Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22.10.2021, 22:10   #10
trolik1


Zarejestrowany: Jan 2017
Miasto: Szczecin
Posty: 469
Motocykl: nie mam AT jeszcze
Przebieg: 100K+
trolik1 jest na dystyngowanej drodze
Online: 3 tygodni 3 dni 12 min 2 s
Domyślnie

Czwarty dzień: pedałujemy pod górę

Grań Fogaraszy próbowałem przejść już dwukrotnie. Za pierwszym razem zatrzymała mnie biegunka po zjedzeniu oscypka wyciągniętego z brudnej kieszeni przez spotkanego na szlaku pasterza. Piękne trzy dni z ową biegunką spędziłem w rozpadającym się szałasie pasterskim, zabarykadowany przed misiem nastawionym na pożarcie moich zapasów jedzonka. Gnojek rozłożył się się pod drzewami i czekał kiedy wyjdę. Na szczęście po drugim dniu zaczął padać deszcz i miś sobie poszedł. Druga próba przejścia granią miała miejsce w 2016 roku. W skrócie: po przewrotce na motocyklu kufer zmiażdżył mi kostkę chronioną butem trekkingowym tuż przed rozpoczęciem trekingu. I tak znalazłem się pod Fogaraszami po raz trzeci, mocno zmotywowany do przejścia grani.

Poranek przywitał nas średnim zachmurzeniem i prognoza wskazywała, że taka pogoda utrzyma się do nocy. Kolejny ranek miał już był słoneczny podobnie jak następne dni. No nic - pożyjemy zobaczymy. Przejście zaplanowanego odcinka powinno nam zająć 3 dni, ale na wszelki wypadek zabraliśmy 4-dniowy zapas żarcia. Po wyjściu z pensjonatu skierowaliśmy się w lewo i pomaszerowaliśmy przez las po cichu licząc, że załapiemy się na podwózkę korzystając z częstych przejazdów pracowników leśnych. Tak też się stało i zyskaliśmy około dwóch godzin marszu. Po wyjściu z auta zaczęło się robić pionowo. Szlak był dobrze oznaczony, było zielono, pachnąco, cicho, pięknie - w takiej atmosferze trekking to sama przyjemność!

Po krótkiej przerwie nad strumieniem ruszyliśmy w dalszą drogę. Szlak prowadził nas korytem strumienia, ale za żadne skarby nie mogliśmy znaleźć oznakowania - straciliśmy chyba z godzinę na poszukiwaniu znaków i nic. No dobra, tak czy owak trzeba iść w górę.

Koryto strumienia wypełnione było rumowiskiem drzew i głazów, więc po krótkim czasie wyszliśmy z niego i maszerowaliśmy równolegle przedzierając się przez gęsty las choinek i innych krzaków.

Ta część podejścia była nieprzyjemna - idziemy w chmurze, nie wiemy gdzie jest szlak, gęste krzaki pakują nam się do oczu....brrrr. Na szczęście po dwóch godzinach weszliśmy w kosodrzewinę i przedzieraliśmy się przez maliny i jagody - ulubione jedzonko okolicznych misiów....:-). Michał przygotował gaz pieprzowy i szliśmy sobie dalej ścieżką zrobioną przez misia, mijając misiowe kupy, w środku misiowej stołówki...Na szczęście miś pewnie spał i udało nam się minąć ten fragment bez walki:-)

Od tego momentu zrobiło się naprawdę stromo-szliśmy na wprost pod górę i każdy krok był naprawdę dużym wysiłkiem. Koniec końców udało nam się wspiąć na grań i znaleźć szlak!!:-)

Dalej było już całkiem przyjemnie, choć pogoda nie rozpieszczała nas widokami. Było nam to jednak na razie obojętne, bo dochodziliśmy do siebie po wyczerpującym podejściu.



Przez cały dzień marszu nie spotkaliśmy żywej duszy:-). Pod wieczór rozbiliśmy biwak tuż przy szlaku na kawałku płaskiej ziemi i zasnęliśmy szybko z nadzieją na lepszą pogodę jutro
trolik1 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem