Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16.10.2015, 19:55   #4
adamsluk
 
adamsluk's Avatar


Zarejestrowany: Jul 2012
Miasto: P-ń /M-cz
Posty: 62
Motocykl: nie mam AT, ma TA :]
adamsluk jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 1 dzień 3 godz 5 min 45 s
Talking Dzień 2

"PLR - POLSKA RAZEM – ADAMSLUK (HONDA TRANSALP) i KIKI (SUZUKI FREEWIND)"

Dzień 2

26.07.2015
Po przebudzeniu ucieszyliśmy się, że noc już minęła i jest jasno. Można otworzyć drzwi i okno. Śniadanie jakoś nie smakowało - chyba stres z wczorajszego wieczora dał się nam we znaki. Ruszyliśmy z tobołkami do warsztatu po motocykle, mając nadzieję, że nikt ich nie ukradł. Na szczęście były całe i zdrowe. Po interesującej rozmowie z właścicielem warsztatu ruszyliśmy w kierunku Trójstyku. Nie chciało mi się tam jechać. Miałam dość wąskich brukowanych dróg, ale Łukasz obstawał przy swoim. I dobrze zrobił, bo warto tam pojechać. Po drodze zobaczyliśmy wyrobisko.



A do Trójstyku prowadziła malownicza, wąska asfaltowa droga wśród pól.



Nie było problemów z dojazdem.



Gdy dojechaliśmy, na wietrze łopotały trzy flagi - polska, niemiecka i czeska. Po polskiej stronie przy ognisku stał czeski wędrowny grajek i popijał winko.



Ponieważ w tankbagu mieliśmy bułki ze śniadania, zaproponowałam je temu panu, a on w podziękowaniu zagrał nam na do widzenia utwór Bacha. Wzruszyłam się. To było piękne.



Ten miły akcent dał nam siły do dalszej podróży. Znowu nie pamiętam przejechanej trasy, ale można ją sprawdzić na śladzie. Ważne jest to, że dzisiaj był asfalt i prawie żadnego bruku. Do tego ładne widoki …





i mnóstwo fajnych zakrętów.











Po drodze przejeżdżaliśmy przez Karpacz. GPS prowadził nas bardzo alternatywną trasą do czasu, aż droga skończyła się zakazem wjazdu.



W Karpaczu było mnóstwo ludzi. Szczerze mówiąc, to nie jest nasza bajka. Nie przepadam za tego typu miejscami. Jest tam zbyt wielu ludzi, a ja nie lubię takiego tłoku i dźwięku automatów do gry. Szybko stamtąd uciekliśmy.
GPS prowadził nas wąskimi drogami skrupulatnie omijając główne drogi. Choć tu nawet 3-cyfrowe drogi wojewódzkie wydają się być inne niż te u nas w Wielkopolsce i Lubuskim. Od dziś nie ma dla mnie podziału na drogi krajowe, wojewódzkie i powiatowe. Ten podział nic nie znaczy. Czasami drogi powiatowe były w o wiele lepszym stanie niż drogi wojewódzkie. Od tego momentu zaczęłam dzielić drogi na gładkie, łaciate lub dziurawe.
Zbliżała się pora obiadowa. Nauczeni wczorajszym doświadczeniem, stwierdziliśmy, że w trakcie dnia musimy zjeść obiad, a noclegu należy szukać już od godziny 18:00.
W smażalni ryb pod Chojnikiem zatrzymaliśmy się na tradycyjną górską rybkę Zdecydowaliśmy się na to miejsce, ponieważ było tam sporo ludzi, a to jest moim zdaniem wyznacznikiem dobrego jedzenia. Nie rozczarowaliśmy się. Rybki na prawdę były smaczne.



Po obiedzie mój nastrój zdecydowanie się poprawił. Jazda po bocznych drogach znowu zaczęła mi sprawiać przyjemność ...





... do czasu, gdy na jednej z takich dróg za Łukaszem wyskoczył ogromny wilczur, który miał apetyt na świeżą łydkę. Łukasz zgodnie ze sztuką zwalniał, a gdy pies go doganiał dodawał gaz. Łukasz zwalniał, pies podbiegał, Łukasz przyspieszał ..... i tak kilka razy, aż udało mu się zmęczyć przeciwnika. Byłam przerażona, bo ja też musiałam przejechać obok tego wilczura. Całe szczęście, że był tam asfalt, a nie droga szutrowa lub bruk. Udało mi się utrzymać tempo. Ja sama zgubiłam drugiego burka, który był jednak tak mały, że nie doskoczyłby mi nawet do pięt. Natomiast wilczur był już tak zmęczony, że tylko łypnął na mnie okiem stwierdzając, że nie warto tracić dla mnie czasu. Dobrze, że byliśmy motocyklami. Nie wyobrażam sobie tam jazdy rowerem, do tego z małym dzieckiem.
Oprócz psa na drodze spotkaliśmy także krowę z cielakiem. Zostały z tyłu. Stado minęliśmy chwilę później. Jak widać także w Polsce jest dużo ciekawych użytkowników drogi.



Trasy były bardzo urokliwe.





Niestety zrobiło się późno. Czas szukać noclegu. Do Kudowy dojechaliśmy przez Lisią Przełęcz. Droga była przepiękna. Równa, pełna zakrętów i o tej porze już pusta. Łukasz mimo zmęczenia poczuł przypływ świeżej energii i pognał do przodu. Ja delektując się tym, ze nikt nie siedzi mi na ogonie, ćwiczyłam przeciwskręty.









Ponieważ w Kudowie był tłok, uznaliśmy, że noclegu poszukamy dalej. Zaraz za Kudową, w Jeleniowie, wypatrzyłam pokoje gościnne u Rubina. Wyglądały ładnie. Nie było jednak wolnych miejsc. Zapytaliśmy, czy ewentualnie moglibyśmy rozbić namiot na trawie, ale właściciel spojrzał na nas jak na wariatów i stwierdził, że nie ma takiej opcji. Chyba bał się, że mu zniszczymy trawnik. Noc spędziliśmy w gościńcu Solan, który wypatrzył Łukasz.



Gościniec mieścił się w byłej szkole podstawowej. Nawet dzwonek się ostał. Miał być normalnym dzwonkiem do drzwi, ale właściciel nie chciał denerwować sąsiadów. Wybór tego gościńca był strzałem w dziesiątkę. Przesympatyczny właściciel, dobre tanie piwko z kija i przystępne ceny. Gdyby nie było wolnych miejsc istniała możliwość rozbicia namiotu. Chcielibyśmy tu przyjechać z Jagodą.







Wieczorem Łukasz zajął się zgrywaniem nagrań z kamerki, a ja przeglądałam informator z atrakcjami turystycznymi. W okolicy jest mnóstwo miejsc do zwiedzania: ogród japoński, skalne miasto i wiele innych ciekawych miejsc. Ponadto w Kudowie jest polecana przez właściciela restauracja prowadzona przez Polaka i Czecha z polsko- czeską kuchnią. Czego chcieć więcej.





Dystans: 286 km
Śniadanie: 7 zł
Obiad: 50 zł
Kolacja: 7 zł
Nocleg: 30 zł/os.

C.D.N.

Ostatnio edytowane przez adamsluk : 18.10.2015 o 19:42
adamsluk jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem