Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03.12.2009, 17:08   #5
lena
 
lena's Avatar


Zarejestrowany: Sep 2008
Miasto: Polska poł.-wsch.
Posty: 1,011
lena jest na dystyngowanej drodze
Online: 4 tygodni 1 dzień 22 godz 8 min 52 s
Domyślnie

Przed moim "pierwszym razem" wzbraniałam się latami, jak na przykładną dziewicę z "mundurowej" rodziny przystało.Robiłam to niejako na przekór rodzinnym prekursorom jednośladowego szaleństwa.
Ale może zacznę od początku...czyli od mojej mamy. Oleńka, czwarta córka jednorękiego kombatanta z I wojny, w zamierzeniach dziadków zapewne miała być chłopcem.Ideę tą dzielnie realizowała, najpierw lejąc wszystkich okolicznych kolesiów (aż tatusiowie przychodzili na skargi), potem opanowując precyzyjne strzelanie kamieniami z procy, aż do celnego kierowania strumienia moczu z drzewa na głowę sąsiada - właściciela sadu, który przyłapał małych złoczyńców na kradzieży jabłek.Ponoć była bezbłędna i na lata została królową "siku do celu"!Dalej życie toczyło się równie barwnie, aż moja Oleńka jako jedna z pierwszych kobiet wśród lokalesek zdała egzamin na prawo jazdy kat. A i B (po 3 latach jazdy "na czarno").W okresie bunkrowania się przed Milicją Obywatelską WSKą ojca mego Romka przedzierała się polami i leśnymi duktami do pracy w PKP.Podczas jednej z takich jazd, na kopnym piachu, w 9 miesiącu ciąży zaliczyła glebę, co wiejskie baby podciągnęły pod kategorię "czyn aborcyjny".Jak opisują świadkowie, szybko się zebrała, a że motorek nie chciał zapalić, to go na pych wzięłą. W rezultacie tych poczynań, zamiast na egzamin do Krakowa udała się na porodówkę, bowiem domagałam się natychmiastowego opuszczenia tak dyskomfortowej przestrzeni - widocznie off nie przypadł mi do gustu (swojemu synowi zafundowałam podobny, ale na nartach!).Wszystkie znaki ( i geny) wskazywały na to,że też będę śmigać, ale jak to blondynka, stawałam okoniem!Nie pomagał mi też starszy brat, którego musiałam kryć podczas wykradania MZ-ty ojca ( o innych akcjach nie wspomnę, bo chłopak za wyrządzone krzywdy rentę dożywotnio powinien mi płacić).Żebym nie sypnęłą, czynił mnie wspólnikiem- pasażerem do czasu, aż wskutek jego akrobacji wyleciałam przez kierownicę (ale wyżarta byłam,więc tylko parę stłuczeń i zadrapań) a on urwał łąkotkę w kolanie.Dotarło do mnie wtedy, że "tego genu" nie powinnam uaktywniać - może spokojna, bezpieczna kariera naukowa?I tak nadszedł rok 1991. Jako ambitna 17-stka z planami na przyszłość postanowiłam zrobić prawko na samochód naturalnie, zwłaszcza gdy zobaczyłam treningową MZ-tę z manetkami powiązanymi drutem (jak to piszą na Allegro - "stan igła")!Ale brat nie dawał spokoju (Boże, dlaczego nie mam siostry!) i choć 6 lat starszy i nielegalnie wyjeżdżony zamarzył o zdawaniu ze mną. A że nieuk był, to musiałam rozwalić swoje testy + jego na A i B!I już myślałam,że to mój motocyklowy finisz, ale...życie jest pełne niespodzianek.Przewiózł mnie jeden taki, pretendent do ręki, śliczną, czoperowatą Yamahą. A żeby się podlizać, to posadził mnie z przodu i dał pokierować, a ja (jak to blondynka)pomyślałam,że ten "motocyklizm" to jakiś przereklamowany jest, łatwizna!"Pretendent" został moim mężem (pierwszym, niezmiennie od lat 13), po czym "zakupiliśmy", bo we wspólnocie majątkowej, ale bez mojej zgody motór -M72, rocznik 54 (1954!)w malowaniu "sahara",z wózkiem bocznym (jest zresztą na stanie do dziś). Jazda nim była pełna niespodzianek, a i dystans musiał być odpowiednio krótki, bo choć śrubokrętem można tam naprawić niemal wszystko, to "niemal" jednakoż robi różnicę.Poza tym muchy z zębów trzeba było drapać, bo szyby brak, a kaski stylowe były, coby klimatu epoki nie psuć. I wtedy pojawiła się "królowa"- RD07a, zakupiona z przebojami ( na dzień dobry parkingówa ze mną w roli pasażera), stała się przyczynkiem do poznania Braci Czarnuchów, którzy ostatecznie i skutecznie "rozdziewiczyli" mnie z niechęci do jednośladów.Po zlocie w Miedznej, dzięki mężowi (wojtekm72)i fantastycznym współlokatorom - Giziowi, Sławkowi i JarkowiAT, podjęłam decyzję,że zdaję na A. I zdałam, w lipcu tego roku, podczas oberwania chmury nad Przemyślem (nawet przez chwilę myślałam,że to znak...żeby wiać).Motor już stał w garażu - Yamaha MT03/96.Niestety nie Afri, bo po przewróceniu Wojtkowej i samodzielnym jej podźwignięciu (oczywiście nie technicznym bo nie oglądał się filmu na Forum!) w stresie i szoku, że chłop mnie opieprzy,że coś złamałam czy porysowałam , uznałam,że jest dla mnie lekko przyciężka.
"Pierwszy raz" na moim własnym moto rozsmakował mnie, ale jednocześnie uzmysłowił, jak długa "kariera naukowa" jeszcze przede mną.Liczę na "seminaria, wykłady i zajęcia praktyczne" pod Waszym okiem.

Ostatnio edytowane przez lena : 03.12.2009 o 17:13
lena jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem