Hej!
Kolejny dylemat blondynki
Otóż doszłam do wniosku, że jadnak dużo gorzej znoszę upały, niż chłody i jak w lecie mam powyżej 24 stopni w domu, to przestaję funkcjonować [myślę, że to SKS
].
Jako, że prawdopodobnie będziemy mieć więcej dni z upałami, a zimy będa łagodniejsze, to pomyślałam, że zainwestuję z klimatyzację.
I są właściwie dwie opcje:
1. Dwie jednostki klimatyzacji [dwa osobne mieszkania]. Tutaj widzę zaletę, że działają jak świeci słońce [autokomsumpcja z PV], osuszają powietrze, szybki efekt. Można w okresie przejściowym się dogrzewać [chociaż w przyszłości na pewno w tym zakresie wygrają piece kaflowe - na razie mam karencję].
2. Klimatyzacja z pompy ciepła. Mam gruntówkę i rurki w podłodze. Pewnie ogólnie koszty były mniejsze. Ale większa bezwładność układu.
Czego się boję:
- odczucie chłodu posadzki
- problemy z wilgocią/punktem rosy - lato, to pora roku gdy wilgotność w domu oscyluje około 80%.
Czy toś by mógł się wypowiedzieć, kto ma z tym do czynienia, albo badał temat?
Kwestie techniczne pomijam. Finansowo instalacja opcji numer 2 by była tańsza, ale bardziej mi zależy na wygodzie, sensowności rozwiązania.