Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19.02.2023, 18:36   #68
Dredd

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Warszawa
Posty: 316
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Dredd jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 4 dni 17 godz 19 min 9 s
Domyślnie

Śpimy nadal w hotelu Azya. Gdy powiedzieliśmy, że tym razem nie chcemy śniadania, widać było wyraźną ulgę na twarzy recepcjonisty/właściciela. Dostaliśmy za to dobrą cenę – tylko 120 lir, tzn. niecałe 100zł. Wybraliśmy się wobec tego na miasto, aby zapolować na śniadanie.
Poszukiwanie śniadania na własną rękę to był strzał w dziesiątkę! Okazało się bowiem, że Kars słynie z wspaniałych serów (niektóre z nich wielkości motocyklowego koła) i miodów, które sprzedawane są w plastrach. Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy, nie mówiąc o tym, żebyśmy jedli! Z zakupem był mały problem, bo wszystkie słoiki miodu oraz sery były dla nas za duże, tzn. nie byliśmy w stanie zjeść ich przez dzień czy dwa, a każdy wie, że motocyklem nie bardzo da się je przewieźć. Przesympatyczny sprzedawca w sklepie odlał nam ze słoika niewielką ilość miodu w pojemniczek i odkroił kawałek sera. Do pełni szczęścia brakowało nam jedynie chleba. W kolejnym sklepiku, prowadzonym przez starszego pana, już na wejściu zostaliśmy poczęstowani herbatą. Bardzo ucieszył się na nasze przybycie. Chleba co prawda nie było, ale ucięliśmy sobie miłą pogawędkę za pomocą kilku słów i wielu gestów oraz uśmiechu! Sprzedawca zapytał nas na koniec gdzie śpimy, a ponieważ niedaleko, zaprosił, abyśmy co dzień rano wpadali do niego na herbatę. Niesamowita jest gościnność i życzliwość Turków!
Zrobiliśmy odwrót do hotelu, żeby z zakupionych produktów zrobić śniadanie. Może nie wygląda wyjątkowo, ale za to wyjątkowo smakowało!


209.jpg


210.jpg


211.jpg


212.jpg


Po śniadaniu odwiedziliśmy górującą nad miastem twierdzę, która sama w sobie – jak dla mnie – nie stanowiła zbyt wielkiej atrakcji, lecz roztaczał się z niej ładny widok na miasto i okolice. Porobiliśmy więc trochę zdjęć: okolicy i chętnym oraz miastu


155.jpg


156.jpg


157.jpg


158.jpg


159.jpg


160.jpg


Później pojechaliśmy do Seytan Kalesi, czyli Szatańskiego Zamku. Tym razem także musieliśmy zrezygnować z bardziej malowniczej bocznej drogi na rzecz dłuższej, lecz równiejszej. Jednak – o ile google maps mówi prawdę - na finishu i tak czekał nas mały offroad, jednak niedaleki, więc udało mi się jakoś przekonać Anię. Po drodze widoki piękne. Chłodno, zapewne dlatego, że cały czas droga prowadziła na wysokości 2000 m.n.p.m. i większej. Po drodze mijamy zalaną wioskę. Odnoszę wrażenie, że zalewanie wiosek to specjalność Erdogana i jego ekipy. Mamy nadzieję zobaczyć bowiem Hasankeyf – perełkę, która ma lada moment także zniknąć pod wodami sztucznego zalewu.


213.jpg


214.jpg


215.jpg


216.jpg


217.jpg


218.jpg


Ruch drogowy znikomy. Generalnie podczas całej naszej wycieczki po Kurdystanie jeździ się przyjemnie – spotykamy mało (albo wcale) samochodów, niewiele miast i wiosek. Jest czas na obcowanie z przyrodą i kontemplowanie jazdy motocyklem. Małe zaludnienie ma jedynie może tę złą stronę, że nie wolno gardzić żadną napotkaną stacją benzynową. Pomimo, że nasz Harley ma zasięg ok. 400 kilometrów na jednym baku, warto pamiętać o wcześniejszym tankowaniu. Dlatego też, widząc stację, zatrzymuję się na niej. Niestety benzyny brak. Jest tylko diesel. Na kolejnej stacji to samo! Trochę zaczyna mnie to niepokoić, bo rezerwy powoli się kurczą. Jak wynika z mapy, niedaleko jest miasto Ardahan. Choć to nie po drodze, pojedziemy więc do niego, bo lepiej mieć zawsze kilka litrów w zapasie. Przed miastem stacja, która ma drogocenną dla nas ciecz, a naprzeciwko niej uniwersytet z bramą wjazdową – wypisz, wymaluj – jak z Afryki północnej.


219.jpg


Wreszcie mogliśmy skierować się w stronę zamku. Sądząc po tym, co działo się w kierunku, w którym powinniśmy jechać, nie było jasne czy szatańskie siły nie zdecydowały, żeby do zamku nas nie wpuścić, czy też tylko trochę nas obmyć rytualnie przed wizytą w tak zacnym miejscu.
Ponieważ kąpieli mieliśmy dość, zaś oglądanie zamku w strugach deszczu także nie jest tym, co uwielbiamy, zapadła decyzja o odwrocie. Bardzo nas cieszyło, że mamy paliwo


220.jpg


221.jpg


222.jpg


Wobec tego wróciliśmy do Karsu, przy czym droga – choć piękna – przebiegła bez niespodzianek. Wieczorem zaś zameldowaliśmy się w mieszkaniu Omara. Okazało się, że Omar jest Kurdem, pochodzi z Diyarbakir, zaś w Karsie pracuje. Ponieważ mieszka sam, wynajmuje „kawalerkę”, tzn. 3 pokojowe mieszkanie o powierzchni 100 czy 120 metrów. Bardzo go rozbawiło, gdy powiedzieliśmy mu, że w Polsce takie mieszkanie uważane jest za duże, zaś przeciętny metraż w bloku to ok. 60 - 70 m2. Zupełnie zaś nie mógł uwierzyć, że można mieszkać na 30 metrach, bo taki u nas jest standard kawalerki Okazało się, że w Turcji tego typu metraże mieszkań to raczej norma, a nie luksus. Żeby nie było tak różowo, powiem tylko, że nowe blokowiska w Turcji są dużo paskudniejsze niż u nas. Zieleni za grosz, zaś architektura budynków jest fatalna. Posiedzieliśmy trochę, poopowiadał nam ciut o życiu w Turcji i o sobie. Ponieważ Omar jest kawalerem, tradycyjne tureckie danie, którym zostaliśmy ugoszczeni, to pierożki Manti z sosem pomidorowym. Udaliśmy, że nie wiemy, że świeżo wyciągnięte z paczki W sumie to nieważne! Były pyszne! My jesteśmy na wakacjach, więc jeśli zarwiemy noc, czy dwie nic nam się nie stanie, ale Omar jutro zasuwa do pracy. Musieliśmy wobec tego kończyć „nocne rozmowy” przed świtem. Spało się wyśmienicie!
Przyzwyczajeni do wczesnego wstawania obudziliśmy się rano około 7, lecz w mieszkaniu panowała cisza. Wobec tego leniuchujemy w łóżku. Pewnie Omar jeszcze śpi, więc na palcach do toalety, czy do kuchni po coś do picia. Jednak o 10:00 postanowiliśmy powoli zbierać się do dalszej drogi. Pukam delikatnie do pokoju Omara, ale nikt nie odpowiada. Cisza. Pukam głośniej, wołam i nic. Wreszcie zdecydowałem się nacisnąć klamkę. Okazało się, że Omara w domu już dawno nie ma
Najgorsze było to, że oprócz niego zniknął… papier toaletowy
Wobec tego dzwonię.
- Wiesz, nie chciałem was budzić wychodząc do pracy. Posiedźcie, jak długo chcecie.
- Dobra, dzięki! – wystękałem. A gdzie zawieźć Ci klucze od domu?
- Nie ma takiej potrzeby. Zatrzaśnijcie tylko drzwi jak będziecie wychodzić.
Cała pomoc i gościna u Omara była oczywiście bezinteresowna. Chcąc jakkolwiek zrewanżować się za wszystko, ofiarowujemy zabraną właśnie na taką okazję książkę – przewodnik po Polsce. Omar chyba się ucieszył, bo rano prosił przez telefon, żebyśmy wpisali się do książki na pamiątkę.

Temperatura na zewnątrz trochę nas zaskoczyła. Jest tylko 13 stopni. Zimno.
Po drodze robimy zakupy w sklepie; śniadanie zjemy po drodze, jak się trochę ociepli .
Na stacji paliw zostajemy poczęstowani czajem, a nasz brudny motocykl dostaje prezent – granatowy ręczniczek frotte z logo stacji. Jeździ z nami do dzisiaj.

Mijamy naprawdę piękne widoki. Droga wije się przyjemnie wśród łagodnych wzgórz, łąk i skałek. Nie jest to przecież pierwszy dzień w podróży, ale nadal nie przestaje nas urzekać tutejszy krajobraz. A do tego mijane łąki pachną tak pięknie! Śniadanie jemy na bardzo wygodnym kamiennym „stole”, zaś towarzyszą nam kwitnące kwiaty. W oddali widać ośnieżoną górę. Nie wiem czy to za sprawą okoliczności, czy śniadanie naprawdę było takie pyszne…


227.jpg


224.jpg


225.jpg


226.jpg
Dredd jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem