Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29.01.2010, 23:45   #29
Big_Brother


Zarejestrowany: May 2008
Miasto: Poznań (Tarnowo Podgórne)
Posty: 77
Motocykl: RD07a
Big_Brother jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 godz 8 min 19 s
Domyślnie

zdjęcia, mapa, filmiki itd na stronie bloga www.motoamerica2010.pl


4300KM – LA PAZ I WSPOMNIENIA Z SALAR DE UYUNI
No i dotarliśmy do jednego z ważniejszch punktów naszej wyprawy. Salar de Uyuni. Wyschnięte słone jezioro na płaskowyżu Altiplano w Andach. Położóne na wysokości ponad 3600 m zajmuje powierzchnię ponad 10 tys. km2. Trudno nie oprzeć się wrażenu ze stoi się na zamarzniętym morzu a jednak to czysta sól zbita w kamień.
Wszędzie gdzie spojrzysz po sam horyzont skorupa soli w dodotku idealnie płaska – różnica wzniesień nie przekracza 40 cm.

Oczywiście jest to doskonały biznes dla miejscowych którzy masowo z pobliskiej miejscowości Uyuni wożą turystów swoimi samochodami terenowymi na tą dziwną pustynię. Sama miejscowość Uyuni to przepraszam za wyrażenie ale zabita deskami dziura jakich tu wiele. Brak restauracji, hoteli, czegokolwiek nawet utwardzonych dróg w centrum.
Dodatkową “atrakcją” w Uyuni jest złomowisko parowozów na obrzeżach miasta.

Niestety miejscowi chyba źle zrozumieli intencję tego miejsca i uznali je za śmietnik więc masowo przywożą w tutaj śmieci. Nie wpływa to pozytywnie na zwiedzanie tego “muzeum”.
Po wizycie na solnisku pojechaliśm w stronę La Paz – siedziby rządu Boliwii. Ponownie czekał nas spory kawałek “szutrami” przez góry.
Udało nam się znaleźć piękną polanę na nocleg. Wprawdzie niezbyt daleko od “drogi głównej” ale była naprawdę urocza i płaska!
Jesteśmy w górach więc pogoda nas tu specjalnie nie rozpieszcza. Temeratury wachają się od 29 do 6 stopni! Dodoatkowo często pada deszcz. W nocy spotkała nas taka ulewa, że spanie było dość utrudnione. Dobrze natomiast zrobiło to motorom bo były tak oblepione solą, że trochę się o nie obawialiśmy. Wielki szacunek dla polskiego producenta namiotów (nie napiszemy jakiego – kryptoreklama) – przetrwaliśmy bez szwanku. Rano okazało się, że cała polana jest pod wodą a nasz namiot stoi w jedynym w suchym miejscu. Ale szczęście.
Drogi w Boliwii należą do wymagających ale po intensywnych opadach ich stan przkroczył nasze najśmielsze oczekiwania. Cały ten pył i kurz jaki wzbijał się podczas pokonywania kolejnych kilometrów zamienił się w gliniastą maź. Dla jeżdżących motorami crssowymi (pozdrowienia dla wszystkich znajomych nieznajomych motocyklistów) temat jest znany i określany mianem – RODEO!!! Tyle że tutaj występuje to we wzmożonej sile a spływająca, całymi rzekami, z gór woda nie ułatwia podróżowania.

4490 KM – CAMINO DEL MUERTE – DROGA ŚMIERCI…

Droga śmierci
Wyjechaliśmy z La Paz w ulewie.
Przełęcz na wysokości 4700 m pokonywaliśmy przy temp. 5 st. C.
Po dniu pełnym mordęgi, z oczami dookoła głowy, pokonaliśmy najniebezpieczniejszą trasę świata – Drogę Śmierci. Rocznie ginie tu ok. 300 osób!!!
“Droga” wiedzie na przepaściami. Na ich dno prowadzą pionowe, 500-metrowe ściany.
Po pierwszych ok. 80 km względnie utwardzonej nawierzchni, szlak zaczął prowadzić pełnym błota, szerokim na 3 m traktem po urwiskach. Na czymś takim muszą mijać się ciężarówki… A wygląda to tak, że kiedy dwa takie pojazdy się spotkają, to po długich targach i kłótniach, ktoś musi ustąpić i na wstecznym szuka miejsca, gdzie dadzą radę się minąć.
Manewr wymijania wygląda tak, że koła prawie wiszą nad przepaścią, a blachy się o siebie ocierają.

Na szczęście mamy to już za sobą i jutro zaczynamy… najtrudniejszy of road wyjazdu: króciutkie kółko Kordylierami. Ca 680 km, na końcu których czeka nas jez. Tititaca.
Część naszej trasy biegnie ścieżkami, wzdłuż strumieni. Przy tych drogach widnieją na mapach ostrzeżenia: “Przejezdne wyłącznie w porze suchej!”.
Diabli wiedzą, jak to będzie – bo właśnie popaduje
Big_Brother jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem