Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21.06.2017, 20:40   #38
Vee
BRAAP BRAAP
 
Vee's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2015
Miasto: ZK
Posty: 160
Motocykl: DL650AL4; XT660z
Przebieg: rosnący
Vee jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 2 dni 10 godz 2 min 43 s
Domyślnie

Wzdłuż poligonu cz.2


Wjeżdżając do Pruszcza natykam się na niecodzienny widok.



Może z kilometr wcześniej na poboczu widziałem resztki opony. Mam nadzieję, że kierowca nie ucierpiał, bo ciągnik i naczepa nie wyglądały za ciekawie.

Za Kaliszem Pomorskim odbijam na boczną drogę i przez Jasnopole oraz Suchowo udaję się w stronę Borowa - ostatniej od tej strony "miejscowości" przed Poligonem Drawskim.

Do Jasnopola wiedzie urokliwa aleja.



Sama wieś jest bardzo schludna, czysta i... pusta.



Ledwo co udaje mi się opuścić Suchorze zaczynają mnie straszyć tablice.



Jestem lekko zdziwiony, bo do celu mam jeszcze kawałek. No ale dla pewności cofam się w stronę straganu, który mijałem po drodze i pytam jak się sprawy mają i czy za tablicą to faktycznie najpierw strzelają, a potem pytają? Miła Pani upewnia mnie, że mogę jechać dalej.

No to wracam na szlak i przez las docieram wprost pod elektrownię wodną Borowo.



Jeśli myślicie, że zapotrzebowanie na alternatywne źródła energii jest "modą" naszych czasów to dużo się nie pomylicie. "Moda" wróciła, ale już w okresie przed I wojną światową była to bardzo rozwojowa branża.
Elektrownie wodne, które spotkałem zarówno w rejonie drawskim, jak i w okolicach Koszalina, Słupska czy na Kaszubach, pochodzą często z początków XX wieku. Ba, nadal pracują w nich oryginalne turbiny i podzespoły. W samym tylko powiecie drawskim, w okresie międzywojennym, było niemal 60 małych generatorów prądowych, a także duża liczba tartaków i młynów, napędzających dodatkowo kuźnie czy papiernie.

Obiektem spajającym przeszłość z teraźniejszością jest EW Borowo, wybudowana nad rozlewiskiem rzeki Drawy. Obiekt niestrudzenie i efektywnie pracuje już ponad wiek.

Wszystko zaczyna się na początku ery elektryfikacji Pomorza, czyli około 1902roku. Region jest stosunkowo słabo zaludniony w porównaniu do wielkich ośrodków przemysłowych. Posiadanie dostępu do elektryczności stawało się niejako "przymusem", co wynikało z coraz większej ilości zasilanych elektrycznością maszyn rolniczych, które przejmowały obowiązki ludności odpływającej ku miastom w poszukiwaniu pracy i lepszego życia. W tamtych czasach 1kWh kosztowała średnią, miesięczną stawkę szeregowego robotnika razy 2.

Początkowy zasięg planów elektryfikacji można zobaczyć na mapce poniżej.


Źródło: http://serwer1437112.home.pl/projekt/

EW w Borowie zaprojektował niejaki inżynier Kochn. W 1913 roku zatwierdzono projekt.
Chętni mogą przejrzeć kompletny projekt zawierający obliczenia i rysunki, zachowany w Archiwum Państwowym w Szczecinie.


Źródło: http://serwer1437112.home.pl/projekt/

Budowa rozpoczęła się w 1915roku, lecz postępowała bardzo wolno ze względu na trwającą I wojnę światową, która odebrała ręce do pracy, zasoby i finanse oraz tak bardzo potrzebne konie.
W czasie prac przekopano kanał łączący jeziora Zły Łęg (zbiornik retencyjny) ze Strunowem i Mielnem.



Daruję sobie opisywanie elektrowni od technicznej strony. Cała ta "otoczka" historyczna jest o wiele bardziej zajmująca.

W 1945 roku przez rejon Borowa, a dokładniej przez most koło elektrowni i wzdłuż kanału przebiegała droga rokadowa (tzn. droga przebiegająca prostopadle do kierunku przeprowadzania natarcia).
W lutym tegoż roku Niemcy dokonali ostatniego rozpaczliwego, pancernego zrywu znanego szerzej pod nazwą "Sonnenwende". Siłami dywizji pancernych i grenadierów naziści uderzyli w pozycje wojsk marszałka Żukowa. Ofensywa rozpoczęła się 16 lutego by ostatecznie upaść po niecałych 4 dniach i zyskanych 12 kilometrach ziemi, okupionych ciężkimi stratami po obu stronach. Niespodziewane uderzenie wymogło na Rosjanach przegrupowanie sił i oczyszczenie Pomorza, co nieco przedłużyło agonię III Rzeszy.

Wracając do elektrowni - wspomnianym mostem przerzucano zaopatrzenie i transportery z piechotą w celu wzmocnienia natarcia na linii Recz-Choszczno. Niemieccy saperzy zaminowali zabudowania elektrowni. Do wysadzenia jednak nie doszło, czy to przez przeoczenie, czy też trudną sytuację na pobliskim froncie.
I całe szczęście, bo obiekt uruchomiono ponownie w 1946roku. Od tamtej pory pracuje wytrwale dostarczając "czystą energię" i cieszy nas swoim urokiem i historią.

Robię postój przy wspomnianym wcześniej moście koło elektrowni.



Ponieważ jestem praworządnym obywatelem - respektuję widoczny zakaz wjazdu. Nie jadę dalej moim "czołgiem".



Znajduję się na granicy obszaru "cywilnego" i poligonu. "Cienka czerwona linia"...

I jestem rozdarty...

Trochę ponad 4km na północ, na Kanale Hetmańskim łączącym Jezioro Mielno i Zły Leg znajduje się zabytkowy most Baileya. Mam słabość do tej brytyjskiej konstrukcji. Pomysłowa, prosta, efektywna.

Wojsko musi pokonać przeszkodę terenową?
Nieprzyjaciel wysadził jedyną w okolicy przeprawę zdolną podźwignąć kilkunastotonowy czołg?
FUBAR?

Nie!

Nic prostszego - dostarczcie ciężarówki z elementami konstrukcyjnymi oraz brygadę inżynieryjną, a raz dwa postawią skuteczną przeprawę na drugi brzeg.
Wikipedia twierdzi, że 115 żołnierzy jest w stanie przygotować pięcioprzęsłowy most w niecałe 35 minut. Robi wrażenie.


Źródło: http://westernpomerania.com.pl

Niestety most znajduje się na terenie 4-5km w głąb poligonu. Niedaleko aktywnych przepraw oraz strzelnicy...

Oparty o motocykl rozważam za i przeciw. W sumie nie tak daleko, niedziela, kula na słupie opuszczona. Jeśli ktoś nie zapomniał jej podnieść, to nie ma dziś ostrego strzelania.



Z drugiej strony - odkąd poligon z "polskiego" stał się "międzynarodowy" i zamiast Ruskich siedzi tutaj po krzakach banda zakamuflowanych i uzbrojonych po zęby NATOwców, licho wie co mnie tam może spotkać.
Może przyjdzie mi pozwiedzać "dołek" w czasie kiedy żandarmeria będzie wykonywać "czynności wyjaśniające"?

Taksuję swoje odbicie w lusterku i oceniam szanse w razie konfrontacji z zagranicznym trepem. W końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze.

Popatrzmy...

Brudne spodnie kamuflaż WZ-93.
Kurtka kamuflaż brytyjski MTP.
Zarośnięta morda.
Wyraz twarzy mówiący ni mniej ni więcej jak "Sztoby tiebia wyjobali w żopu".
Z uśmiechem niewiele lepiej...
Wypchana torba na siedzeniu ( "Ola Boga, ani chybi pomyśli, że mam tam butelkę wódki, kradziony słoik małosolnych i rozłożonego kałasznikowa" ).

"Nosz ku*wa - "zielony ludzik" jak się patrzy..."

