocniej. Paliwo wrzało w obwodach, światła skupione w oddali oświetlały tylko tor…hmm...drogę. „Kazik 2 minuty” – las zamarł, żaden ptak nie odważył się zaśpiewać, żaden liść nie zaszeleścił. „Kazik minuta” – z ziemi uniósł się kurz…”Kazik startuj je…”. Szlaban uniósł się w powietrze. Afryka zerwała się do biegu, gnała, pierwszy, drugi, bieg, silnik jej łomotał z podniecenia, trzeci bieg – olbrzymy zostawały z tyłu, ich marne światła nawet nie dosięgały jej opon. Królowa triumfowała…zakręt pierwszy, drugi, lekkie wytracenie prędkości, ale ona się nie zniechęcała. Szyszki, książkowa beczka przy urwanej krawędzi asfaltu, kolejny zakręt – żwir, zachwianie, pozycja, redukcja biegu i znów warkot, wracamy do biegu – nic jej nie zatrzyma, teraz jest jej czas i jej chwila. Zakręt i wyłania się meta, sekundant macha na znak kończącego się biegu. Widać linię, ona jest pewna, że nic jej nie zagraża, zwalnia majestatycznie, niech fotoreporterzy mają chwilę dla siebie, niech tłum wiwatuje „Ave Królowo, Ave”. Za metą wita ja uśmiechnięty organizator wyścigu – właściciel głosu z krótkofalówki - ”Mam dla Ciebie przygotowane najlepsze miejsce Kochana z widokiem na czeską stronę gór – mistrzowie zawsze mają widoki na szeroki świat”. Afryka odetchnęła z ulga. Na metę wjeżdżał pierwszy z olbrzymów – już nie warczał i nie łypał światłem. Z podkulonym zderzakiem musiał zadowolić się miejscem obok punktu z biletami. A toczący pianę potwór? Okazał się zwykłą szarą myszką – jak to zawsze w takich opowieściach.

Wróćmy jednak do relacji…

C.D.N.
Nuvoletta jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem