Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21.09.2019, 02:00   #145
fassi
Fazi przez Zet
 
fassi's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2009
Miasto: Berlin
Posty: 5,798
Motocykl: RD07
Przebieg:
Galeria: Zdjęcia
fassi will become famous soon enough
Online: 8 miesiące 3 tygodni 5 dni 18 godz 12 min 59 s
Domyślnie

Naukowcy nie pojda w las... Tymczasem w biurze turystyki nieodpowiedzialnej, sekretarz ds relacyji pisze:

Dzień pierwszy.
To dzień mocno twórczy.
Dość powiedzieć, że odcinek 62km pokonaliśmy w... 12h. W czasie tym wiele się działo.
1. Udało się odnaleźć nr na ramie Lublina.
2. Pan Sławek z Szypliszek udostępnił nam warsztat, byśmy wymienili zatarte łożyska w Golfie. Super ale... zakupione łożyska w Inter Cars w Suwałkach okazały się "nie te". Udało się je wymienić w ostatniej chwili, parę minut po zamknięciu sklepu, który czekał na mknących wysłanników Lublinem - Bartka i Cichego.
3. Szef Kolumny Transportowej dr Fazik Honzik - uwijał się jak w ukropie. Szalał pod podnośnikiem. Powiedziałbym, że oczekiwał tego, w sensie awarii, bo to jego żywioł właśnie. W skrócie: magia.

Nastroje w grupie...? ZNAKOMITE. Nie wiem, co mogło/powinno by sie jeszcze spierdolić, by złamać jej ducha.
Kiedy w przypływie drobnych emocji Kierownik Karpiu widząc Golfa stwierdził:
- z tego będą nici...
Fazik odparł:
- Z tych nici utkamy piękny sweter
Ba... wyszedł komplet swetrów ale nie uprzedzajmy faktów.

W istocie czekała nas kolejna noc w pojazdach i jazda bez wytchnienia, bo w momencie drugiego przekroczenia granicy polsko-litewskiej (pierwsze nie było skuteczne, bo łożyska już nie wyły a napierdalały i lepiej było je wymienić jeszcze po polskiej stronie - i słusznie, bo nie byłoby ich jak wymienić na te właściwe) opóźnienie całkowite sięgnęło równo dwie i pół doby. Wedle planu przekładało się to na 2000-2500km. Jednym słowem powinniśmy przekraczać teraz nie granice litewską a kazachską!

W każdym razie kiedy ja prowadziłem Golfa, Cichy prowadził Lublina. Reszta spała jak zabici. Przystanęliśmy na leśnym parkingu na chwilę i... poszliśmy z Cichym w kimę
A było to "gdzieś na Litwie".







Cha... ale się zafiksowałem tym wyjazdem, że wypuściłem nas w tę podróż zgodnie z pierwotnie planowanym rozkładem jazdy.
Formalnie rzecz biorąc ruszyliśmy 16.08.2018, Znaczy "dzisiaj nad ranem" dojechaliśmy do Tolka.
Miejsce zbiórki wybrane nie od parady.

Przede wszystkim Płaska leży w tej części Polski, gdzie planowaliśmy przekroczyć pierwszą granicę. Odpuściliśmy Ukrainę, bo by wjechać do Rosji przez nią, trzeba stanać na dwóch granicach. Nas czekało praktycznie tylko przejście LV-RUS a na tych granicach można zmarnotrawić kupę czasu.

W Płaskiej tymczasem Podlaska Integracja czyli imieniny Tolka i Marka. Impreza na 100 fajerek. Dopiero się rozkręcała
A my tu z pierwszymi problemami. Po godzinie roboty udało się znaleźć w końcu nr na ramie lublina. Czasami jest on na granicy potrzebny do identyfikacji, zresztą na przeglądzie technicznym również. Tabliczka znamiona na progu stopnia pasażera nie wystarczy.

W ogóle z tym Lublinem, to były same checei dzisiaj wieczorem przybliżę jego historię.
Zastanawiający był stan łożysk przednich Golfa. Coś niewiarygodnego.... Taka volta mego dzielnego współtowarzysza? A Golf, to też ciekawy przypadek.

Z myślą górskich wycieczek, zmodyfikowałem wcześniej jego zawieszenie. Wszyscy starają się je w tuningu obniżyć. Gwinty i tego typu sprawy... U mnie nastąpił proces odwrotny.
Z pomocą dwóch kolegów, dźwignąłem Wieśka na przednim zawiasie o 40mm, tylnym o 60.
Zwłaszcza z przodem nie jest tak do przodu. By dzieła dokonać, trza było wrócić do starszego modelu tego zawieszenia czyli kolumny mcphersona z wymiennym wkładem amortyzatora.
Pozwoliło to Pastorowi przeciąć tuleję kolumny, wstawić tuleję dystansową w taki sposób, by zachować oryginalny osad w niej wkładu a samą kolumnę o "dystans" przedłużyć.
Propozycja Pastora, by ten dystans wyniósł maks 40mm była strzałem w dychę, bo pozwala ustawić kąty zbieżności kół na zero czyli na granicy normalnego prowadzenia. Każdy milimetr w górę generowałby problemy na zakrętach, pomijam darcie opon na zewnętrznym skraju bieżnika.

Z tyłem sprawa była banalna. Nad belkę przyszedł profil kwadratowy o zadanym rozmiarze dystansujący ją od podłużnicy plus przespawanie mocowania kolumny amrotyzatora.
Pozwoliło to zachować oryginalne zawieszenie. Wymieniłem sprężyny na Sachsa wzmacniając tylna kolumnę sprężyną pomocniczą firmy Mud Springs. CO to takiego? Ano taka "mała, progresywna sprężynka" która wchodzi w kolumnę oryginalnej i spisuje się... rewelacyjnie. Przy okazji wymienione zostały wszystkie gumowe elementy zawieszenia. Dodatkowo podłużnice zostały wzmocnione, wymieniony przedni wózek z wahaczami oraz kilkoma detalami karoserii.

Dość powiedzieć, że do dzisiaj wszystko funguje w Golfie należycie poza lewym wkładem amortyzatora, który się w końcu wysrał ale na razie go nie wymieniam, bo wymienię... całego Golfa.
Co z tymi hamulcami...? Ano problem ich nie został rozwiązany. Przy hamowaniu tłoczki nie odbijały i praktycznie większość trasy została przejechana be używania... rzeczonych profilaktycznie, łącznie całym pamirskim odcinkiem! Ale o tym jeszcze będzie

Tymczasem jest kiszka i trza działać!





Dzień drugi. Dzień cudów.

Zaraz zameldujemy się na granicy ruskiej.
W czasie między dorzucę kilka słów o Lublinie.
Po pierwsze.
To nie jest moje auto.

Piszę o nim nasze ale nikt z ekipy nie jest właścicielem tego auta. Właścicielem jest główny sponsor wyrypy. Sponsor dość wyjątkowy, bo lubi stać w cieniu chociaż kocha słońce.

Na drugim biegunie jestem ja. Człowiek, który to wszystko wymyślił. Człowiek skupiony na sobie, eksponujący JA miast MY ale mnie jest... dwóch. A właściwie trzech: ten zły, ten dobry i ten, który ich trzyma na swoich ramionach - człowiek bez nazwy.
Wczoraj np., - na drodze, jakiś gość nazwał mnie śmierdzielem. Zajechałem mu świadomie tę drogę. Czasami tak robię. Gdyby nie było mnie trzech, skończyło by się to bojką na szosie. Zły już kombinował: - opluję gościa. I finał. Człowiek bez nazwy biernie się temu przyglądał z głupim uśmieszkiem. Dobry był trochę zażenowany i skwitował akcję: na chuj ci to było?

Tak, że ten. Odbiór tego, co piszę powinien więc być przyjęty przez was z pełniejszym rozumieniem istoty.
Dodam jeszcze tylko, że z rzadka działam solo. Z reguły jest to jakaś kompilacja szybko następującego ciągu zdarzeń, zamkniętych w zwartą całość - dla widza zewnętrznego.
Wewnętrznie, to wulkan. Gorąca kawa mieszana z zimnym mlekiem.
Piszę o tym dlatego, by ci, dla których jestem zwykłym chujem wiedzieli, że się... nie mylą.

Lublin jest z rocznika 1999. Znaczy śmiało mogę napisać, że urodził się w zeszłym wieku. Jak na Lublina przystało, można powiedzieć, że jest w kwiecie wieku, że coś tam... Ale jedno można powiedzieć na pewno. Jest Lublinem nietypowym!
Wersja "3" w wersji... autobus.
Tak moi drodzy/tani...

W sumie, to nie wiem jaki cel przyświecał takiej przeróbce? Czy miał to być gimbus, czy autobus na wsi (zarejestrowany na 15 osób)... nie wiem.
Przeróbką na ten "cel" zajęła się firma AMZ Kutno. Niestety nie udało mi się ustalić ile takich "modeli" wypuszczono ale wszelka dokumentacja po akcji poszła w niebyt.
Na pewno były dwie wersje otwieranych drzwi bocznych, takich klasycznych autobusowych. Nasz Lublin miał system napędu elektryczny (miał, bo na ten czas brakuje silnika) i... hydrauliczny. Tego drugiego, to posiadam nawet dokumentację. Stąd wiem, że był a może i nie był ale miał być.

Lublin jako taki nie cieszył się sympatią obywateli. Napiszę szczerze, że i mnie jego widok szpecił w latach jego produkcji.
W tym czasie królowały zwinne T4-ki. Ich posiadacze, to byli goście. Lublin ze swoją fizjonomią i przestarzałą konstrukcją był "wstydem" polskiej myśli motoryzacyjnej.
Ale..., cofnijmy się na chwilę w przeszłość i zacytujmy wikipedię:

"Na przełomie lat 60. i 70. przy współpracy z Ricardo Consulting Engineers rozpoczęto (Wytwórnia Silników Wysokoprężnych Andoria) opracowywanie prototypowego silnika 4C90, który z założenia miał być nowoczesną jednostką napędową polskich samochodów osobowych i dostawczych[4]. Pierwsze prototypy tych nowoczesnych jednostek powstały w 1975 roku, a zainteresowanie nimi wykazywała firma Ford, która rozważała ich umieszczenie w modelu Transit[4]. Jednostki 4C90 były wykorzystywane w takich samochodach, jak Żuk, Nysa, Lublin, LDV, ARO, Tarpan, Honker czy GAZ Gazela. W latach 1975-1978 planowano uruchomić w WSW Andrychów produkcję licencyjnych silników wysoko.prężnych 6-cylindrowych typu Perkins 6.3544 i T6.3544 na podstawie dokumentacji zakupionych wraz z licencją na ciągniki rolnicze dla ZPC Ursus od firmy Massey-Ferguson-Perkins. Z powodu braku środków na inwestycje wstrzymano uruchomienie inwestycji."

I dalej:
"Silnik został skonstruowany w W.S.W. „Andoria” w zespole konstrukcyjnym, którym kierował inż. Andrzej Fryś. Postanowiono, że będzie to silnik o następujących parametrach:
-4 cylindrowy, czterosuwowy, o średnicy cylindra 90 mm (stąd nazwa 4C90),
- z wtryskiem pośrednim do komory wirowej[,
- szybkobieżny (o obrotach pracy ponad 4000 rpm)
mający duże możliwości rozwojowe (turbodoładowanie, zwiększenie średnicy cylindra i pojemności skokowej)
- zunifikowany z układami przeniesienia napędu - współpracującymi z silnikiem S-21
- posiadający rozrząd OHC
Przy konstrukcji komory wirowej brała udział firma Ricardo Engineering. Dość precyzyjną (z uwagi na małe dawki paliwa) aparaturę wtryskową (pompa sekcyjna) opracowała czechosłowacka firma Motorpal. Wtrysk pośredni był wtedy powszechnie stosowany w produkcji, a wybrano go również z uwagi na dobrą szybkobieżność takiego silnika, dzięki czemu uzyskano podobną dynamikę pojazdu i brak konieczności konstruowania nowych podzespołów takich jak skrzynia biegów czy przekładnia główna do produkowanych samochodów Żuk oraz Nysa. Nowością był też system rozrządu OHC, zastosowany po raz pierwszy w silniku polskiej konstrukcji.

Powstał również prototyp Lublina, który w tamtych latach (Lata 80-te) w niczym nie odbiegał od linii produkowanych wtedy aut zachodnich.
Niestety prace nad silnikiem trwały tak długo, że kiedy wprowadzono go do produkcji na rynek wchodził nowy wynalazek niemieckich konstruktorów: silnik diesla z wtryskiem bezpośrednim. Andoria stała się więc z mety konstrukcją przestarzałą. Kiedy zaś Lublin 1 pojawił się na szosach był już konstrukcją anachroniczną.
Niewątpliwie lepiej prezentował się od Żuka ale...

Doceniły go firmy - np. hurtownie alkoholi, którym zależało na tym, by z A do B szybko przewieźć tyle ile da się wpakować na pakę, by auto nie "pękło". I tu Lublin nie pękał.
W istocie, jest autem o niskich kosztach eksploatacji. O tych nie decyduje tylko zużycie paliwa ale prostota naprawy i dostępność tanich części. Do tego te auta wcale się nie psuły. Poza drobnymi upierdliwościami spełniały swoją rolę.

I to właśnie zadecydowało o zakupie tego dziwaka (Lublin w wersji autobus) w październiku 2014-tego roku.
M-c później Lublin w wesołych okolicznościach dotarł na Biesowisko...








glossa: Biesowisko, czyli listopad, czuli ludzie dziwne, czyli kiszki pompowac. Info na dniach w sotoswnym miejscu
__________________
Za dwadzieścia lat
bardziej będziesz żałował
tego czego nie zrobiłeś,
niż tego co zrobiłeś.
fassi jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem