Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16.08.2016, 12:33   #69
Maurosso
 
Maurosso's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2014
Miasto: Rz-ów
Posty: 648
Motocykl: RD07
Maurosso jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 2 dni 14 godz 2 min 49 s
Domyślnie

tomakAT, dzięks, choć z tym doskonale to bym polemizował ;]

---

Kolejny większy przystanek to Isfahan. Jedno z miast wielkiego turystycznego trójkąta Iranu: Isfahan, Shiraz, Yazd. Z różnych dziwnych powodów, jest to jedyny wierzchołek tego trójkąta, który odwiedziłem.

Udaje się do polecanego przez losowego Irańczyka hostelu, gdzie znów dopisuje mi ciekawe szczęście. Przy rejestracji spotykam Jana i Waltera (ziomków z Holandii poznanych kilka dni wcześniej w caravansaray). Ponieważ oni też dopiero co przyjechali i mają w planach zwiad miasta, postanawiamy połączyć siły.

Był to mega strzał w dziesiątkę, bo znów, z uwagi na ich studia, byli mega kopalnią wiedzy. Za free miałem dwóch przewodników z biegłym angielskim, którzy nie szczędzili tłumaczenia i opowiadania wielu aspektów miasta i kultury, o których sam bym się nie dowiedział z byle papierowego przewodnika.

Po lewej Walter, po środku sprzedawca dywanów, po prawej Ian




Sam Isfahan robi niesamowite wrażenie. Owszem, z uwagi na popularność, jest dużo bardziej turystyczny niż dotychczas zwiedzone miejsca. Na ogromnym bazarze otaczającym główny rynek, ilość cepeliady nastawionej na turystę jest duża, w tym sporo chińskiego szmelcu.

Nie zmienia to faktu, że ogromny Niebieski Meczet, czy misternie wykafelkowany Królewski Meczet, wgniatają w glebę wielkością, pięknem i ilością symboliki historyczno-religijnej.









W Isfahanie można przekonać się o tym, że Irańczycy to prawdziwi mistrzowie piknikowania. Nawet bardziej od Turków. Piknikują wszędzie gdzie jest choć trochę zieleni. W parkach, centrum miasta, w okolicy słynnych mostów. Najczęściej są to spotkania mocno rodzinne, a rzadziej w towarzystwie kumpli/przyjaciółek.

Totalnie naturalne jest, że w centrum miasta, 8śmio osobowa rodzinka, rozwala się na dywanie, rozpala sziszę, grilla i stawia namiot coby schować się przed słońcem. Wieczorami, wzgórza wokół miasta zapełniają się grillującymi Irańczykami. Grają sobie w siatkę, nożną, rozmawiają. Ma się wrażenie, że taki sposób spędzania czasu odpowiada im dużo bardziej, niż siedzenie z browarkiem przy telewizorze lub z chipsami przed konsolą.







Isfahan to także jedno z bardziej udywanionych miast. Niedaleko znajduje się jedno z zagłębi manufakturowych, w których ten produkt eksportowy jest wytwarzany. Ogromne sekcje głównego bazaru są poświęcone handlu dywanami.

Bardzo widoczny jest podział, pomiędzy składami i sklepami przeznaczonymi na ten 'prawdziwy' handel, a tymi przeznaczonymi dla turystów. Nie zmienia to faktu, że fajnie jest wbić się do takiego stoiska i poudawać, że chce się coś kupić. Sprzedawca zaproponuje herbatę i opowie piękne bajki o niesamowitości swoich produktów, przeplatane negocjacjami o cenę, historią swojej rodziny, kolejnymi negocjacjami o cenę, potem trochę więcej historii miasta, potem kolejna herbata...

Tak dobrze z jednym z nich piło mi się herbatkę i gadało, że nawet kupiłem dywan...czy może obrus bardziej...w ciul mi się spodobał, plus transakcja trochę w podzięce za rozmowę i zainteresowanie sprzedawcy. Goście wiedzą co robią ;]







Zwiedzając niebieski meczet, w pewnym momencie zagadał nas strażnik szeptem:

-Ej...chcecie wejść na minaret?
-Em...no kurwa jasne, że chcemy!!
-Ok, to dajcie po 10 dolców i idziemy

Otworzył jakieś totalne ciemne drzwiczki, i stromymi schodkami, wąskimi tak że musiałem iść bokiem, wyspinaliśmy się na balkon widokowy. Wrażenie nie z tej ziemi, szczególnie że jest to chyba najwyższa budowla w mieście.







Największy rynek świata, który kiedyś służył za boisko do gry w polo, którą zostało zresztą opracowane przez Irańczyków. Sport przez nich w większości zapomniany. Po dwa białe słupki na końcach rynku, służyły jako bramki


Misternie kafelkowany meczet królewski


Wchodząc do meczetu królewskiego, stając na odpowiednio odbarwionej kafelce i patrząc w górę, można zobaczyć piękny snop światła, padający przez idealnie zaprojektowany otwór za naszymi plecami. Snop ten mieni się setkami kolorów i służy za ogon dla pawia w centrum kopuły.



Wieczorem korzystamy z zaproszenia losowo poznanego typa, coby wbić się na ściankę wspinaczkową. Mega pozytywne doświadczenie, zobaczyć że w sumie ludzie i kultura zupełnie inna, ale ścianka jakby żywcem wyjęta z europejskiego miasta. Może trochę mniej doinwestowana, ale cel ten sam. Po wspinać się i pobawić w sport. Okazuje się, że typ co nas zaprosił, jest byłym trenerem kadry irańskiej w wspinaczce sportowej.





Pogralimy nawet z dzieciakami w piłę trochę


Ostatni Isfahański punkt programu to słynne mosty. Piękne konstrukcje, które służą także za niezwykłe miejsce spotkań. W nawach pod głównym deptakiem, wieczorami zbiera się masa ludzi, rozmawiających, bawiących się i co najważniejsze: śpiewających. Nawy te mają niesamowitą akustykę. Do tego Irańczycy są bardzo umuzykalnieni i większość z nich potrafi świetnie śpiewać. Wystarczy dodać do tego ich dziwny orientalny język i inną od naszej rytmikę...a ciary na plecach nie z tej ziemi murowane.







Warto jednak zwrócić uwagę...że kobiet w tym towarzystwie niewiele.

Co więcej, w pewnym momencie, gdy dziadek na powyższym zdjęciu robił swym głosem show jakiego w życiu nie widziałem, wpadła policja. Kulturalnie zaczęła rozganiać zebranych ludzi. Zagadaliśmy losową osobę o co chodzi. W odpowiedzi dostaliśmy odpowiedź, że często dochodzi tutaj do sprzedaży narkotyków i policja rozgania w obawie przed handlem marihuaniną...ale jakoś mu nie uwierzyłem.

Po oczach i niesamowitej ciszy, która panowała wśród obecnych, czuć było, że dziadek śpiewa jakąś mocno patriotyczną pieśń, która nie po drodze władzy...sposób w jaki policja towarzystwo rozgoniła, bardziej na to by wskazywała, niż na jakiś nalot narkotykowy.
__________________
Marcin vel "Gruby" aka "Maurosso"

Ostatnio edytowane przez Maurosso : 16.08.2016 o 12:39
Maurosso jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem