bar.jpg
Przed Lubomlem, na policyjnej stojance pytam o jakiś bar i już za kilka km zajadamy dobrą soljankę i pielmieni
drog1.jpg
drog2.jpg
Nasza gromada zawieszona gdzieś tam w ukraińskiej rzeczywistości prze wciąż na wschód. Ta rzeczywistość to piachy między wioskami, przeróżne upamiętnienia i spotkani ludzie, z retorycznymi pytaniami w stylu "naujwytupryjechali". Wiele z mijanych wiosek to dziś cudaczne zlepki teraźniejszości i dawnej małomiasteczkowej, polskiej przeszłości, co zdradzają głównie niepotrzebne dziś kościoły lub ich pozostałości. Pół biedy, kiedy po zmianie śpiczastej wieżyczki na złotą cebulę dalej służą mieszkańcom
kust.jpg
Stary, bezimienny, wołyński krzyż musi zastąpić mi brak upamiętnienia męczeńskiej śmierci szlachetnych romantyków, naiwnych emisariuszy do upowskich watażków: por. Jana Zygmunta Rummla, jego adiutanta i woźnicy.
Nieznane jest miejsce rozerwania ich końmi, ani pochówek.
Ledwo przed wsią zwalniamy, żeby poczekać na ginącą w tumanie, jaki za sobą zostawiamy resztę ekipy. Sama obecność na skraju lasu, w pobliżu jeziora w Kustyczach musi wystarczyć.
Kierujemy się na Zasmyki, gdzie w obliczu zagrożenia powstała duża baza samoobrony wołyniaków. Niestety, w obliczu rosnącego zagrożenia w przybierającym morzu banderyzmu wioski ewakuowano a w zasadzie ludność zabrano ze sobą z utworzoną z sił samoobrony słynną 27Dywizję Piechoty. Cmentarz pozostał.
Jeszcze za rzeką, droga skończyła się na bramie kołchozu. Objeżdżając, wśród łąk, nieopatrznie wybrałem z dwóch bardziej uczęszczaną ścieżkę, co spowodowało zwiedzanie kołchozowych upraw. Jazda z tobołkami po zagonach wyglądała co najmniej dziwnie, co z palącym słońcem dało nam w kość. Z pamięci kierowałem się na rzekę a cała nadzieja była we wcześniejszej suszy. Domyślałem się słów pomstowania za parszywą pomyłkę, ale i tak usłyszałem, że jest fajnie. Już chwyconą ścieżką, przez wykroty, skrajem lasu i mamy cmentarz
zasmyki.jpg
To ten dzień kończyliśmy kotłując gruntówkami otoczeni wołyńskim zbożem i zachodzącym słońcem. Chwilo,trwaj!
Tak dojechaliśmy do Kisielina, o czym już pisałem
kiś.jpg
Nazajutrz zaglądamy do miejsca tragedii z 11lipca, 1943 tzw. Krwawej Niedzieli, kiedy w sposób zorganizowany dokonano mordu na Polakach modlących się w 150 kościołach
gończy w kisielinie.jpg
wiśnie.jpg
typowy, leniwy poranek na Wołyniu:
Kradniemy bezpańskie wiśnie, Marek rozmawia z młodymi matkami. Kiedy jedna z nich przyprowadza wózek, w oczach uczestników zeszłorocznej edycji rajdu pojawia się strach!
młode matki.jpg
młode m 2.jpg
bachmat.jpg
Gończy rozmawia z bachmatem:
"Mój bachmacie,
biegać umiesz,
Koniu wierny, czemuś smutny ty?
Nocką zginę,
dniem mnie pochowają,
Ostanę li żyw?"