O piątej nad ranem wychodzę na spacer
Bo kac spać nie daje i rzygać się chce
I myślę, i myślę skąd wyrwać na ćwiartkę
Zaciągam się fajkiem, wciąż boli mnie łeb
A słońce powoli wynurza się z nocy
Zaspane ulice ze snu budzą się
Przystaję zdumiony, przyglądam się ludziom
Co pędzą do fabryk pracować na chleb
Ale my, menele, tyrać nie musimy
Cham i traktor do roboty ciężkiej jest
U nas całe życie trwają imieniny
Byle wódzia była – nie musimy jeść
My stoimy godzinami pod sklepami
Tu na browar zawsze sypnie jakiś gość
Jak nie sypnie, będzie sterroryzowany
I pokornie odda nam ostatni grosz
W mieszkaniu nic nie ma, co można by sprzedać
Zostały dwie szklanki, taboret i stół
W ostatniej kapocie oberwał się rękaw
A chora wątroba wydęła mi brzuch
Mamusia-rencistka zawzięcie pomaga
I wciąż mi powtarza bym przestał już pić
Idź synu do pracy, posłuchaj raz matki
Bądź wreszcie człowiekiem, nie można tak żyć!
Ale my, menele, tyrać nie musimy
Cham i traktor do roboty ciężkiej jest
U nas całe życie trwają imieniny
Byle wódzia była – nie musimy jeść
|