Dochodził podwieczór kiedy z lokalnych dróg wbiłem się na krajówkę Zamość - Lublin. Ciepłe promienie zachodzącego słońca. Nastrojowa muzyka z grajka mp3. O jakieś zwężenie na drodze. Wahadło. Piaski. Żwiry. Koparki. Wyprzedzasz wszystko. Za tobą kłęby piachu i kurzu. Ani Rajd-Paryż-Dakar.
Droga na Lublin pusta. Ruchu mało. Cała jezdnia Twoja. Jesteś daleko od domu. Przeżywasz przygodę. Nie interesujesz się pracą. Nie nastawiasz budzika. Inny świat. Inaczej funkcjonujesz po tych kilku dniach za domem.
Ucieczka z bieszczad odbyła się lokalnymi drogami. Raz asfalt. Raz szuter. Raz piach. Panicznie boję się piachu. Jeszcze manele na motocyklu. Jakieś piaskowe kałuże. Nie! Nie będziemy się wracać! Najwyżej wyglebim!
U nas na wioskach czegoś takiego nie ma: