Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04.05.2016, 16:36   #49
mikelos
 
mikelos's Avatar


Zarejestrowany: Feb 2011
Miasto: okolice Pruszkowa
Posty: 643
Motocykl: Husqvarna 701
mikelos jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 5 dni 20 godz 39 min 9 s
Domyślnie

Pędzimy przez interior

Witamy poranek w naszym wyrobie hotelopodobnym. W sumie - poza brakiem klimy i kawałka szlauchu z prysznicem - jest OK. Najzabawniejsza jest cena - płacimy całe 150 tys VND (czyli jakieś 30 zeta za trzech) - żyć nie umierać.



Dzień zaczynamy tak jak zwykle - czyli od wizyty w serwisie Zresztą poprzedniego dnia też kończyliśmy w serwisie, ale nie mieliśmy sumienia męczyć mechaników po nocy.



Jak uszczęśliwić faceta ? Wystarczy nowa guma by odzyskać radość życia i to przed śniadaniem. Voytas też dokonuje zakupu gum, idą w "hajkułaility mister" i nabywają jakieś maxxisy - tylko ja sępie i jadę na starych Przy okazji chłopaki robią rytualna wymianę łożysk - jak się potem okaże - nie ostatnią





W czasie porannego serwisowania, idę na spacer do "centrum" - czyli 200 metrów dalej do skrzyżowania dwóch szutrówek, gdzie mieści się targ i parę baraków z papu.





Jakby ktoś pytał, jak wygląda wersja Honda Wave a'la GS z kuframi, to wystarczy rzut oka na ten wspaniały egzemplarz. Lekkie i przewiewne siaty - spokojnie wejdzie po 50 kg na stronę.



A jako topcase można dorzucić klateczkę ze świeżą wieprzowinką, sorry Rambo - taki mają klimat kulinarny. Klateczkę wiąże się sznurem do bagażnika i gotowe.





Plączę się wokół centrum bo moto chłopaków jeszcze nie gotowe - trafiam na lokalny cmentarz. Daszki jak rozumiem to wyposażenie opcjonalne - widocznie deszcze muszą być tu solidne.



A tu wersja z kuframi, chyba w wersja dakar, bo zrobiona ze stalowych prętów - strach pomyśleć ile można w to napakować. A tak na serio - myślę że oni mają rację a to my jesteśmy idiotami. Daliśmy sobie wmówić, że bycie True Adventure wymaga wywalenia kupy hajsu na motocykl i potem jeszcze tony grosza na zajebiste i niezbędne dodatki. Zerknijcie na nieco szalonego Ed March z http://www.c90adventures.co.uk - polecam jego filmiki na YT



Wracam pieszką do serwisu, Przemas zadowolony szczerzy kły - dostał nawet fakturę z rozpiską co ile kosztowało - szacun dla mechaników.



Idziemy nareszcie na zasłużoną poranną szamę czyli zupkę z wołowiną za całe trzy zeta. Zwijamy bambetle z hotelu i w drogę - przygoda czeka za rogiem.



Wbijamy się jeszcze głębiej w interior, jedziemy drogą graniczącą od północy z parkiem narodowym Chu Yang Sinh, chcemy dojechać do jeziora Ho Lak leżącego na południe od miasta BuonMaThuot. Po drodze mijamy setki przepięknych pół ryżowych, niskich pagórków i kilka małych miasteczek.



Nad brzegiem jeziora dominują domostwa postawione na palach, nie chcę myśleć jak tu wygląda pora deszczowa. Parasol raczej nie wystarczy jak zacznie lać - trzeba mieć łódkę.





Widok na jezioro raczej głowy nie urywa - jest parno, widoczność marna - wszystko faluje od upału i wilgoci. By cokolwiek zobaczyć, trzeba by wynająć łódkę i popłynąć na parę godzin do kilku zatoczek a na to nie mamy specjalnie ochoty. Wypijamy po szybkiej kawie w przydrożnym barku i ruszamy dalej.










Przemas tęskni za szuterkami, więc wybieram tak trasę by było mało cywilizacji - na szybkości nam nie zależy więc włóczymy się jakimiś absolutnymi zadupiami wokół jeziora.



Jeśli w Wietnamie Garmin mówi, że są odcinki płatne - to znaczy że są i już Tyle że niekoniecznie w postaci autostrad Grunt to mieć gotówkę i nie liczyć na kartę Visa



Zwracam uwagę na system balastowania tratwy, jednostkę napędową oraz kapoki - wszystko jest jak należy tyle że mocno w stylu rajli.







Bocznymi drogami docieramy BuonMaThuot które okazuje się spory miastem bo to stolica prowincji Dak Lak. Nawigacja kolejny raz ratuje nam dupsko i wyprowadza nas szczęśliwie za miasto. Robimy tylko krótki postój na uzupełnienie garderoby - jak zwykle w szperaczu dla ubogich Nabywam zajebistą bluzę z kapturem a Przemas wyrywa jakąś elegancką koszulę - jak lans to lans



Gnamy mocą naszych jednocylindrowców na północ drogą TL6, bardzo chcemy dotrzeć do głównej drogi (AH17) łączącej północ kraju z południem a znanej bardziej jako szlak Ho Chi Minha. Na skrzyżowaniu szlaków znajdujemy małą mieścinę (Pong DRang) i po małym poszukiwaniu znajdujemy hotel. Jak zwykle drę łacha, przewracam oczami i zbijam nieco cenę - wszyscy są zadowoleni.



Dostajemy wielgachny pokój od ulicy, widok z okna d... nie urywa, ale ruch ciężarówek o zmroku zamiera i robi się cicho. Nasze rumaki lądują w garażu z tyłu hotelu a my idziemy na wieczorne szamanie. Lądujemy w chińskiej knajpce obok - z karty dań nic nie czaimy, zamawiamy z trudem bo nawet Googel Translate poddał się w zderzeniu z tym dialektem. Ostatecznie jemy coś, nawet nie wiemy co, ale jest tego dużo i pysznie a na deser zimne piwko z lodem






Najechane: 169 km

cdn.
__________________
"Jeżeli chcesz uniknąć krytyki: Nic nie mów. Nic nie rób. Bądź nikim" - Arystoteles

Ostatnio edytowane przez mikelos : 04.05.2016 o 20:11
mikelos jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem