Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.04.2024, 08:37   #25
Dredd

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 308
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 dni 2 godz 45 min 43 s
Domyślnie

Dzień 7 – piątek, 22 lipca

Dziś nigdzie nie jedziemy, ale i tak budzimy się o 6:00 bez budzika
Niespiesznie zatem zbieramy się, by o 7:30 udać się na hotelowe śniadanie. Okazało się przyzwoite, ale raczej skromne: jajecznica z pomidorami, pide (zamiast chleba), miód w jednorazowych opakowaniach, warzywa. Niestety, rozbestwieni Turcją i opowieściami o wspaniałym irańskim jedzeniu, cały czas czekamy na coś ekstra. Przeciętne śniadanie ma ten plus, że jutro będziemy mogli wystartować skoro świt, bo nie jest ono warte czekania.
W planach zobaczenie meczetu Jameh oraz Imamzade Hossein czyli czegoś w stylu sanktuarium . Mapa pokazuje 2 drogi: prostą, albo kluczenie zaułkami. Oczywiście wybieramy ten drugi wariant
Dziś piątek, czyli irańska niedziela – większość sklepów i lokali jest pozamykana.
Przemykamy zatem krętymi uliczkami obserwując sposób mieszkania lokalsów. Domy jak dla nas przedstawiają niezły folklor: wyglądają jak budowane bez ładu i składu, często w jednym budynku zamontowane są okna o różnych kształtach, co potęguje wrażenie chaosu. Życie rodzinne raczej chowa się za wysokim murem. Zieleni na ulicach niewiele, dominuje beton; nieraz widać rosnące wewnątrz dziedzińców drzewka figowe. Ponieważ jest jeszcze wcześnie, spaceruje się przyjemnie i słońce nie doskwiera. Dodatkowo, na ulicach nie ma tłoku.


92.jpg


Przed nami pojawia ładny, ozdobny i kolorowy budynek. Zamierzamy zapuścić żurawia, co znajduje się w środku. Pan, którego dostrzegliśmy za murem macha, aby wejść do środka. Z zaproszenia skwapliwie korzystamy. Okazuje się, że po jednej stronie dziedzińca znajduje się sanktuarium Alego, zaś po drugiej – meczet lub sala modlitw.


93.jpg


W sanktuarium ściany wyłożone są mozaikami z tysięcy drobnych lusterek. Wszystko delikatnie podświetlone na zielono – jest to kolor proroka. Pierwszy raz widzimy takie cuda – robi wrażenie. Ponieważ jesteśmy sami, możemy spokojnie penetrować każdy kąt. Pośrodku jest coś w rodzaju symbolicznego „grobowca”, do którego ludzie wrzucają pieniądze.


94.jpg


W budynku naprzeciwko masa ludzi, ktoś przemawia, a reszta słucha. Wobec tego nie wchodzimy, tylko kierujemy się do wyjścia. Tymczasem znowu ktoś macha do nas, pokazując, aby usiąść. Pan przynosi nam ciasto: żółty biszkopt nasączony miodem. W sumie całkiem smaczne, ale przede wszystkim cieszy przyjazny gest. Po ciastku dostajemy jeszcze zupę z soczewicą i placki. Na koniec oczywiście herbata. Choć z rozmową jest ciężko, widać, że Irańczycy cieszą się, że ktoś ich odwiedził. Pytają, czy podoba nam się w ich kraju. I cóż odpowiedzieć, jak tu w ten sposób wita się innowierców Jest bardzo przyjemnie, czuć płynącą od Irańczyków pozytywną energię.


95.jpg


Dziękujemy najpiękniejszym irańskim „merci” i objedzeni idziemy dalej. Słońce już zaczęło operować i zaczyna robić się ciepło. Ludzie również się obudzili, więc i ruch na ulicach większy. Tymczasem spotykamy pięknie utrzymaną (wizualnie) ciężarówkę mercedesa. Tego typu, a może raczej „w tym wieku” samochody ciężarowe są tutaj standardem. Irańczycy dali im drugą, albo raczej trzecią młodość.


103.jpg


104.jpg


W oddali zaczyna majaczyć meczet Jameh, do którego zmierzamy. Po dotarciu do celu okazało się, że główne wejście jest zamknięte.


96.jpg


Próbujemy znaleźć jakieś boczne wejście idąc wzdłuż murów. Okazało się, że po pokonaniu krętych korytarzyków udaje nam się dostać do… WC
Skoro tak, to korzystamy. Dobrze, że mamy swój papier toaletowy, bo tu jest tylko taki:


97.jpg


Zagadnięty „dziadek klozetowy”, na migi pokazuje, że meczet jest zamknięty. Tak samo jest to opisane na mapie google. Tak łatwo to my się jednak nie poddamy! Po obejściu prawie całego kompleksu trafiamy mniejsze drzwi, które po popchnięciu udało się otworzyć, więc pakujemy się do środka. Tym sposobem docieramy na dziedziniec, na którym stoją rusztowania. Po ilości ptasich odchodów na nich, można przypuszczać, że stoją tu już od dawna… W środku oprócz nas są tylko 2 babeczki. Niestety poza dziedzińcem nie udało się nam spenetrować nic więcej – pozamykane na głucho. Zaglądamy wobec tego do środka przez dziurki od klucza, małe okienka, czy szpary, jednak nic spektakularnego nie dostrzegamy.



98.jpg


99.jpg


100.jpg


101.jpg


102.jpg


Po wyjściu z meczetu trafiamy za to na piekarnię, w której wypieka się chleb w sposób jaki zapewne istniał tu od setek, jeśli nie tysięcy lat. Chłopaki sami do nas machali, pozwalają się bez problemu nagrać przy pracy.
A wygląda to mniej więcej tak:





Na zakończenie zostajemy obdarowani świeżutkim, jeszcze ciepłym plackiem chleba, który nazywa się chyba „nuun barbari”. Idąc po ulicy i jedząc go, oddzierając po kawałku, wreszcie zaczynamy rozumieć sens opowieści biblijnych, gdzie mowa jest o dzieleniu się chlebem.

Kierujemy się do Imamzade Hossein. Niestety, ale niebieska kopuła tego sanktuarium – tak charakterystyczna dna irańskiego krajobrazu jest w remoncie.
Sanktuarium znajduje się za niewielkim placykiem, z dość ciekawą nowoczesną rzeźbą – nam przypomina krzyżowca


105.jpg


106.jpg


Znajduje się tu także mały plac zabaw, m.in. diabelski młyn, do którego napędu używana jest siła mięśni ojców. Łańcuch przypięty do jednego z wagoników sugeruje, że teraz chyba nieczynne.


107.jpg


Wchodzimy osobnymi wejściami – dla kobiet i mężczyzn. Ania zostaje szczelnie ubrana w piękny, cuchnący czarny czador
Tuż za mną wchodzi strażnik tego przybytku. W ręku dzierży tutejszą tajną broń: miotełkę. Jestem pilnowany podczas całej mojej wizyty w sanktuarium. Żeby zmyć wrażenie natręctwa, co chwilę pasie mnie cukierkami

Kobiety szczelnie ubrane idą wokół grobowca przeciwnie do ruchu wskazówek zegara; głaszczą go i mamroczą coś pod nosem; niektóre wrzucają do środka pieniądze, inne mu się kłaniają, a jeszcze inne gapią się w telefon. Są też takie, które leżą pokotem na dywanach: chyba śpią. Gdy wychodzą z sanktuarium robią to tyłem, tak, aby nie odwrócić się plecami do grobowca.


108.jpg


109.jpg


110.jpg


111.jpg


112.jpg


Gdy na dziedzińcu znów spotkałem się z Anią, zostajemy poczęstowani przez strażnika jeszcze śliwkami.
Wychodzimy.

Po drodze trafiamy na suk. Pachnie pięknie. Pięknie! Od razu widać, że owoce i warzywa dojrzewały w tutejszym, słonecznym klimacie. Kupujemy brzoskwinie i śliwki za nieduże pieniądze. Teoretycznie ceny napisane, ale najprawdopodobniej w tomanach czyli wymyślonej jednostce pieniężnej odpowiadającej 10 rialom.


113.jpg


114.jpg


Najwyższy czas na obiad: znów niespodzianka. Dostajemy ryż z szafranem, kofty, sałatki w jednorazowych pojemniczkach. Wszystko popijamy Zam-zam colą, czyli tutejszą coca-colą. Płacimy ok. 40zł. Resztki posiłku pakujemy i zabieramy ze sobą – na pewno znajdą się jakieś głodne psiaki!


115.jpg


118.jpg


Wracamy do hotelu. Czas zmyć z siebie kurz irańskich ulic oraz uprać nasze ciuchy, które potem stanowią niewątpliwą ozdobę pokoju.


116.jpg


Wieczorem uderzamy w miasto.
Tuż obok hotelu dostrzegamy pijalnię soków, które są na bieżąco wyciskane z owoców i warzyw. Bierzemy jeden z pietruszki, a drugi z granatów. Chłopaki z obsługi pokazują, aby do soku z granatów dodać sól i pieprz. Niezbyt nam ten pomysł przypadł do gustu, ale oni są uparci. Ciekawe, czy nie robią sobie z nas jaj… No dobra: raz kozie śmierć - sypiemy. Okazało się, że mieli rację – przyprawiony sok smakuje naprawdę nieźle.
W pijalni spotykamy ojca z dwiema córkami, którzy na stałe mieszkają w Anglii. Trochę rozmawiamy. Dziewczyny ze śmiechem zapewniają nas, że w Iranie z głodu nie zginiemy. Na pytanie jak mieszka im się w Anglii, odpowiadają, że generalnie dobrze, choć po brexicie nasiliła się znacznie niechęć wobec obcokrajowców.


117.jpg


To był ciekawy dzień. Kładziemy się spać zmęczeni, pomimo, że tego dnia nie zrobiliśmy ani jednego kilometra. Motocykl Stoi na chodniku, pod samymi drzwiami do naszego hotelu przykryty plandeką.
Dredd jest online   Odpowiedź z Cytowaniem