Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25.09.2016, 17:36   #43
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,791
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 3 godz 40 min 28 s
Domyślnie

Kanion Szaryński - Issyk Kul

Wstajemy rano, jest zimno i wieje choć słonecznie. Wstaję o 4.30 choć dziś już nie musimy nigdzie gonić ale z przyzwyczajenia. Budzę chłopaków, nie mamy co jeść więc postanawiamy zwiedzić szaryński i udać się na śniadanie do jakiegoś kafe. Chłopaki wstają ale nadciągają czarne chmury i zrywa się wiatr. Będzie burza to pewne więc szczęście że nie złożyliśmy namiotów bo na tej patelni nie mielibyśmy schronienia. Chowamy się do namiotów aby przeczekać burzę. Trwa może z 10 minut i jest bardzo intensywna po czym wszystko się uspokaja i wychodzi słońce. Pakujemy się i jedziemy w kierunku kanionu. To jakieś kilka kilometrów od naszego obozu. Dojeżdżamy do szlabanu, wpisujemy się w knigę, płacimy za wjazd i wyrażamy akceptację zasad panujących w kanionie. Sam kanion jest piękny ale niestety nie mamy czasu aby zejść na dół. Objeżdżamy go na motocyklach, zatrzymując się i robiąc pamiątkowe zdjęcia. Spędzamy tam koło godziny i ruszamy dalej w kierunku granicy.








Droga jest ciekawa i to miłe urozmaicenie po pustkowiach stepu. Jedzie się bardzo przyjemnie jest chłodnawo ale nie zimno.

Zatrzymujemy się w ostatniej wiosce przed granicą, jemy lody i się.nawadniamy. Jest zielono i jakoś tak inaczej. Zaraz Kirgistan. No nie takie zaraz trzeba jeszcze przebić się krętą drogą przez przełęcz a potem trochę kilometrów szutrówką. Spotykamy Niemca na GSie jadącego w przeciwnym kierunku. Widać już przejście graniczne. Rozmawiamy chwilę wymieniając doświadczenia. Gość jedzie sam a na wyposażeniu beemy cały katalog touratecha. Widać.że gość jest doświadczonym podróżnikiem. W zeszłym roku był w Pamirze w tym tylko Kirgistan miał zaplanowany. Właśnie wraca.
Jedziemy dalej, lokalesi lecą tą wyrypą osiemdziesiątką , masakra. Po chwili spotykamy rowerzystów z Francji laska z kolesiem podróżują od pół roku (skąd ludzie mają na to czas i pieniądze). Pytamy o warunki w Pamirze i dowiadujemy się że oni byli tam w kwietniu i śniegu już nie było. Nie ma problemów z paliwem a droga jest przejezdna. To dobre wiadomości. Przy okazji wymieniamy się.kasą dajemy im kazachskie Tenge a oni nam kirgiskie somy oraz 2 karty telefoniczne.
Podrzucają nam fajną traskę od Song Kul do Jalabadu. Wspominają że jest prawie w całości szutrowa z zajebistymi widokami i super przełęczami. Zaznaczamy ślad na mapie coby nie zapomnieć o tej drodze.

Miło się gada ale pora w drogę bo chcemy dojechać nad Issyk Kul i rozbić.tam naszą bazę na jutro. Planujemy jutrzejszy dzień poświęcić na ogarnięcie i przejrzenie sprzętu oraz luzowanie nad jeziorkiem. Granica przebiega wyjątkowo sprawnie. Kazachowie jeszcze jakieś formalności przeprowadzają a Kirgizi na zupełnym luzie sprawdzają paszporty i każą jechać. Lecimy dalej.
Granica od strony Kirgiskiej.

Nagle jakby świat się zmienił. Z księżyca trafiliśmy do raju. Jest cudowanie zielono, świeci słonko, płyną rzeczki i potoki. Jest pięknie. Mamy jakieś 40 kilometrów szutrem do asfaltówki wokół Issyk Kul. Po kilkunastu kilosach spotykamy wesołą bandę motocyklistów kazachskich wracających ze zlotu motocyklowego w Biszkeku. Fajne chłopaki, pogadaliśmy chwilę, wspólne fotki i lecimy dalej.





Dojeżdżamy do czarnego, droga zajebista, lecimy sobie spokojnie bez napinki do Karakuł.
W tyle masyw Tien Szan.


Zatrzymujemy się.po drodze i wymieniamy kasę aby w końcu porządnie się najeść. Zamawiamy żarło i w oczekiwaniu gadam z chłopakami którzy zlecieli się oglądać motocykle. Po chwili dociera do knajpy laska no rowerze. Ma obłęd w oczach i niespokojnie się.rozgląda. Prosi aby zamówić jej coś do jedzenia bo nie ogarnia menu. To Węgierka która łamaną angielszczyzną tłumaczy skąd się tu wzięła i dokąd zmierza. Nic nie mam do rowerzystów ale z tą coś było nie tak. Chyba za długa izolacja połączona z barierą językową. Mam dla niej duży szacunek że bez znajomości języka porwała się.na taki wypad. Dojeżdżamy do Karakuł, wymieniamy więcej kasy bo w Kirgistanie płatność kartą jest możliwa gdzieniegdzie ale z reguły terminal ma problem z połączeniem z siecią więc bezpieczniej będzie mieć cash. Zbliżamy się.do jeziora, jest wielkie i przepięknie położone pomiędzy dwoma łańcuchami górskimi. W końcu jesteśmy na tyle blisko że zjeżdżamy z czarnego i szukamy miejsca na nocleg. Za pierwszym podejściem udaje się.znaleść dogodne miejsce na biwak. Rozpakowujemy się i nagle jak z pod ziemi wyrasta dwóch Kirgizów. Witają się pytają skąd i dokąd jedziemy, życzą powodzenia, miłego wypoczynku i odchodzą. Spoko. Dziś pijemy wódkę, trzeba oblać dotarcie do Kirgistanu. Na każdego przypada litrowy browar oraz flaszka na spółę. Wystarczy, jesteśmy tak zmęczeni że więcej alkoholu mogłoby nas zabić. Postanawiamy jutro poleniuchować , nie wstajemy skoro świt, w końcu dzień luzu.




Nasze "ognisko"

I "jeziorko"
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem