Benzyna w mojej krwi pojawiła się ze strony mojej matki, u której w rodzinie zawsze jeździło się na motocyklach. Ona sama dosiadała w czasach swej młodości WFM-ki i SHL-ki. Ja podobnie jak moi przedmówcy również będąc dzieckiem wszystkie wakacje spędzałem na wsi, tylko, że u rodziców mojego ojca, więc z żadnymi motocyklami do czynienia nie miałem, za to dawne województwo słupskie na rowerze zjeździłem wzdłuż i wszerz. No ale nie o tym miało być. Pierwsze moje doświadczenia z motocyklami a właściwie motorowerami sięgają mniej więcej połowy podstawówki, kiedy to jeździłem z kumplami na ich simsonach. Wciąż jednak nie mogłem namówić rodziców aby mi coś kupili, więc realizacja mojej pasji ograniczała się do czytania "Świata Motocykli". Dopiero pod koniec podstawówki zawarłem pakt z diabłem, którego treść brzmiała: Jeśli na koniec ósmej klasy na świadectwie będą same 4 i 5, dostaniesz Simsona. Pierwszy semestr poszedł całkiem nieźle, w końcu pogoda taka sobie, trochę czasu na naukę się znalazło. Ale drugi niestety gorzej. Pozostało mi jedno wyjście: wziąć sprawy w swoje ręce. CDN
|