Wątek: Stany, stany...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10.12.2009, 09:28   #210
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 4 godz 30 min 15 s
Domyślnie

Cytat:
Napisał czosnek Zobacz post
eeekhhmm.... ekhmmmmm..... nie żebym tu popędzał aleeeeeeee
Dobra, juz pisze, nie?


Obudzilismy sie skoro swit, miejsce nie bylo specjalnie szczesliwe do spania, bo tuz obok drogi. Konczylismy hm... poranna toalete, gdy obok zatrzymal sie "terenowy" lexus. W srodku siedziala Maja z corka. Wlasnie jechala do fryzjera do Taszkientu i zauwazyla innostrancow spiacych w polu. A poniewaz przyjelismy jej zaproszenie na sniadanie stwierdzila ze do fryzjera pojedzie kiedy indziej i zawrocila z nami do Chodżentu.



Śniadanie miało miejsce w knajpie i napisac ze bylismy glodni to zdecydowanie za malo. W ciagu tej dwugodzinnej konsumpcji dowiedzielismy sie co nieco o goscinnosci ludzi Centralnej Azji. Maja jest mila kobieta mieszkajacej to w Moskwie to w Dubaju, to w rodzinnym Chodżencie, w ktorym ma 400 metrowy apartament w centrum miasta nad swoim domem towarowym. Potrafi wydac na kabine prysznicowa wiecej niz kosztuje waz motocykl i ma corki stanu wolnego. Wiec jesli ktos chce przejsc na islam to podam adres.



Bylo przyjemnie i Maja postanowila, ze nas "odwiezie" te 100 czy 200 kilometrow w strone Duszanbe. I tak juz zmienila plany... Jechalismy szybko, ścigając się z nowa camry, ktora tatus kupil starszej z coreczek Mai. Polozyli wlasnie nowy asfalt wiec bylo i 160 km/h momentami. Czasem Maja przyspieszala i zostawalismy w tyle.



Gdy dojezdzalismy do posterunku milicji Maja wlasnie ruszala a milicjanci kiwali nam przyjaznie reka.
Zatrzymalismy sie w koncu na obiad i Maja wyjasnila nam, ze zatrzymywala sie przy GAI i informowala milicjantow o zblizajacych sie motocyklistach. Mowila im, ze w Pamirze wlasnie odbywac się bedzie rajd motocyklowy i jada najlepsi zawodnicy z Europy. Mistrzowie i zwyciezcy tegorocznej edycji Dakaru. No i wowczas my przemykalismy na naszych osiolkach odwzajemniajac tubylcom pozdrowienia.



Kajman zostal gdzies daleko w tyle i zjedlismy obiad bez niego. Pomachalismy Mai, umowilismy sie ze wpadniemy do niej jak bedziemy w Moskwie albo Dubaju i pogonilismy za... Kajmanem, ktory w miedzyczasie nas wyprzedzil. Zaczely sie gorki i po chwili skonczyla sie jazda. Spotkalismy Kajmana i 200 innych samochodow. Chinczycy buduja droge i na razie kierowcy maja wolne. Otworza za 6 godzin.



Moj chinski jest naprawde slaby ale mimo to zdobylem sie na odwage i zagadalem do chinskiego szefa swoim mandarynskim wprawiajac go w oslupienie. Cos tam chyba zrozumial (moja 20 letnia nauczycielka bylaby dumna!), bo pozwolil nam jechac. Kajman jednak musial zostac z innymi. Hulaj dusza, cala droga dla nas i wreszcie nissan z przyczepa za nami. Na 2500 metrach cos mi wieprzek zaczal prychac i gubic plynnosc obrotow. Troche sie przejalem, bo mielismy jeszcze 800 metrow w pionie. No ale jakos udalo sie wykrecic na ta przelecz z fajnymi widokami. Dla chlopakow to byl pierwszy kontakt z Azjatyckimi gorami i z radoscia patrzylem na ich usmiechy. Krystek wyrywal sie wciaz do przodu a Miro pstrykal wciaz foty. Izi z mina starego wyjadacza nawijal kilometry, a ja wciaz mowilem ze najlepsze przed nami.
Zaczal sie nowiutki asfalt i polewaczka(?) z naprzeciwka zaczela migac swiatlami. Polewaczka? Tutaj? Jezdziliscie kiedys motocyklem po lodzie? jak tylko stracilem na moment przyczepnosc z tylu przypomniala mi sie ekipa Magnusa ktora wylozyla sie na swiezutkim asfalcie kilkadziesiat kilometrow stad. Polewaczka lala na asfalt rope, ot chinska technologia.
Nie wiem jak to sie stalo, ze zaden z nas sie nie polozyl na tym lodowisku. jak sie juz zatrzymalismy to oddychalismy dlugo i gleboko.



Wpadlismy w koncu na znana mi juz droge z Samarkandy do Duszanbe i posuwalismy sie spokojnie wiedzac o czekajacym wciaz na wjazd Kajmanie. Iziego motorek tez cos nie ciagnal wiec zatrzymalismy sie przy knajpie pluczac gardla piwem, a filtr K&N tym czym trzeba. Mielismy jeszcze do Duszanbe ze 150 km niezlej drogi. Na szczescie otwarto tunel i nie trzeba bylo sie wspinac na przelecz, ktora wspominam jako najgorszy koszmar w ktorym uczestniczylem.
Nie bylo sie gdzie spieszyc, bo widokow ladnych i tak juz nie bedzie.
Tak i sie zameldowalismy przy wjezdzie do tunelu tuz przed zachodem slonca.



Niestety - tunel byl zamkniety. Probowalismy przemawiac w rozny sposob, ale okazalo sie ze w srodku pracuje koparka - zapraszamy na przelecz. Bylismy na 1800 metrach a trzeba bylo wjechac na 3500. Wiedzialem jak smakuje ta przelecz w dzien i nie chcialem wiedziec co sie bedzie dzialo w nocy.
Ruszylismy. Asfaltu nie bylo, byly kamazy, osobowki, pieprzone dżipy i Bog wie co jeszcze. Zrobilo sie ciemno jak w dupie. W ustach mialem pelno piachu podnoszonego przez te wszystkie gruzawiki. Motocykl pomimo umycia filtra nie ciagnal wcale. Silnik pracowal tylko miedzy 3500-4500 obrotow. Nie dalo sie jechac wolno, a strach bylo szybko. Porozpieprzalismy sie po tej drodze i naprawde nie mailem pojecia kto gdzie jest. Krystek jechal za mna, ale w pewnym momencie przyspieszyl i tyle go widzialem. Miro i izi jechali z tylu. Razem? No chyba razem. Na 3000 przestal mi pracowac jeden cylinder. Juz wiedzialem co sie stalo, ale nie dalo sie tego tutaj naprawic. Na 3200 uslyszalem narastajacy od silnika huk. Odpadl wydech. Kolektor zostal, ale sama rura majtala sie gdzies po prawej stronie. Nadjechal Izi z Mirem i udalo sie ja jakos zamontowac obok nominalnego miejsca. Jechalem w gore wsrod wystrzalow i plomieni wydobywajacych sie z silnika. Po prostu czad. Z lewej strony mielismy zajebiste przepascie, a chlopaki martwili sie, ze nie jedziemy za dnia i tracimy fajne widoki. A ja do dzis pamietam wraki ciezarowek ktore widzialem tam w 2006 roku
Zaczal sie snieg na poboczach i w koncu dojechalismy na przelecz. Pokrzyczelismy troche na Krystka, bo wjezdzanie noca samemu nie bylo najbardziej rozsadne i pomknelismy w dol. Tym razem urwalem sie z Izim a Krystek zostal z tylu z Mirem. Zjazd byl trudny, ale w nocy wszystkie koty sa czarne. Na dole, przy asfalcie czekalismy na reszte ponad pol godziny. Wtedy juz wiedzielismy, ze COS sie stalo. Nie wiedzielismy tylko gdzie. Awaria czy...? Zatrzymany przez nas kierowca samochodzu powiedział, że koledzy robia cos przy motocyklu. I po kilkunastu minutach zobaczylismy ich swiatla. Miro twierdzi ze zasnal, Krystek jechal za nim i twierdzi ze tak to wygladalo. Po prostu bez hamowania nagle sie przewrocil. Protektory mial - przypiete do torby. Wiec nogi byly troche w strzepach.
Slyszalem ze mozna zasnac na motocyklu, ale jadac z tej gory? Adrenalina malo mnie nie zabila, a ten facet twierdzi ze zasnal...



Zatrzymalismy sie kilkanascie kilometrow nizej w jakiejs czajchanie przydroznej. Wyciagnelismy spiwory i rzucilismy je na stoly. Tylko Miro tego nie zrobil - zasnal natychmiast w pelnym rynsztunku. Jakby mu ktos wyciagnal baterie.
Zasypiajac autentycznie martwilismy sie o Kajmana, ktory te gorke miał zrobić autem z dluga na 5 metrow przyczepa.
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem