Dzień 1.
Esztegerom Węgry. Ostrzychom. Esztegeron. Esztergom. Nazwa miasta straszna. Ale miasto to węgierska perełka. Dunaj. Monumentalna Bazylika. Byłem w tym miejscu chyba 10 razy. I pewnie pojadę 11 raz bo miasto mnie od zawsze czaruje.
Mniejsza z tym.
Początek lipca. Idę z kempingu z buta w stronę centrum. Mały spacer moze 2 km. Z lewej Dunaj. Rozswietlają się latarnie. CIEPŁY wieczór. Magia ciepłego wieczornego lipca. Nad Dunajem głośno. Muzyka z głosnikow. Ja krok za krokiem idę w stronę centum szukac kebaba. No i bankomatu z forintami.
Majestatyczna bazylika stoi rozswietlona. Nie mam dzis juz siły aby tam dojsc. Zresztą byłem tam 6 razy. Kebab. Piorytet.
Dobra, jest coś. Kebab. Jakas knajpa. W srodku piekarnik, ale na zewnatrz ławeczki. Jem tego kebaba i jestem szczesliwy. Cos się w głowie przestawia.
Dzwonie do przyjaciół do polski. Dobra. Najwazniejsze ze w głowie się "poprzestawiały klepki".
Jak mi się w tym roku nigdzie nie chciało jechać. Raz w roku człowiek ma urlop wakacyjny. Jak mi się nie chciało pakować. Jak mi się nie chciało podejmować decyzji aby gdzies jechać.
Starość? Mało brakło a siedział bym w domu. Po co gdzieś jechać. Nie chce mi się. Jeszcze nigdy nie miałem takiego lenia, takiego niechciejstwa aby gdzieś jechać. Komplentnie nie czułem frajdy z wyjazdu.
Ale. Siedząc z tym kebabem na skraju ulicy.
Juz wiedziałem.
Ze to bedzie dobry czas i ze warto było się przemóc.
I wbrew sobie spakować się, i jechać.
Jak ja lubię te ciepłe wieczory letnie!
IMG_20230630_211951.jpg
IMG_20230630_215655.jpg
IMG_20230630_221524.jpg