Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.03.2020, 10:30   #28
zz44
 
zz44's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
zz44 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 5 godz 19 min 16 s
Domyślnie

No dobrze, trzymamy się tej grupy z laweta, LC i innymi samochodami.
Razem z nimi przejeżdżamy kilka posterunków na skinienie głową i skręcamy na Dakhlę. Mijamy zawodnika, który dociąża przednie koło, ledwo się toczy, ale pokazuje że ok. Wieje jak jasna cholera. W końcu Dakhla to jedna ze światowych stolic kite-surfingu. Jedziemy na boku, śmiesznie to musi wyglądać. Mijamy zatokę z mnóstwem żagli od kite, oraz kilka hoteli nastawionych tylko na takich klientów. Oraz kamperowisko, kilkadziesiąt białych aut w rządku. Nieźle.

Wjazd do Dakhli, wita nas przy drodze pies z bułką w pysku i łapą złamaną jak zapałka. Pieskie życie.
Gapie robią nam zdjęcia przed wjazdem na teren obozowiska. Wjeżdżamy na twardziela za samochodami, wokół kontrole, policja, wojsko, ale na razie się nie łapią kto my i skąd.
Jedziemy pomiędzy stanowiskami poszczególnych ekip rajdowych, tu ktoś manewruje, tu już się rozłożyli i coś serwisują.
W najlepszym momencie wycieczki oczywiście kamerka nie pracuje.
Dojeżdżamy do końca i spotykamy polską ekipę. Witają nas i pokazują miejsce za nimi. Ustawiamy się, ale przychodzi jakiś Niemiec i prosi aby stanąć kawałek dalej, bo tu zaraz wjedzie przyczepa. Kein problem, ruszam na skręconej kierownicy, na sypkim piachu i tadaaam! Łapię glebę w środku bazy rajdu. Ale podnoszę moto jeszcze szybciej niż spadło, tak mi wstyd. Taki Dakarowiec ze mnie.
Na malutkim quadzie podjeżdża młody chłopak w okularkach z ekipy organizacyjnej. Każe nam zmykać z terenu, nasi Polacy biorą nas w obronę, ale chłopak mówi że to nie od niego zależy, tylko jakiegoś „dżenerala” który tu rządzi. I faktycznie podchodzi wąsaty „żeneral” w wyprasowanym mundurze, żeneralskiej czapce i srogim żeneralskim spojrzeniu, i krótko, po francusku, każe nam spadać. Bo raczej nie zaprasza na herbatę tym tonem.
Ale chłopak z quada pokazuje, że tu obok za płotem już możemy się rozbić, i potem podejdziemy do swoich. O, fajnie. No to wyjeżdżamy za płot. Już rozkładamy namioty na glebie, gdy podchodzi policjant z ochrony i mówi że tu nie można, musimy się rozbić…..na terenie bazy. Mówimy że nie jesteśmy z wyścigu i żeneral nas tutaj wygnał. On mówi że „Ce na pas possibile” jego to nie obchodzi, żeneral jest wojskowym a on policjantem, i on ma tutaj „zona interdicte” i musi pilnować, aby nic tu nie stało i mamy wracać na teren bazy.
No jakiś Monty Python.
Ale nie ma tego złego. Idziemy na plażę, jest lepiej, nad samym oceanem. Motorki stawiamy obok. Miejscowi robią dzieciom przy nich zdjęcia. Fajnie że się podobają.
Jemy kolację z podgrzewanych puszek i herbaty, szybko robi się ciemno. Michał robi rekonesans, mówi że nasza ekipa pracuje, dzisiaj już nie będziemy zawracać im głowy. Ponoć jeden gość jechał na samej feldze, ale to jutro sobie zobaczymy.
Jesteśmy na plaży, ale to nie taka plaża jak u nas w Sopocie. Ta plaża jest bardzo szeroka, a poniżej nas jest jeszcze około dwumetrowy klif i dopiero właściwa plaża schodząca do oceanu. Daje to pojęcie o wysokości fal w czasie sztormu.

zplaza 2.JPG

Słońce szybko zachodzi.
Wokół nas stawają kampery oraz wyprawówki, znowu LC80.
Pełnia księżyca, fale oceanu. Niesamowicie.
Już w śpiworze. Ocean szumi, ktoś sprawdza motocykl, psy szczekają.
zz44 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem