Wątek: Stany, stany...
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02.12.2009, 23:51   #207
sambor1965
 
sambor1965's Avatar


Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Warszawa
Posty: 3,668
Motocykl: RD04
Galeria: Zdjęcia
sambor1965 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 3 tygodni 2 dni 4 godz 30 min 15 s
Domyślnie

Chlodny ranek przyniosl esemesa od Kajamana. Jak zwykle byla malo konkretna - w stylu: "gdzie jestescie". Odpisalismy, ze o 10 bedziemy na granicy. Zostalo 420 km i 4 godziny. Droga prosta, nudna i tylko jedno miasto - Czimkent czy jak kto woli Szymkient. Za to stamtad dwa pasy az do Taszkientu. Wypogodzilo sie i wycieplilo, bez sniadania parlismy do przodu. Już już witaliśmy się z gąską - do granicy było zaledwie 40 km gdy rozmachali sie na nas gaicznicy. GAI na autostradzie? Naprawde tu bylo ograniczenie do 50 km/h? A my az 94? Miro z Krystkiem poszli na negocjacje, z Izim gramy cwaniaczkow weteranow. I licytujemy sie jak im pojdzie. Poszlo niezle, zbili cene o polowe - z 200 na 100 dolców. Tu musze dodać ze Kazachstan stał sie naprawdę drogim krajem i jak już musicie gdzieś w tym regionie robić wykroczenia to może już lepiej w Kirgizji albo Tadżykistanie. Ruszylem i ja w boj z gaicznikami. Mialem juz sluszna brode i nie chcialem gadac z byle kim!
- Kto starszyj? - zapytalem
- Za cziom tiebie starszyj?
- Ty starszyj? Nu, tak małczi...

Poderwal sie jeden starszyna z krzesla, post mial bowiem nieomal staly charakter. Zabralem starszyne do motocykla i pokazalem na szybe:
- Znajesz szto eto? - zapytalem wskazujac naklejke International Police Association, ktora dostalem od motocyklisty z Wielkiej Brytanii.
- Niet, nie znaju - odparl starszyna.
I wtedy uświadomilem go, ze naklejka ta oznacza iż jestem policjantem - w dodatku gaicznikiem. Ze kazachska milicja jest czlonkiem owego stowarzyszenia i ze jest taki zwyczaj w Europie ze gaicznik gaicznika nie moze ukarac!
Na poczatku troche watpil:
- Pokaz legitymacje!
Bylem na to przygotowany: - U nas tak jak u was. Jak wyjezdzasz za granice musisz zdac do komendy i bron i legitymacje.
Nie mialem pojecia jak jest u nich, ale moglo tak wlasnie byc. Starszyna upewnil sie jeszcze ze go w Europie nie zatrzymaja - potwierdzilem: - Jak bedziesz mial taka naklejske to nikt Cie nie ruszy...
Wytrzymalem z powazna mina az do zalozenia kasku. I pojechalismy w kierunku Kajmana.
Znalezlismy go przed granica na poboczu drogi. Siedzial dumny ze byl tu przed nami i troche zly, bo na nas "dlugo czekal" - faktycznie bylo juz po 12. Drobne odkrycie w paszporcie moim, Iziego i Mira wskazywalo ze konczy nam sie dzis wiza uzbecka. Nasz kierowca dzipa zameldowal, ze przejscie w Taszkiencie jest nieczynne i musimy jechac na nastepne - 80 km stad. Bylo wlasciwie po drodze wiec zostawilismy Kajmana - bo jak wiadomo jedzie wolniej - i wyrwalismy do przodu.
Wyszlo tego cos ze 120 km i w dodatku okazalo sie, ze nie trafilismy na wlasciwie przejscie i to jest tylko dla lokalesow. Wiec z powrotem 40 km, Słońce chciało nas już rozpuścić. Byliśmy na skraju Doliny Fergańskiej - a to dość ciepłe miejsce w tym regionie świata... Wkurzony Kajman czekal na nas na właściwym przejściu. Znowu zly. Pogranicznik miał wątpliwości czy zdołamy wyjechać tego dnia z Uzbekistanu, ale ostatecznie nas wpuścił. A Kajman swoim Kajmanowozem musiał czekać. My zaś czekaliśmy i czekaliśmy po drugiej, uzbeckiej stronie granicy... Akurat przy uzbeckim poscie milicyjnym. Koledzy chcieli zebysmy zaplacili jakies pieniadze, ale żądali jakos nieprzekonujaco i odpuscili sobie po wyznaniu ze ja tez jestem milicjantem. Musialem jeszcze troche poopowiadac jakie to mamy w naszej policji urzadzenia do wykrywania narkotykow itp.



Czekalismy aż zaczęły się wątpliwości co do wykonalności planu wyjazdu z Uzbekistanu. Niby to tylko 120 km, ale trafi sie jakas awaria czy guma i problem gotowy. Pobyt w uzbeckim areszcie w 1994 roku pamietam do dzis - byl za naruszenie rezima proziwania w respublikie Uzbekistan. Czyli klopoty z wiza. Zostawiliśmy wiec biednego Krystka by czekal na Kajamana (oni mieli dluzsze wizy i w dodatku dwukrotne), a my pognalismy przed siebie. Nie usluchalismy kolegow milicjantow i pojechalismy wedlug mapy. Zrobilo sie ciemno kiedy skonczyl sie nam Uzbekistan. Przejścia nie bylo. Ludzie podawali nam dosc rozbiezne informacje: przejscie mialo wedlug nich byc od 15 do 60 km stad. Wszyscy jednak zgodni byli, ze trza jechac na wschod. Tak i uczynilismy zwiedzajac noca dosc zapadle rejony i podle drogi. Tadzykistan byl tuz... O pare kilometrow stad, ale przejscia dla inostrańców nie było. Zrobilo sie po 21 gdy w koncu je znalezlismy - ku mojemu zaskoczeniu bylo otwarte. To nie jest takie oczywiste w tym regionie swiata. Wiele przejsc jest otwartych tylko do 20. Musielismy miec pieczatki wyjazdowe wiec nie czekalismy na Krystka i Kajmana. Niestety jechali taka trasa jak i my i tez musieli zwiedzac Uzbekistan.
Oprocz nas na przejsciu bylo tylko jedno auto - atmosfera byla dosc luzna, a przejscie - jak to Uzbecy maja w zwyczaju - wysokiej klasy. Troche sie wkurzylem jak celnik kazal wszystko przynosic i wyciagac, powiedzielismy ze nie ma mowy, niech sam szuka na motorkach, troche byli zdziwieni. Ale kabaret się zaczal gdy Miro dal swoja deklaracje - celnik porownal ja z wjazdowa i stwierdzil, ze Miro ma wiecej kasy przy wyjezdzie niz 4 godziny temu przy wjezdzie. Malo sie z Izim nie posikalismy z radosci Celnik sie zaparl ze Miro musi zaplacic kare, albo jechac z powrotem na tamta granice zeby mu poprawili. Wszyscy bylismy swiadomi, ze robimy sobie jaja, ale gralismy w te gre. Miro sie w koncu obrazil na celnika i usiadl na lawce przed przejsciem. A my z Izim zalatwiamy sprawe. Atmosfera bardzo dobra i wiadomo ze nie jest to zaden problem, mamy wyjazd juz obity i nie ma cisnienia. Miro jednak wciaz w lekkich nerwach.
- Sluszaj - mowie - ja w Polsze toze tamoznik (czyli celnik). I pogadalismy sobie ze 2 godzinki jak celnik z celnikiem popijajac co nieco na tym przejsciu, poopowiadalismy celnicze dowcipy. W koncu nadjechak Kajman z Krystkiem. Chcac oszczedzic troche czasu dalismy koledze celnikowi 10 dolcow i bez klopotow i zbednych rewizji przejechalismy do Tadzykistanu.
Jakos zrobila sie polnoc i jak nam w koncu to tadzyckie przejscie otworzyli to wopista powiedzial, ze jest noc i wszyscy spia i zebysmy przyjechali rano. NIe dalismy sie zbyc i trzeba bylo budzic celnikow. Troche to trwalo, bo sie chlopaki uparly ze beda pisac wriemienne wwozy. W koncu wyjechalismy, ciemno wokol jak... sami wiecie gdzie! W koncu machnelismy sie do spania na skraju pola bawelny. To byl dluuugi dzien. Machnelismy prawie 830 km i zaliczylismy 2 granice!
sambor1965 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem