Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20.12.2017, 13:21   #44
henry
 
henry's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: INOWŁÓDZ tel - 504894578
Posty: 326
Motocykl: RD03
henry jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 3 godz 46 min 29 s
Domyślnie

Dzień 7
21 lipca 2017 Piątek

Rano, widzę że Dafik chyba nawet pozycji nie zmienił, jak wieczorem padł, tak przespał do rana. Musiał być naprawdę zmęczony, ale rano czujemy się już znacznie lepiej.



Jemy śniadanie w barze na dole i lecimy dalej w kierunku na Kotlas.



Pogoda w kratkę. Z jednej strony słońca, a z drugiej ciemne, deszczowe chmury.
W pewnym momencie zaczęło padać, a że w środku lasu trafiliśmy na przystanek, więc zjeżdżamy żeby przeczekać największy deszcz.







Po pewnym czasie, na przystanek podjeżdża Łada z której wysiadają dwie panie z pieskiem Miszą.





Panie przywiozły jakieś jagody i borówki, które zamierzają sprzedać podróżnym, a z tego co zapamiętałem, to starsza z pań, przybyła w te strony z Magadanu.
Deszcz nie trwa długo. Chmury szybko przesuwają się w poprzek drogi i po chwili słoneczko nagrzewa czarny asfalt, nad którym zaczynają unosić się tumany pary.
Jest ciepło. Droga dobra, lecimy na Kotlas.





Rosyjskie klimaty.







Jednym z problemów w znalezieniu miejsca na biwak jest to co ciągle widzimy wzdłuż drogi, wszechobecna woda. Jak wjechać w taki las ?





W Ustiug tankujemy i przy okazji, wszyscy informują nas, że jutro jest wielkie święto miasta i zapraszają, żeby zostać. Decyzja już jednak zapadła i nie będziemy powtórnie zastanawiać się co by było gdybyśmy zostali, dlatego dziękujemy za zaproszenia, ale jedziemy dalej.







Dojeżdżamy do Kotlas, a co można powiedzieć o samym mieście ? Po drodze przejeżdżaliśmy przez wiele miast i miasteczek które jednak nie wywarły na nas większego wrażenia, dopiero po przejechaniu Kotlas, Dafik stwierdził „o ku..a jakie dziadostwo”. Nie wiem, może jechaliśmy przez wyjątkowo nędzne dzielnice, może w innych rejonach miasta jest inaczej, to co tutaj widzieliśmy rzeczywiście wyglądało nędznie i robiło przygnębiające wrażenie.







Przejeżdżając przez miasto, docieramy do rzeki Wyczegda, gdzie widzimy taki oto, ciekawy pojazd. Zdaje się, że jest to mniejsza wersja „Szamana”, rosyjskiego samochodu terenowego.



Zjeżdżamy na brzeg rzeki, na przyczółek mostu pontonowego na rzece Wyczegda.
Nad brzegiem i na samym moście widzimy sporo wędkarzy łowiących ryby.
Dafik trochę z zazdrością zagląda do siatki jednego z nich. Wiele rybek tam nie ma, ale pan mówi, że na kolację wystarczy. I chyba o to chodzi, żeby było świeżo i na bieżąco.





Ruch na moście jest niewielki, ale odbywa się kierunkowo, więc trzeba poczekać na swoją kolej.
Kiedy zapala się zielone, wjeżdżamy na most i spokojnie przejeżdżamy na drugi brzeg.



Przed nami około 250 - cio kilometrowy skrót pomiędzy Kotlas a Jareńskiem, oznaczony jako P27.
Skrót oczywiście dla nas, bo mogliśmy pojechać dołem przez Kirow, Syktywkar do Uchty, ale my chcieliśmy posmakować Rosji lokalnej, tej przy drogach białych, bocznych i taką właśnie drogą jest ten skrót, który wije się północnym brzegiem rzeki Wyczegda.











Asfalt skończył się po tamtej stronie rzeki, teraz przed nami 250 km szutru. Nie jest to jednak szuter, jaki mieliśmy np. na Łotwie. Ten jest bardziej miękki, mniej stabilny, składa się ze żwiru
i drobnego piasku. Ruch na drodze jest duży i do pewnego momentu, mijaliśmy głównie ciężarówki załadowane drzewem wracające do Kotlas.
Pogodę mieliśmy dobrą, bo bez deszczu, bez wiatru i temperatura 24 stopnie, ale w tych warunkach, dla nas była to zła pogoda.
Brak wiatru powodował, że nad drogą, nawet długo po przejechaniu samochodu, stały chmury piaskowego pyłu. Praktycznie, cały czas jedziemy w takiej chmurze, mimo to, tempo utrzymujemy na poziomie 60 – 70 km/h. Modlimy się jednak o drobny deszczyk, który zrosił by odrobinę nawierzchnię i wtedy jazda była by komfortowa. Deszczu jednak nie ma, a my posuwamy się cały czas naprzód. Pomimo, że jest to przecież droga boczna, mniej ważna, prawie wszystkie wioski i miejscowości mają swoje obwodnice, a dokładniej, to droga je po prostu omija, a na odjazdach są tablice, np. Litwino 0.5 km, Soyga 0.7 km.
Jak co dzień przed wieczorem, rozpoczynamy poszukiwania odpowiedniego miejsca na rozłożenie namiotu i jak poprzednio, nie jest to łatwe.



Ale gdzieś w końcu musimy się rozbić, bo na tym odcinku hotelu raczej nie znajdziemy.
Za którymś razem, decydujemy się zostać. Miejsce nie jest najlepsze, ale jest przynajmniej kawałek podwyższonego terenu, na którym można rozbić namiot.





Dosłownie po chwili, wszystkie komary w okolicy już wiedzą, że przyjechaliśmy i przyleciały na spotkanie z nami.





Kolacja składa się z tuszonki, chleba, cebuli i herbatki.



A po kolacji, oczywiście „lekarstwo” trzeba zażyć, chociaż nasi „goście” nam tego nie ułatwiają.







Smarujemy się olejkiem gożdzikowym i mogę powiedzieć, że działa, ale przez jakieś 15 – 20 min.
Czynności techniczne takie jak rozbijanie namiotu, posiłek to jest mały problem, gorzej kiedy musisz iść „w krzaki”. I tutaj znowu, pierwsza operacja to mały problem, ale kiedy masz większą potrzebę … uuuuuu to już jest większy problem. Co i jak byś nie kombinował, musisz „to” robić szybko, im szybciej tym lepiej dla twojego tyłka. Ja nie miałem potrzeby korzystać, ale Dafik musiał i poradził sobie bardzo szybko.
Namiot rozbijamy w ten sposób, żeby sypialnia cały czas była zamknięta. Kiedy przygotowywaliśmy się do snu, najpierw wypędzaliśmy gałęziami komary z przedsionka, potem delikatnie robiliśmy jak najmniejszą szczelinę, żeby powkładać do sypialni śpiwór, materac i inne akcesoria, a na końcu sami się tam wsuwaliśmy. Następnie trzeba było wybić komary, które mimo wszystko i tak do sypialni się dostały. Kiedy wydawało się, że nie ma już żadnego i kładliśmy się spać, po pewnym czasie nad głową i tak coś bzyczało, dlatego dla bezpieczeństwa lepiej było założyć na głowę moskitierę.



Dystans 410 km Temperatura 18 – 26 oC
henry jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem