Wątek: Roztocze
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06.06.2016, 14:43   #12
radekw
 
radekw's Avatar


Zarejestrowany: Nov 2015
Miasto: Kraków
Posty: 180
Motocykl: CRF1000D
Galeria: Zdjęcia
radekw jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 tydzień 3 dni 15 godz 39 min 44 s
Domyślnie

Dzień 3

Ten dzień zaczynamy na spokojnie, wykupionym śniadaniem, którym okazuje się być jajecznica, kawałki wędliny, ser. Mniam Zbieramy się powoli i wyruszamy w stronę Zamościa, by spędzić tam większość dnia, ponieważ trafiliśmy na imprezę "szturm twierdzy Zamość".

Zamość

Miasto jest przepiękne i zapewne będę tam wracał jeszcze wielokrotnie. Wyjątkowość Zamościa wywodzi się z historii jego powstania. Nie była to powoli rozbudowywana wcześniej istniejąca osada. Zamość zbudowano od zera, w szczerym polu. Zaplanowane było w najdrobniejszych szczegółach. Zaprojektował je włoski architekt Bernardo Morando, a budowę sfinansował Jan Zamoyski. Miasto zostało wpisane w plan ludzkiego ciała: pałac Zamoyskich jest głową, od której odchodzi kręgosłup, czyli ulica Grodzka. Na głównym rynku, ratusz będący sercem, cofnięty jest celowo do lewej strony placu. Akademia Zamoyska i katedra stoją po przeciwległych stronach miasta tworząc płuca. Układem pokarmowym miasta są rynki: główny, solny i wodny. A bastiony chroniące miasto to ręce i nogi.

Większość kamienic dysponuje arkadami, których układ też został skrupulatnie zaplanowany i pozwalał na przemieszczanie się po mieście bez wychodzenia z ich cienia. Wszędzie panuje porządek i renesansowe zamiłowanie do prostych, klasycznych linii.

Po mieście kręcimy się już od godziny dziewiątej idąc powoli w stronę obozu wojskowego rozbitego u stóp murów miejskich. W obozie rekonstruktorzy poubierani w stroje z epoki przechadzają się, ćwiczą, pozują do zdjęć i pokazują różne aspekty życia w XVII wieku. Uwagę przykuwa dziewczyna w stroju pułkownika husarskiego O godzinie 10 następuje wymarsz wojsk z obozu, wpierw na rynek, potem na błonia, gdzie rozpoczyna się rekonstrukcja bitwy o Zamość. Kawaleria szarżuje, piechota ostrzeliwuje się z muszkietów, walą armaty. Na bogato.

Gdy bitwa dobiega końca my ładujemy się na swoje rumaki i z kopyta (z koła?) ruszamy do Szczebrzeszyna, by później wrócić do Zamościa na kolejną turę atrakcji.

Szczebrzeszyn

Miasteczko rozsławione wierszem Jana Brzechwy. Szybko trafiamy na rynek, na którym znajduje się posąg sławnego chrząszcza. Zainteresowani jesteśmy głównie "piekiełkiem" - systemem wąwozów lessowych. Podobno wąwozy w tej właśnie okolicy są najbardziej reprezentacyjne ze wszystkich, które można znaleźć na Roztoczu. Plan obejmował wypożyczenie rowerów i posypał się już w tym pierwszym punkcie. Nigdzie nie mogliśmy znaleźć wypożyczalni, lokalsi też nie okazali się pomocni. No nic, jedziemy motocyklami, w końcu też dwa koła. Zgodnie ze wskazówkami pana, który akurat kupował piwo w sklepie, jedziemy ulicą Cmentarną. Aż trafiamy na rozdroże, z którego oba możliwe kierunki wyłożone są już tylko betonowymi płytami. I tabliczka ze szlakami, ale też bez konkretnych informacji. Mój nos starego górołaza podpowiada mi drogę na wprost, dogania nas jednak para piechurów dysponujących jeszcze dokładniejszą mapą okolicy. Starszy pan wyglądający na Wytrawnego Turystę głosem przepełnionym pewnością, twierdzi, że należy skręcić w lewo, w drogę która opada ostro w dół. "Wprawdzie do piekiełka prosto (ha! wiedziałem!), ale ta ścieżka jest o wiele bardziej malownicza" stwierdza kategorycznie. "Skoro tak pan twierdzi, to też skorzystamy z tej rady" odpowiadam. "Ale chyba nie motocyklami" pan przestaje być sympatyczny, a jego oczy rzucają gromy. "Jeszcze się zastanowimy" odpowiadam dyplomatycznie. Po krótkiej dyskusji i postanowieniu, że najwyżej zawrócimy, udajemy się (na motocyklach) śladami oddalającej się pary. Betonowe płyty prowadzą ostro w dół, a po chwili, z prawej, wyrasta ściana lessowa. Nawet ładna. Mijamy wspomnianą parę i zatrzymujemy się u wylotu wąwozu odchodzącego ostro w prawo i w górę. Wygląda faktycznie jak na zdjęciach z podręcznika do geografii dla klas 4 "Krajobrazy Polski" Jana Kądziołka z 1991 roku

W trakcie sesji zdjęciowej mijają nas ponownie ci sami turyści i słyszę wycedzone przez zęby "A kysz!". Uśmiecham się szeroko w odpowiedzi.

Kierujemy się dalej czarnobiałymi oznaczeniami ścieżki dydaktycznej i szybko wjeżdżamy ponownie pomiędzy zabudowania. Mijamy drugiego chrząszcza i wracamy na rynek. To tyle? Przereklamowane te wąwozy. Czuję się zawiedziony i oszukany i w ramach focha nie mam ochoty wracać i próbować pojechać drugą odnogą skrzyżowania, na którym zastanawialiśmy się co dalej. Przemek i Ania podzielają moje zdanie, więc wracamy do Zamościa.

Zamość II

Idziemy na Rynek Solny i zasiadamy w restauracji. Tłumy ogromne i zatory w kuchni też. Głodujemy przez ponad godzinę, ale już najedzeni idziemy na darmowe zwiedzanie miasta z przewodnikiem. Zbiera się zaskakująco mało chętnych. Raptem kilkanaście osób. Tym lepiej. Obchód trwa ponad godzinę i dowiadujemy się naprawdę wielu ciekawostek. Przytoczę tu może jedną anegdotkę/legendę: Otóż, gdy Szwedzi oblegali Zamość i nie mogli zdobyć murów, król Karol Gustaw wpadł na taki koncept - napisał do Zamoyskiego, który dowodził obroną, że czuje się zawiedziony brakiem sławnej polskiej gościnności i zanim odejdzie w dalszą drogę, chciałby jednak jej doświadczyć i zjeść z Zamoyskim śniadanie. Zamoyski węsząc podstęp, bo przecież król nie przyjdzie sam, tylko ze świtą i to będzie wpuszczenie do miasta konia trojańskiego, wiedział też, że nie wypada odmówić, w końcu król to król. Odesłał więc odpowiedź, że owszem, zaprasza, prawu gościnności nie uchybi, ale żeby król nie musiał się fatygować zbyt daleko, to Polacy wystawią stół przed mury. Żeby też Szwedzi się nie zasiedzieli, bo z pewnością pilno im ruszyć w dalszą drogę, nie będzie krzeseł. I tak powstał stół szwedzki

Po zwiedzaniu idziemy w stronę bramy szczebrzeskiej i znajdujemy tam miłą knajpkę jazzową, w której oczekujemy na zmierzch, ponieważ ma się tu odbyć nocna bitwa o most.

Po zmroku, w blasku płonących drewnianych szałasów i pochodni faktycznie dochodzi do potyczki artyleryjskiej, której wtórują włączane szwedzkich armat hukiem alarmy samochodowe. Gdy dym na pobojowisku opada nie pozostaje nam nic innego jak wrócić do Krasnobrodu. Mam okazję przetestować nocną jazdę na światłach drogowych. Efekt piorunujący.

Po dotarciu do ośrodka okazuje się, że brama już zamknięta i trzeba ostrożnie przejechać przez wąziutką furtkę, ostry spadek terenu nie pomaga, ale się udaje Dopijamy wszelkie trunki jakie się ostały bo jutro dzień powrotu, ale nie koniec zaplanowanych atrakcji.

Rynek w Zamościu


Obóz rekonstruktorów


Panowie szlachta


"W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie"


Wąwóz lessowy


Przygotowania do nocnej bitwy
radekw jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem