Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.11.2018, 12:40   #17
Gończy
 
Gończy's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2017
Miasto: LPU
Posty: 1,141
Motocykl: RD07a
Gończy jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 9 godz 5 min 52 s
Domyślnie

Grzało niemiłosiernie. Na niebie prawie zero chmur. Wybrałem trasę E81 na północ i turlając się w sporym ścisku po około dwóch godzinach byłem w okolicach Sybinu. Koło południa leżąc w cieniu budynku stacji benzynowej patrzyłem jak nad górami zbierają się znowu deszczowe chmury i od czasu do czasu słychać pomrukiwania burzy. Było strasznie parno i gorąco. Jakiś Rumun widząc moje problemy z ładowarką do telefonu bezinteresownie zaproponował mi podłączenie telefonu do zapalniczki w swoim samochodzie, ponieważ i tak planował pół godzinny postój. Z propozycji oczywiście skwapliwie skorzystałem wręczając w zamian jego dzieciakom lizaki, które jechały ze mną z Polski. Przez stację przemknęli rodacy - chłopaki na gs-ach, zatrzymując się tylko na fajkę i krótkie pogaduchy. Objechanie miasta okazało się też męczącym doświadczeniem. Korzystając z rad dwóch autochtonów, podróżujących prawilną MZ-tą dowiedziałem się którędy pojechać żeby nie zagotować się stercząc w korkach. Poleciałem w stronę miasta Deva, a następnie na północ, bocznymi drogami w kierunku Oradea. Ten odcinek przypomina trochę nasze Bieszczady i Beskidy. Drogi, szczególnie na przewyższeniach pozostawiają wiele do życzenia. Ruch prawie zerowy, nie licząc ciężarówek załadowanych drewnem. Chciałem przenocować już na Węgrzech ale upał i częste postoje na trasie spowodowały, że do Oradei dotarłem dopiero nazajutrz. Ciemną nocą dojechałem ziewając do jakiejś małej mieściny, z zamysłem rozbicia namiotu gdziekolwiek i wyspania się po raz pierwszy od trzech dni. Jakaś babcia na migi oraz korzystając z łaciny (sic!) wytłumaczyła mi gdzie jest biwak. Dotarłem tam wkrótce, lecz jak się okazało nie mogłem rozbić tam namiotu ponieważ z tego co zrozumiałem, był to zamknięty ośrodek pracowniczy, szef był w Bukareszcie i nie odbierał telefonu, stróż był nowy i bał się decydować. Machnąłem więc ręką i zniechęcony pojechałem dalej. Obok w drugim pensjonacie również fiasko. Na szczęście jeden chłopak z obsługi pokazał mi miejsce nad rzeką, gdzie spokojnie mogłem się rozbić z namiotem. Nie czekając ani chwili i doświetlając sobie drogę halogenem dotarłem wreszcie na nocleg. Noc była ciepła i gwiaździsta. Pomimo śmieci walających się w okolicy było tu nawet całkiem sympatycznie. Rozbiłem sam tropik, umyłem w butelce kranówy, którą napełniła mi jakiś czas temu pani na jednej zabitej dechami stacji benzynowej, którą mijałem i gdzie nieczynny był jedyny dystrybutor. Niecałe pięćset kilometrów jakie przejechałem tamtego dnia dało mi się mocno we znaki. Zasypiałem gapiąc się w niebo przez otwarte wejście w namiocie i słuchając wiatru szumiącego w olbrzymich drzewach nad brzegiem rzeki.
Załączone Grafiki
Typ pliku: jpg 1i.JPG (265.5 KB, 13 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 1g.JPG (87.1 KB, 14 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 1h.JPG (316.8 KB, 14 wyświetleń)
Typ pliku: jpg 1j.JPG (447.4 KB, 14 wyświetleń)
Gończy jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem