Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28.07.2021, 18:21   #283
Emek
I CAN'T KEEP CALM I'M FROM POLAND KU_WA Słońce do 04.09.24
 
Emek's Avatar

Zapłaciłem składkę :) Dział PiD

Zarejestrowany: Aug 2015
Miasto: Scyzortown
Posty: 10,895
Motocykl: No Afrika anymore
Emek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 rok 6 miesiące 5 dni 14 godz 5 min 25 s
Domyślnie

24 czerwca
Wstałem wcześnie i w ramach rozrywki poszedłem poszwędać się po bazarze. Kupiłem trochę herbaty i jakieś pierdolety na padarki. W międzyczasie Pirania mnie ściga żeby iść na śniadanie. Wracam do hotelu i wspólnie udajemy się na posiłek.

Wracamy do hotelu i zaczynamy pakowanie. Bardzo nam się nie spieszy. My z Michałem jeszcze w pokoju zbieramy bety ale Pirania już w pełnym rynsztunku pakuje motocykl w tym skwarze. Coś mnie podkusiło żeby dmuchnąć w alkomat. No i 0,2. Qrva co jest? Proszę Michała żeby też dmuchnął bo wypił najmniej. Ciutkę mniej niż 0,2 ale też wydmuchał. Wołamy Piraniowego bo on z nas największy , niech dmucha. No i ma 0,16. Co jest? Wczoraj 3 słabiuśkie piwa i tyle. Żadnego mocnego alkoholu bo mieliśmy zbierać się z rana. No to pojechali.

Decyzja szybka, idziemy na bazary, kupić arbuza , kwas i będziemy się nawadniać. Tak też czynimy. Walimy kwas wpierdzielamy całego arbuza. Mija godzina czy dwie. Dmuchamy. Zeszło może 0,01-0,02. Masakra. Nie mamy pojęcia o co się rozchodzi. Może baterie słabe czy sprzęt się zjebał?
Idę i kupuję nowe baterie. Kontrola. No jest w dół ale niewiele a nikomu nic nie jest. Katastrofa. O 12 mamy opuścić hotel. Czekamy. Nic się do 12 nie zmienia. Postanawiamy ruszać. Coś jest nie tak.
Ruszamy mając świadomość że jak nas dupną to możemy coś wydmuchać ale cóż. Najdziwniejsze że 3 piwa trzymają 12 godzin. Nie ma szans. Uznajemy że to awaria maszyny.
Wylatujemy z Osza i po chwili mamy jakiś dziwny zator. Mnóstwo samochodów, ludzie zatrzymują się gdzie popadnie i biegną gdzieś do przodu. Nie wiem o co kaman. W końcu się wyjaśnia. Wypadek. Walnęły się ze 3 auta w tym 2 klasy Daewoo Tico. Szyby powybijane, koleś za kierą ma głowę rozwaloną i się nie rusza. Jakiś inny ludek idzie na miejsce wypadku z krwawiącą głową i szuka w porozrzucanych elementach swojego telefonu. Znajduje.
Mijamy ten tumult bo nic nie pomożemy. Pomagierów tam tyle że zabierają tlen poszkodowanym.
Chwila odpoczynku po drodze. Minęło z 1,5 godziny od wyjazdu z Osz. Dmucham kontrolnie. 0,1 , nosz kurr. Chyba jednak działa ten alkomat.
Mamy jakiegoś tracka więc po nim nawigujemy. Droga z Osz do zjazdu w kierunku Sary Chelek jest rozpieprzona w ciul. Ciągły remont. W zasadzie asfaltu nienaprawianego nie ma. Remont zaczyna się w Dżalalabad i ciągnie się kolometrami. Kurz, pył, upał, syf i ruch jak w ulu. Trzeba bardzo uważać. Szamamy jeszcze w Dżalalabad i lecimy po śladzie. Wreszcie zjeżdżamy z tej kupy. Lecimy tym śladem ale zrobiony jest na siłę. Jakby ktoś po prostu za wszelką cenę szukał offa. Szybka analiza wskazuje że możemy lecieć główną ścieżką i olać tracka bo zjeżdża on bezsensownie z trasy aby ino kawałek polecieć poza asfaltem. Gonimy. Robi się bardzo ładnie. Niemal sielsko.


Robimy sobie przystanki bo jest gorąco. Na jednym z takich postojów, Michał postanawia po ruszeniu odpalić moto jadąc z górki. Jakoś tak wyszło że się nie udało. Złapał uślizg i jeb gleba. Niegroźna ale złamał dźwignię hamulca i pokrzywił kierę.

Trzeba będzie coś z tym zrobić później. Dzień ucieka a mamy jeszcze kawałek. Gonimy.

Zbliżamy się do Sary Chelek. Robi się ciekawie.


Dolatujemy w końcu do postu. Koleś spisuje kto wjeżdża. Dziwna procedura. Myśleliśmy że już jesteśmy w tym rezerwacie. Ale jednak nie. Jeszcze kilkanaście kilosów. Dojeżdżamy do kolejnego postu. Brama zamknięta. Strażnik stoi i mówi że wjazd jest do 15. Mamy już kole 18. Nie przekonuje go moje pitolenie że my tam pałatki, cichutko i będzie git. Ni chu. Nie puści. Dobra to gdzie tu nocleg jaki? A u mnie , obok. Za ile? 150 som od łba za nocleg w jurcie. Nosz 6 ziko nie będziemy żałować. Postanawiamy, że zostajemy tutaj, ogarniemy moto Michała a rankiem ruszymy do rezerwatu.

Żona właściciela posesji robi przetwory więc ustalam procedury, składniki i szczegóły przygotowania takich oto wspaniałości.

W międzyczasie Michał rozbiera to co się połamało.


A ja w drodze po piwko ustalam kto nam to naprawi i gdzie go szukać. W sumie to sam zaraz przyszedł.
No to idziemy do niego na bazę w celu naprawy.
Celem ustalenia dalszych opcji częstuję kolesia fajką badając czy palący. Palący. No to som my w domu.
Do roboty.



Pospawane, kolega kasy nie chce żadnej jak sądziłem. Wracamy na bazę i Michał montuje naprawioną dźwignię.
Jakoś tak głupio z tym spawaniem więc daję Michałowi paczkę fajek żeby kolesiowi podarował w podzięce. Tym razem nie oponuje. Chyba zadowolony.
Jutro się nie spieszymy więc pękło po Biszkeku na łeb i parę piwek. Kolacja i spanie.
Emek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem