Wątek: Iran 2015
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04.02.2016, 23:40   #12
ofca234


Zarejestrowany: Aug 2011
Posty: 338
Motocykl: XChallange
ofca234 jest na dystyngowanej drodze
Online: 6 dni 2 godz 25 min 10 s
Domyślnie

Przyjazna twarz Armenii

z fotkami tutaj: http://moto.elban.net/2015/08/18/prz...twarz-armenii/

Stoję gdzieś w zapomnianej wsi kilkanaście kilometrów za gruzińską granicą. Próbuję dokręcić linkę prędkościomierza. Jeżeli tego nie zrobię to nie będę wiedzieć z jaką prędkością jadę to jedno, a dwa, że wpadnie do linki pył z drogi i sama naprawa może się wydłużyć. To banalna sprawa, tylko śruba jest trudno dostępna. Czasem dokręcenie tego cholerstwa zajmuje 5 minut, czasem 35. Nie mam na to patentu, a śruba jest trudno dostępna. Tym razem było to bardziej pół godziny, niż krótka chwila. W tym czasie zatrzymał się jeden samochód, którego kierowca zaproponował pomoc, przyszedł w tym samym celu policjant z pobliskiej komisariatu i zatrzymał się kolejny samochód, z gościem, który studiował w Krakowie.

Druga sytuacja była bardziej stresowa. Mój motocykl postanowił ograniczyć możliwość szaleństwa i przestał wkręcać się na obroty wyższe niż tysiąc. Do kompletu było 40 stopni, paliło słońce i stało się to dwupasmowej drodze szumnie zwaną autostradą. Żadne tam wysokości, kilkanaście kilometrów od Erewania. Na neutralnym biegu motocykl kręci się aż miło, na każdym innym przy tysiącu odcina. Zgłupiałem. Diagnozy przez telefon dokonał Omleś, mistrz-mechanik od Super Tenery. Cała naprawa ograniczyła się (serio) do pomacania kabli, tych obok akumulatora, z przekaźnikiem, czujnikiem stopki. Uprzedzając fakty, ten problem do mnie nie powrócił przez następne 9500 tyś kilometrów. Kiedy już kable zostały pomacane, ale nie zdążyłem się jeszcze zapakować na moto, na wstecznym podjechał do mnie jakiś miejscowy samochód:

– Sie ma, jakieś problemy?

– Nie, już nie…

– No to wpadaj do mnie na herbatę i arbuza. To tylko kilkanaście kilometrów.

Arman mieszkał w Polsce przez 13 lat swojego życia, dopóki całej rodziny nie zwróciły nasze władze z powrotem do Armenii. Ze śmiechem wspominaliśmy mózgojeby, stadion dziesięciolecia i inne wynalazki z lat dziewięćdziesiątych, które złożyły się na dzieciństwo mojego gospodarza i moje lata licealne. Arbuz smakował świetnie, gadało się fajnie, ale czas niestety mnie gonił. Chciałem być jak najszybciej na granicy, w razie nieudanego wjazdu do Iranu zamierzałem objechać cały ten kraj. Dla picu przeczyściliśmy jeszcze papierem ściernym styki koło macanych kabli, wymieniliśmy się numerami na wszelki wypadek i w drogę.

Armenia (ta część, którą przejechałem), poza maluteńkim kawałkiem niziny na południe od Erevania, jest przepiękna. Większość drogi to przepiękna wyżyna. Od czasu do czasu wzrok przykuwa jakiś dziwny bądź sowiecki budynek czy po prostu coś dziwnego. Pomieszczenie zrobione z ogromnej beczki, kanapa przed sklepem, stacja do tankowania gazu składająca się z samych butli ustawionych na pace samochodu i pistoletu, nieczynny bar mleczny w środku niczego.

W poprzednim wpisie pisałem o kłopotach na granicy. Wyjazd z Armenii zajął mi półtorej godziny. Z drugiej strony, gdy nie podejście służb na granicy było by to znacznie dłużej, bo po pierwsze, przekazywali mnie sobie z rąk do rąk, wciskali na początek kolejki, prowadzili do odpowiednich okienek i wyczerpująco tłumaczyli co mam robić. Procedura upierdliwa – niemniej same służby – super.
ofca234 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem