Po kilkunastu latach jazdy wreszcie dorobię się kawałka endoszkieletu, konkretnie zespolenia obojczyka, i to na dryndzie a nie motórze.
Gruchnalem solidnie przy 40 km/h, wywaliło mnie do rowu. Jak się ocknąłem, to mialem już dwa połączenia nieodebrane (ficzur garminowy zadziałał bezbłędnie)
Rower jakoś chyba przeżył w jednym kawałku, ale nie mialem szans sprawdzić.
|