Szybka decyzja


Jestem mięciutki niczym cieplutkie masełko... Wkładam kask... Taka hańba...

Szybko wracam do Suchowa i odbijam w prawo i turlam się w inny rejon poligonu. Robi się nieznośnie gorąco. Zbliżam się do kolejnego celu na szlaku.



Jaworze czyli dawna niemiecka wieś Gabbert. Kolejne "poligonowe" miejsce wzbudzające moją ciekawość.

Początki sięgają mroków średniowiecza (ok. XIVwieku). Wtedy to powstało tutaj grodzisko w formie strażnicy, mającej za zadanie bronić ważnego szlaku handlowego. Obecnie w lesie między Jaworzem, a Prostynią znaleźć można pozostałości tejże warowni, która uległa spaleniu między 1349, a 1353 rokiem.

Począwszy od uwłaszczenia w 1810roku wieś i okoliczne tereny zostały podzielone między chłopów i pracowników leśnych. Obszar miał rolniczy charakter.


Źródło: Mieczkowski Z. "Poligon Drawski w trzech odsłonach", wyd. Tongraf 2016

We wsi znajdował się, a jakże, młyn wodny pochodzący prawdopodobnie z XIVw. Po II wojnie światowej nie nadawał się on do użytkowania, o czym świadczy fakt, że stacjonujący w pobliżu Rosjanie śrutowali zboże dla koni w innej wiosce - Głębokim. W 1949r. młynarz Zygmunt Dąbek starał się o przywrócenie obiektowi statusu funkcjonalnego młyna. Okazało się, że na próżno, bo teren przeznaczono na poligon wojskowy, a obiekt wyburzono. Jak pokazał czas - zupełnie niepotrzebnie.

Ciekawostką jest, że miejscowość była swojego czasu znana z powiedzenia, że jeśli ktoś bredzi i gada od rzeczy, to tak jakby "mówił o czymś między Kaliszem, a Jaworem" (gdzie mieściła się jedyna karczma nad Drawą "Za Ostatni Grosz" - chwytliwa nazwa, nie pozostawiająca złudzeń).


Źródło: Mieczkowski Z. "Poligon Drawski w trzech odsłonach", wyd. Tongraf 2016

Przedwojenny okres wsi jest bardzo bogaty w interesujące wydarzenia. Lokalizację ważniejszych obiektów na tym obszarze zaznaczono na mapie.


Źródło: Mieczkowski Z. "Poligon Drawski w trzech odsłonach", wyd. Tongraf 2016

W 1935 roku Niemcy podjęli decyzję o budowie lotniska i utworzeniu poligonu lotniczego. Tak też się stało i już w 1937roku na tych ziemiach ćwiczyła jednostka Königsberg Neumark z Chojny. W bezpośredniej bliskości ustawiono radiolatarnię "Gisela" naprowadzającą nadlatujące samoloty w rejon lotniska. Lotnisko figurowało naprzemiennie jako zapasowe i operacyjne.
Stąd startowały bombowce Heinkel z dywizjonu KG 26.II Gruppe, które 1 września 1939roku dokonały wielokrotnych nalotów na Poznań. W późniejszym okresie stacjonował tu pułk Nachtjäger - Myśliwców Nocnych. Zdarzyło się tu mnóstwo wypadków, co do których nie ma pewności czy były dziełem przypadku, niekompetencji czy sabotażu. Na pobliskich bagnach i w pobliskich jeziorach odkryto kilka wraków niemieckich myśliwców BF-109 i BF-110.
W końcowej fazie wojny wieś stanowiła istotny punkt niemieckiego oporu. Na obszarze działały operacyjnie 3 ciężkie czołgi PzKpfw. VI, znane lepiej jako Tygrys, a także pododdziały przeciwpancerne. W toku przytaczanej wcześniej operacji Sonnenwende, niemieckim oddziałom udało się odbić wieś z radzickich rąk. W wyniku kolejnych frontowych przepychanek zabudowania wsi bardzo ucierpiały.

Przed rozpoczęciem II wojny światowej na tych terenach mieszkało 209 osób w 50 gospodarstwach. W roku 1946 doliczono się ich 96 w 5 gospodarstwach rolnych i 9 rodzinach zatrudnionych w lasach. Na 1879ha pól niemal 1/3 leżała odłogiem. Cóż... wojna...

Równie ciekawa jest historia powojenna, ze względu na bliskość poligonu i obecność żołnierzy. Po 1945 roku lotnisko zaadoptowano do szkolenia spadochroniarzy oraz wojsk specjalnych, a także przeprowadzania szkoleń rozpoznawczych.
Tam też trafiam od razu po minięciu tablicy z nazwą wsi. Wydaje mi się jednak, że jest to "stara" część obiektu.



Zatrzymuję się niedaleko stalowej konstrukcji służącej kiedyś, jeśli dobrze mi się wydaje, do trenowania ostatniej fazy skoku spadochronowego. Nazywano to tzw. "huśtawką". Żołnierz był przypięty do widocznej szyny, a trening polegał na poprawnym ułożeniu ciała w ostatniej fazie skoku oraz oswojenie z prędkością lądowania.



Odnajduję tu więcej oprzyrządowania do trenowania skoczków. Między innymi trapez, z wciąż założoną uprzężą, do trenowania kolejnych faz skoku.



Teren ten funkcjonuje pod nazwą "Małpi Gaj". Zwiedzam dalej i za kolejnym krzakami znajduję "to".





"Wirówki" i "karuzele" są w całkiem niezłym stanie. Obracają się bez problemu. Jaka szkoda, że jestem sam... Mając "przybocznego" do asysty, chętnie bym się spróbował na tych cud-maszynach. Samemu nie próbuję, bo raczej ciężko byłoby się zatrzymać "na żądanie". Poza tym sprawny błędnik jest niejako potrzebny do dalszej jazdy motocyklem.
Inne przeszkody i urządzenia treningowe są porządnie zarośnięte i zaniedbane. Widać, że część z nich już nikomu nie służy.



SE od tego miejsca znajduje się lądowisko śmigłowcowe. Wielka łąka, na której czuję się "trochę" wystawiony na strzał. Lepiej się schowam z powrotem między drzewa...



Niedaleko znajdują się dwie strzelnice. Jedna przeznaczona dla wozów bojowych, druga dla piechoty. Teren oczywiście "No Pasaran!".



Zobaczyłem i dotknąłem już chyba wszystkiego... Odpalam XTeka i jadę dalej w stronę zabudowań.
Trafiam na nowszą część poligonową. Przyglądam się planszy "promocyjnej".



A oto i nowsza część "małpiego gaju". Można tu znaleźć wiele przeszkód sprawnościowych, ale ja skupię się na innych, ciekawszych zakątkach.



Pierwsze co rzuca się w oczy to "całkiem niezła chata". Tylko te okna...



Patrzę, skobel furtki lata luźno... Hmm... A pooglądam z bliska, co mi tam.



Drzwi noszą ślady tarana. Żadna Pani domu nie byłaby zadowolona, gdyby ksiądz po kolędzie albo goście "pukali" w ten sposób do drzwi.
Obchodzę budyneczek drzwi do piwniczki otwarte W środku gołe ściany, niski strop i pustki. Żadnego wina, słoików z dżemem czy czegokolwiek...
Idę dalej "brodzić" w trawie. Niedaleko widzę rozbitego SKOTa. Wrak wygląda ponuro, ale przypomina mi, zupełnie od czapy, coś co zawsze wprawia mnie w dobry humor.



"Wóz konserwacji ku*wa, zobacz co narobiłeś..."
Klasyka panie, klasyka...

Wracając relację na właściwe tory...
Wychodzę z krzaków na drogę i dostaję olśnienia widząc tabliczki.



Dobrze, że miałem na ten czas porządne buty motocyklowe. Producent na pewno przewidział, że jak "adventure", to bez wyjątków - także na polu minowym...



cdn.

Ostatnio edytowane przez Vee : 24.06.2017 o 17:49
Vee jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem