Hehe
jak miałem FJ to pojechałem w beskid do Zawadki a potem na jeden dzień w Bieszczady. Do przystani po drodze. Tez się poczułem jakbym przyjechał T34
Tylko ze to ja tego dnia jebnalem 650km przez Łańcut, śledzia z Szynszylem w Zolyni, Krosno i nazad do Dukli i dalej.
Wszystko jest niby proste ale to jest mocno rozedrgane, wiele zmiennych.
Wciąż najważniejsze i tak jest Kiedy. Nawet mniej niż z kim.
Zaden motocykl nie kupi czasu na jazdę. Powtarzałem to wielokrotnie.