Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14.01.2018, 19:22   #42
sebol
 
sebol's Avatar


Zarejestrowany: Apr 2010
Miasto: Wlkp
Posty: 1,161
Motocykl: Prawdziwa przygoda XRV 750
Przebieg: od nowa
Galeria: Zdjęcia
sebol jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 2 tygodni 1 dzień 31 min 55 s
Domyślnie

"MAŁA POLSKA" NA SYBERII.


Parkujemy motory na promie i płacimy za przeprawę.



Małe robótki ręczne.



A później łapiemy wiatr



I unosimy się nad wodą



Nad wszystkim czuwa kapitan



Dobijamy do drugiego brzegu i zjeżdżamy z promu. Początkowo jedziemy asfaltem podziwiając malownicze tereny zalewowe Angary. Pagórki z łąkami i pasącym się na nich bydłem, gdzieniegdzie porośnięte drzewami wyżyny wyglądają bardzo malowniczo.












Asfalt kończy się i wreszcie oczekiwana od tak dawna odmiana. Jedziemy grawiejką mijając kolejne pasiołki i wioski.



Pokonane kilometry przynoszą zmienię pogody. Czyste, błękitne niebo nad Angarą zostawiamy za sobą, promienie słoneczne znikają, a w miejsce błękitu wiatr nawiewa kłębiące się chmury burzowe. W oddali zaczyna się błyskać, chmury prawie "dotykają" ziemi i jest już pewne, że za chwilę zacznie lać. Wjeżdżamy do wioski. Mamy szczęście, bowiem jest tu przystanek marszrutki , w którym można się schronić i przeczekać nadchodzący deszcz. Parkujemy przy "wiacie" i wchodzimy do środka. Mnóstwo odchodów wskazuje, iż jest ona schronieniem chyba przede wszystkim dla zwierząt. Mija kilka minut, kiedy rozpoczyna się ulewa. Leje jak z cebra. Przez szczeliny płyt stropowych dachu woda leci do wewnątrz, ale czekanie tu jest i tak lepsze od jazdy w tej pogodzie.





Deszcz jest intensywny, lecz na szczęście krótki. Mija pół godziny i możemy jechać dalej. Jechać Nie do końca trafne określenie. Głębiej jest twardo, jednak wierzch drogi rozmókł i jest ślisko jak na lodowisku. Co chwilę ktoś leży, na szczęście bez strat, bowiem większość czasu jedziemy na pierwszym biegu z małą prędkością. Koła przednie nie kręcą się, zblokowane są lepkim błockiem zgromadzonym w błotniku. Teraz rozumiem dlaczego wspomniany wcześniej Wojtek po deszczu jechał wynajętym autem. Nie pękamy i tempem na miarę warunków, z mozołem, jak "sowieckij tank" przemy do przodu. Upór opłaca się, gdyż po "dobrej" godzinie jesteśmy w Wierszynie.


















Mijamy kościół, by po chwili zawrócić i zatrzymać się przy bramie wjazdowej, która prowadzi na teren posesji na którym stoi. Podchodzi ksiądz witając nas uśmiechem. "Słyszałem motocykle i pomyślałem sobie, któż inny to może być jak nie Polacy". Korzystamy z zaproszenia i zostajemy na kolejne dwa dni.

Pijemy kawę rozmawiając o tutejszym życiu. Są też pytania skąd jesteśmy i dokąd jedziemy. Ojciec Karol jest tu proboszczem od 6 lat. Przedstawia nam dwie panie, rodowite mieszkanki Wierszyny oraz Janka, który przyjechał z ramienia kurii. Pierwsi Polacy do Wierszyny przyjechali w 1910r. Nie byli zesłańcami, lecz emigrantami zarobkowymi. Car obiecał osadnikom pieniądze i kawałek ziemi do zagospodarowania. Dodać przy tym należy, że obiecana ziemia najczęściej nie była polem uprawnym, lecz kawałkiem Tajgi. Zachęcając do przyjazdu "zapomniano" powiedzieć o panujących tu warunkach.







Pierwszą zimę (wspominają nasze rozmówczynie) rodzice spędzili w wykopanych ziemiankach. Następnego roku wycinano drzewa, a z pozyskanego surowca budowano domy. Później przyszedł komunizm. NKWD robiło co chciało. Przychodzili i zabierali dobytek oraz inwentarz żywy. 19 lutego 1938r. NKWD zabrało 30 mieszkańców, którzy nigdy już do swoich domów nie wrócili. Również kościół nie miał łatwo. Budynek kościoła ogrodzony był płotem. Dodatkowo zasłaniał go inny budynek (którego już nie ma). Wszystko to po to, by nie rzucał się w oczy przyjeżdżającym tu z rzadka partyjnym dygnitarzom z niedalekiego Irkucka. Pierwszą mszę po ponad 60 latach przerwy odprawiono w 1992 r. . To cud, że przetrwał czasy komuny, bowiem wiele budynków sakralnych zostało zniszczonych. Życie nie jest tu łatwe. Młodzi, którzy zdobędą wykształcenie nie chcą zazwyczaj wracać do Wierszyny.

Ponownie pada.



Jest czas na pranie



i odpoczynek w bani







Robert usuwa usterkę w zbiorniku i od tego czasu kończą się kłopoty z cieknącym paliwem .




Wieczorem chwilę rozmawiamy i kładziemy się spać. Dzisiaj pierwszy raz na bogato - z dachem nad głową.


Cпокойной ночи !




Rankiem witają nas promienie słońca. Po śniadaniu korzystamy z zaproszenia i idziemy na mszę. Ksiądz Karol specjalnie dla nas, byśmy mogli się wyspać, przesunął godzinę rannego nabożeństwa. Później zwiedzamy kościół i słuchamy jego historii.













Obok kościoła jest szkoła. Choć są wakacje dzieci przychodzą tu na letnie zabawy.








Odwiedzamy "Dom Polski" w Wierszynie









oraz Muzeum Wsi Polskiej.













Spacer po okolicy. Wioska jest czysta, a ludzie przyjaźni.



















Miejscowy motocyklista. To co dla nas jest frajdą, tu jest codziennością.



Miejscowy bohater. Pies Ojca Karola, który uratował życie kobiecie.




Dzień mija leniwie, wszak to dzień odpoczynku. Wieczorne rozmowy kończą się dosyć wcześnie. Jutro ruszmy nad Bajkał.



Poranek przynosi nam miłą niespodziankę. Z Irkucka przyjeżdża Paweł, którego poznaliśmy w 2011 roku. Nocowaliśmy wówczas na terenie parafii, w której był zakonnikiem. Jest okazja porozmawiać na różne tematy. Paweł wystąpił z zakonu i obecnie zajmuje się turystyką .Organizuje wypoczynek w Irkucku i nad Bajkałem.





Jest bardzo sympatycznie, to też tym trudniej się pożegnać i ruszyć w dalszą drogę. Paweł z Ojcem Karolem jadą do Irkucka, my wyruszamy nad Bajkał.

Cdn.


PS. Mała ciekawostka. Kościół w Wierszynie podlega pod diecezję Świętego Józefa w Irkucku.
Jaką powierzchnię ma diecezja 30 razy większą od powierzchni Polski !!
__________________
Możesz utracić wszystko,ale nikt nie zabierze ci tego co w życiu zobaczyłeś i przeżyłeś

Ostatnio edytowane przez sebol : 15.01.2018 o 09:19
sebol jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem