Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16.06.2017, 12:35   #26
Vee
BRAAP BRAAP
 
Vee's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2015
Miasto: ZK
Posty: 160
Motocykl: DL650AL4; XT660z
Przebieg: rosnący
Vee jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 2 dni 10 godz 2 min 43 s
Domyślnie

Droga cz.3


Zatrzymuję się na chwilę w centrum Sadkowa pod obeliskiem, który głosi "NIE RZUCIM ZIEMI SKĄD NASZ RÓD", a poniżej data 17 III 1945r.

Poprawiam nakolanniki, bo zaczęły mnie uwierać. Naraz słyszę okrzyk, zaciągający wyrazy i ucinający ich końcówki:

"Pjjęękn maszzziiyna! Napraffd pikna maszinnna!"

Podnoszę się z pozycji "upuściłem mydło pod prysznicem", rozglądam się i nikogo nie widzę. W końcu wyglądam nieśmiało zza obelisku.

Nieopodal pomnika znajduje się mały sklepik. W drzwiach stoi pucołowata kobieta w fartuchu. Na murku, obok roweru siedzi starszy pan z piwerkiem, którym wykonuje znaczący, dobrze znany gest.



"Dziękuję uprzejmie!" odkrzykuję wykonując żartobliwy salut.

Na tym kończy sie nasza wyszukana konwersacja. Wstukuję w Garmina kolejny waypoint, sadzam tyłek na piękną maszinu i odjeżdżając macham do starszego pana. A co. Pozytywny wizerunek motocyklisty powinien być widoczny na każdym szczeblu drabiny społecznej.



Dla odmiany - asfaltem dojeżdżam do Osówka przez Trzebiec i Wicewo. Zjeżdżam z głównej drogi w kierunku rzeki Parsęta. Na jej brzegu znajduję ruiny poniemieckiego młyna z 1930 roku oraz zniszczoną kładkę nad wodą.

Informacji na jego temat nie mam żadnych. Na sąsiedniej działce buduje się nowoczesny dom z bali, ale nikogo tam nie zastałem, żeby podpytać.





Stan z grubsza widać na zdjęciach. Po bliższych oględzinach wychodzą szczegóły.
Brak elementów napędowych, w tym przekładni i wałów młyna, część betonowej konstrukcji się zawaliła, podłoga jest zapadnięta, ze środka czuć wilgocią i stęchlizną. Obraz nędzy i rozpaczy. Pomyśleć, że budynek ten ponad 80 lat temu był nowiutki, zadbany i sprawny.

Rzut beretem od Osówka znajduje się kolejna wioska - Tychówko. Trochę przez przypadek wpadam na kolejne ruiny - tym razem kościoła.



Był to kościół po ewangelicki pod wezwaniem Św. Józefa. Wybudowano go w 1739r. ze środków fundacji - a jakże - von Kleista. Obecnie grozi zawaleniem. Dach podparto belkami, wewnątrz znaleźć można resztki wyposażenia.



Cały teren jest zarośnięty. Krzaki i inne chwasty mam do piersi. Od radu widać, że miejsce jest rajem dla okolicznych kotów.

Przechodzące drogą kobiety z siatkami patrzą na mnie nieprzyjaźnie, jakbym popełnił jakiś gruby nietakt. Rozmawiając ze sobą odchodzą w górę ulicy. Ze strzępków, które do mnie docierają, słyszę jak jedna z nich mówi, że brała w tym kościele ślub. Cóż, świątynia kiedyś wyglądała całkiem ładnie (zdjęcie z 2001 roku):


Źródło: http://www.kosciolydrewniane.pl/ ; fot. Ilona Szukała

Nie namyślając się wiele dłużej ruszam na trakt. W Bolkowie, przed sklepem, zjeżdżam z asfaltu i gruntówką wśród pól cisnę w stronę Łośnicy i Ostrego Bardo.

W głowie tym razem przygrywa mi muzyka G. Zamfira:




W Ostrym Bardzie przelatuję przez zdezelowany PGR.



Dalej wpadam na kolejną polną drogę podłej jakości, która szybko zaczyna ginąć w gąszczu.



Zaczynam się przedzierać. Jedyne co wiem, to że podążam z grubsza w stronę Połczyna Zdroju. W pewnym momencie łapię się na myśli, żeby zawrócić, bo sytuacja robi się ździebko niewygodna. Turlam się w asyście komarów wielkości dobrze nażartego szerszenia...

Po dłuższej chwili, kilku soczystych "ku***ch" i jednej prawie-żałosnej-glebie na błocie - wyjeżdżam na solidną szutrówkę, która towarzyszy mi do samego Połczyna.



Moje trudy zostają nagrodzone ponieważ w prześwitach między drzewami widzę to...



"To" wydaje mi się jakimś rezerwatem. Tak właściwie - chyba nie powinno mnie tu być. Ale skoro już się zatrzymałem - warto wyciągnąć się na trawie, skonsumować kanapeczkę i dać odpocząć kończynom.
Zagryzając chleb z wędliną, z fascynacją obserwuję swoisty taniec ptaków nad wodą.



Dalej droga jest już prosta. Wpadam do Połczyna i jadę do sklepu, żeby uzupełnić zapasy wody. Słoneczko całą drogę przygrzewa solidnie. Wyjeżdżając z miasta na jedną z bocznych dróg mijam najpierw wieżę przeciwpożarową, a następnie jezioro Kłokowskie.

Asfaltem dolatuję do skrzyżowania z drogą nr 173. W moje oczy rzuca się coś dziwnego. Jadę więc sprawdzić o co chodzi. Zjeżdżam na ugór, od drugiej strony mam lepszy widok. Oto jest:



Radiowo-Telwizyjny Ośrodek Nadawczy Toporzyk, w skrócie RTON Toporzyk. Wieża ma wysokość 75m n.p.t., a jej podstawa znajduje się na wysokości 205m n.p.m. Do maja 2013 roku nadawano stąd programy analogowe.
Obecnie transmisja odbywa się cyfrowo. Programy telewizyjne: Polsat i TVP Info/Szczecin oraz radiowe: RMF FM, Polskie Radio, Radio Maryja oraz Eska Szczecinek.
Nie mam przy sobie odbiornika, za który sumiennie płacę abonament RT, więc niepocieszony ruszam w drogę.

Dojeżdżam do Gawrońca, gdzie odnajduję pałac z XIXw., który miał być ruiną, a okazuje się częścią funkcjonującego gospodarstwa rolnego. Co więcej wygląda całkiem nieźle.



No powiem Wam, że jestem POZYTYWNIE ZASKOCZONY tym faktem. Tak poza nawiasem, strzelam, że przy jego budowie także korzystano z głębokiej kieszeni Herr von Kleista.
Za to przy odrestaurowywaniu wykorzystano fundusze UE, o czym świadczy tabliczka na jednej ze ścian. Oby tylko pałac nie skończył jak ten w Dobrowie, obciążony hipoteką i długami...

Robię chwilę przerwy, żeby nanieść moje obserwacje na mój zgrubny plan podróży.



Jadę dalej asfaltem i docieram w rejon Złocieńca. Krótki przystanek przy punkcie czerpania wody nad jeziorem Siecino.

Wykonuje szybki telefon do kolegi - Miotaczatruskawek. Wcześniej kontaktowaliśmy się przez forum VStromClubPolska i umówiliśmy się z grubsza na wspólną jazdę. Miotacz bardzo mi pomógł z planowaniem podróży. I jak się okaże dalej, jego wkład wciąż będzie bardzo duży.

Umawiamy się na pogadankę dzisiejszego wieczoru. Przy okazji odbieram smsa od Mara, który z przyczyn osobistych nie mógł mi towarzyszyć w czasie tego wypadu. Okazuje się, że będzie jutro w okolicach Drawska, żeby się z nami spotkać.

Ekstra - sobota zapowiada się nieźle. Będzie nas trzech. A jak powszechnie wiadomo:

"Takich trzech, jak nas dwóch, nie ma ani jednego..."



Podążam dalej w stronę Złocieńca. Na rozdrożu przed miastem wita mnie Zajączek Złocieniaszek.



Płaskorzeźba niegdyś spełniała rolę drogowskazu. Na obu uszach zająca figurował napis "FALKENBURG". Ten żartobliwy drogowskaz oznaczał, że obie drogi rozdroża zaprowadzą podróżnego do Złocieńca. Obecnie zając jest jednym z symboli miasta.

Wybieram jedną z dróg i faktycznie - trafiam do miasta.

cdn.

Ostatnio edytowane przez Vee : 24.06.2017 o 16:42
Vee jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem