Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.01.2012, 04:59   #19
Boski-Kolasek
 
Boski-Kolasek's Avatar


Zarejestrowany: Jun 2010
Miasto: Bieszczad PL, co. meath IRL.
Posty: 1,630
Motocykl: nie ma!!!!!!!
Przebieg: +-50k
Boski-Kolasek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 1 tydzień 6 dni 6 godz 6 min 11 s
Domyślnie Dzien V, popludnie

Dzien V, popoludnie
Dianka:
Opuszczamy chlodne gory i kierujemy sie w strone morza.
DSC_0392.jpg

Droga jest dluga i ciagnie strasznie atmosfera gestnieje z kazdym kilometrem,my jednak upacie na glownych drogach ciagle w ubraniach.
DSC_0389.jpg
W Koncu zbliza sie zmierzch od jakiegos czasu juz jedziemy wybrzezem i wtedy pytamy miejscowych o jakiś kemping, nie mówią po angielsku i bardzo trudno jest się dogadać. Jeden mówi bardzo bardzo podstawowym angielskim i dowiadujemy się, że kemping znajduje się za miejscowością Terme. Ruszamy w tamtym kierunku i już prawie jesteśmy zdecydowani na hotel gdy krzykiem oznajmiam „kemping” !! Wypatrzyłam kemping w ciemnościach. Zawracamy i wjeżdżamy tam. Na kempingu są domki, można kupić, też coś do jedzenia, my decydujemy się na namiot. Pytamy o cenę i pan opiekujący się kempingiem mówi nam, że 20 lirów tureckich. Obok znajduje się drugi kemping gdzie jest więcej namiotów. Idę pytać się o ceny a Krzysiek zostaje z motorem. Cena taka sama tylko, że można tam skorzystać z prysznica, który zostaje mi zaprezentowany i wygląda strasznie. Wracam do Krzyśka, który stargował cenę z 20 do 10 lirów. Zostajemy i szukamy miejsca na rozbicie znajdujemy takie najmniej zasyfione pomiedzy sosenkami z widokiem na morze. Gdy już wyciągamy rzeczy z motoru podchodzi do nas chłopak z dziewczyną i zaczynają z nami rozmawiać po angielsku. I co się okazuje – pan opiekujący się kempingiem chciał nas zrobić w balona ponieważ rozbicie namiotu nic nie kosztuje. I zapraszają nas do siebie, proponują nocleg razem z nimi w bungalowie i mają też łazienkę z prysznicem. Korzystamy z zaproszenia i idziemy z nimi do ich bungalowu. A tam cała rodzina – babcia, rodzice, ciotka, dzieci. Totalny chaos krzyki smiechy i ogolnie bardzo rodzinnie.Przyjmują nas serdecznie i ze śmiechem, witamy się z wszystkimi, przedstawiamy sie. Tylko Kundra i jej brat mówią po angielsku, troszkę też ich tata. Postanawiamy spać w namiocie – grzecznie dziekujemy za oferte spania w bungalowie nie ma tam dużo miejsca i dziwnie by sie spalo przytulajac do obcych. Biorę prysznic i siadamy wspólnie do stołu, kobiety szykują dla nas obiad. Jest przepyszny wszytsko robione na piecykach i grilach rozstawionych wokol ich obozowiska jest kurczak i baranina, która za ich radą je się palcami z duszonymi i smażonymi na patelni warzywami (dużo papryki). Cała rodzina je z nami, atmosfera jest fantastyczna, dużo śmiechu i żartów, opowiadają o swojej rodzinie, my opowiadamy o naszej podróży a Kundra tłumaczy z angielskiego na Turecki. Po obiedzie z Kundrą idziemy na spacer a Krzysiek zostaje. Gdy już wracam Krzysiek siedzi z mężczyznami na kocu przy demli, piją czaj i pala papierosy więc siadam razem z kobietami. DSC_0408.jpg

Później siadamy do mężczyzn, mama Kundry chce zobaczyć zdjęcia naszych rodziców-pokazujemy te co mamy. Niesamowita rodzina, bardzo serdeczna, ciepła i zżyta z sobą.
DSC_0410.jpg
Podobno teściowa jest „straszna baba” ale w tych słowach „straszna” jest dużo miłości i żartów. Po prostu jest mocną kobietą. Najfajniejsza jest ciotka, która jeździ taksówką. Robię zdjęcia, Krzyśka dopadł mały ciotki taksówkarki i wygłupiają się przez chwilę.
Ciotka taksówkarka zachwycona moim Krzyśkiem, patrzy na niego zadziornym wzrokiem i mówi „Chris” a resztę co chce powiedzieć gestykuluje i dogadują się jakimś cudem na migi. Też mocna kobieta a nawet taka troszkę babo-chłop. Niesamowitą więź ma z synem, który powiedział coś co ją zasmuciło a za chwilę wisiał u niej na szyi i przepraszał ją i całował za to, że ją zasmucił i znów uśmiechy pojawiły się na twarzach. Powstaje też cała sesja zdjęciowa i robią z nami zdjęcia telefonami komórkowymi. Jesteśmy wykończeni co zauważa tato Kundry, bierze Krzyśka na bok, na męską rozmowę i prostym angielskim mówi mu, że on go rozumie, żeby kładł się spać i odpoczął. Kładziemy się spać a w nocy słyszymy, że ktoś rozbija się obok nas namiotami. Po języku poznajemy, że to Czesi. Wstajemy wczesnym świtem, idziemy nad morze i tak jak chciałam kąpiemy się o świcie w Morzu Czarnym. Plaza okazuje sie byc jednym wielkim smietnikiem wszedzie walaja sie puszki i reklamowki, DSC_0413.jpg
ale i tak jest pieknie!!
DSC_0421.jpg

Załącznik 27549
Później pakujemy namiot, budzi się rodzina, przy pakowaniu asystuje nam ciotka taksówkarka i robię jej zdjęcia z „Chrisem”. Dziękujemy serdecznie, wymieniamy się adresami, rodzice Kundry zapraszają nas do siebie do sklepu, który jest po drodze. Niestety nie mogliśmy go znaleźć ale z Kundrą mamy kontakt. Poznanie tej rodziny było dla mnie niesamowitym przeżyciem, przyjęli nas z pełną gościnnością, serdeczność prosto z serca. Coś niesamowitego.

Ruszamy dalej w drogę i kierujemy się na Trabzon, chcemy dojechać do granicy z Gruzją tego samego dnia, do przejechania mamy okolo 500km.

Poprzedniego dnia przejechaliśmy ponad 800 km. Znów zaczyna się upał ale trasa bardzo przyjemna, jedziemy cały czas wybrzeżem, z jednej strony morze z drugiej Tureckie miasteczka, które sprawiają wrażenie czystych i bardzo przypominają (i zapewne nimi są) nadmorskie kurorty. Zatrzymujemy się na obiad w małej restauracyjce i ruszamy dalej. Przejeżdżamy przez Trabzon w którym jak się okazało odbywała się w tym czasie „youth olimpiad”. W Trabzon zatrzymujemy się tylko na tankowanie i dalej w drogę. Dojeżdżamy do Sarp po południu – tam jest przejście graniczne z Gruzją. Zostają nam liry tureckie więc jemy rybki w przydrożnej knajpce i stajemy do kolejki do odprawy. Dosyć szybko idzie, Krzysiek ustawia się z motorem w kolejce a ja podchodzę do okienka z naszymi paszportami. Przy okienku cyrk. Miejscowi ustawiają się obok i proponują, że za kasę szybciej załatwią odprawę, co niektórzy na to decydują się, jednak moj bohater nie daje sie nabrac usmiech sie i pcha sie razem z reszta tak jak miejscowi przepychający się z ich paszportami w kolejce. Hałas i gwar a ja stoję z tymi naszymi paszportami i czekam cierpliwie. W końcu widzę jak się sprawy załatwia – trzeba się po prostu pchać i nie ustępować więc gdy ktoś próbuje przedłożyć swoje paszporty a już właściwie jestem przy okienku stanowczo mówię, po polsku zresztą bo mój rosyjski jest bardzo ubogi, że teraz moja kolej, ładuję paszporty i dokumenty na motor do okienka i z głowy okazalo sie ,ze ja musze przejsc na nogach a papiery Afryki i Krzyska zostaly mu podane. Możemy ruszać do odprawy celnej. Krzysiek stoi w kolejce chcę dołączyć do niego ale na przejściu jest specjalne przejście dla pieszych i tam mnie kierują, kolejna odprawa, która była bardzo szybka i czekam na Krzyśka po drugiej stronie granicy. Widzę go usmiechnietego i radosnie rozmawiającego z celnikiem. DSC_0457.jpg
Skwar z nieba, palę papierosa i jestem w siódmym niebie. Rozglądam się dookoła, przejscie jest nowoczesne wszelkie napisy już w Gruzińskim , które przypominają mi arabski i za cholerę nie mogę ich odczytać.DSC_0462.jpg no oczywiscie jest tez wersja miedzynarodowa(ang)
Krzysiek się odprawił, wjeżdża przez granicę, robię zdjęcia
DSC_0460.jpg
i wreszcie JESTEŚMY W GRUZJI. I tak prawdę mówiąc odprawa przy wjeździe do Gruzji była w porównaniu do Ukrainy, Węgier i Turcji najszybsza.
__________________
Plany i marzenia to pozwala twardo stapac w rzeczywistosci.... chyba!!!!!!

Ostatnio edytowane przez Boski-Kolasek : 02.01.2012 o 05:46
Boski-Kolasek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem