Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23.12.2020, 22:06   #7
zylek
 
zylek's Avatar

Zapłaciłem składkę :)

Zarejestrowany: Jul 2017
Miasto: Helvetia (BL)
Posty: 469
Motocykl: CRF1000L, H701 E, betinka 300RE, Tryplak 765
Przebieg: 43kkm +
zylek jest na dystyngowanej drodze
Online: 1 miesiąc 6 dni 14 godz 50 min 55 s
Domyślnie Dobrego, gorsze początki

Więc odebrałem, sobota 11.07, pogoda nienajgorsza. Jadę do domu, z zamiarem wpierdzielania na szybkości obiadu, zostawienia fantów i ruszenia w górki, żeby trochę motonga przetrzeć. Wieczorem jest plan pośrubkować trochę, coby niezbędne fanty przyczepić. Wszystko idealnie. Nawet nikt mi głowy nie zawróci, bo słomianym wdowcem w międzyczasie zostałem. Kochana małżowinka, za wczasu wybłagana o urlop na stany, sama z latoroślą na urlop pojechała. Po drodze zatrzymuję się jeszcze w sklepie i odbieram handbary. Zgodnie z planem wieczorkiem zawijam do garażu. Pierwsze 300km pękło.
Plan długofalowy jest taki, żeby moto przetrzeć jeszcze w niedzielę, nakręcić akcesoria i w poniedziałek po drodze do Italii, już byłem umówiony na 1 przegląd po 1kkm. Trochę ambitnie na tej ławeczce, ale już zdarzało mi się uzyskać 1 poziom wtajemniczenia do tytułu stalowego tyłka, a jak będzie 800 toteż będzie ok, wiec myślę: dam radę.
Szybko się przebieram i lecę robić przy moto. W tym momencie odnotowałem, że lewa strona motonga jakaś taka błyszcząca. Zasadniczo wcześniej nie zauważyłem, ale najwyraźniej skądś oleum bije. Ze stanu praktycznie nie ubyło, ale motong tłusty jak nic. Wydaje się, że spod pokrywy zaworów ale, że wszystko obrzygane, to nic na 100% powiedzieć się nie da. Jadę na myjnię, krótka runda wokół miasta i ... pokrywa zaworów cieknie. Ale nie spod uszczelki, co początkowo podejrzewałem, a ma mikro pęknięcie, może na 8mm długie.

F9D4A5C4-3251-49B2-89D8-399E018D57DE.jpg

Stwierdzam, naprawię. Wszystko pod kontrolą. Jestem w garażu, mam aluminiową plastelinę epoksydową do klejenia tego typu usterek. Montuję płytę pod silnik, szybkę, odtłuszczam porządnie pokrywę zmywaczem do hamulców. Ugniotem niewielką kulkę, przykleiłem, bro i w kimę. Generalnie się nawet nie zdążyłem przejąć, że się zjebło nowe moto. Jutro próba.

Dzień następny, niedziela 12.07, powitałem koło 9:00. Poprzedni zakończyłem w garażu koło 1:00, a potem jeszcze uczciłem sukces chyba trzema browarami. Błąd #1! Ale któż jest bez winy, niech puszką rzuca... tylko pustą, bo po pierwsze primo bezpieczniej, a po drugie primo się nie zmarnuje :-P
Lecę na czarnylas. Zatrzymuję się co chwila, żeby sprawdzić czy trzyma. Pierwsze kilka postojów trzyma się, może ze 30 min jazdy. Myśle będzie dobrze. Wyleciałem na górki i winkle czarnylasu. Dobrze znana mi trasa. Pogoda petarda. Może 11:00 się zrobiła w międzyczasie. Motong pogina po winkielkach pięknie. Szyba trochę pomaga, nie dmucha mnie już tak strasznie. Nie gonie go. Nawet chyba na mandat by nie wystarczyło. Kolejna pauza na sprawdzenie... łatki brak, a olej zaczyna wyłazić. Wówczas się trochę jednak zdenerwowałem. Przygodni koledzy Niemiaszki, którzy obstawili parking, po mojej wiązance po Polsku, nawet nie podchodzą zapytać co się podziało. Może lepiej! Wracam ...
Po powrocie, koło 12:00 może 13:00, myśle sobie: albo trzeba tę pokrywę zmatować papierem trochę, żeby ta epoksy-plastelina się trzymała lepiej, albo myśleć nad innym rozwiązaniem. Na matowanie się nie decyduję, bo pewnie gwarancji mi potem nie uznają. Jakiś czas temu budowałem dom i wówczas używałem taśmy aluminiowej do uszczelniania okien połaciowych i membrany przeciw wilgociowej na poddaszu. Kleiło się to pięknie i myśle, że na temperaturę na pokrywie zaworów wystarczy. Sprawdzam w internetach. Tesa jest do 140oC. Na pokrywie zaworów, nie będzie tyle. Ale jest mały problem z kalendarzem, jest Niedziela! Wszystko pozamykane a takiej taśmy na stanie nie mam. Myślałem jeszcze o gorilla-tape, ale ta raczej od temperatury by odeszła, wiec rezygnuję. Niedzielę zamykam więc wynikiem może 100km. W poniedziałek raczej bez szans na przegląd rano. Może po południu, ale raczej wtorek. Co oznacza kolejny dzień opóźnienia. No co robić. Przykręcam resztę fantów, kończę się pakować. Czekam do poniedziałku, wiec idę popływać w rzece, bo jest mega gorąco. Piwko, kima.

Dzień kolejny, poniedziałek 13.07, zaczynam o 8:00 wizytą w markecie budowlanym. Mam taśmę, lecę do garażu, odtłuszczam pokrywę, zaklejam. W międzyczasie dzwonię do dilera, wysyłam zdjęcia. Mówią, że zamówią na podstawie zdjęć, ale to potrwa kilka tygodni. Od tego momentu się zaparłem. Pomyślałem, pojadę na tym motongu, choćby ... skały srały. Odpuściłem przegląd, bo nie mają terminów na wtorek. Myślę, zrobię po drodze. Zazwyczaj z drogi na taki olejowy, zawsze udawało mi się wepchnąć. Jazda próbna, może ze 150km. Trzyma. Sukces. Do garażu, zakładam dopiero co kupione i już zapakowane blizard enduristan. Przejażdżka. Coś śmierdzi...plastik jakby. Zdejmuję torby, ale te całe. Na wydechu brak śladów. Poprzedniego dnia zamontowałem jeszcze osłonę termiczna tak żeby praktycznie stykała się z boczkiem plastikowym. Patrzę, szukam. Nic nie widzę. Postanawiam zdjąć boczek od wydechu. Okazuje się, że tam praktycznie nie ma podparcia, jedna nędzna gumka na wydechu. Boczek oczywiście przypalony od wydechu. Załadowane torby załamały go na tyle, że stykał się pewnie okazyjnie z wydechem. Już pewnie 14:00 była, a ja dalej nawet nie blisko bycia w drodze. Myśle ... jakby dociąć osłonę termiczną od enduristana, to może by weszła pod boczek. Znowu do marketu, tym razem po kątówkę. Na wycinanie brzeszczotem nawet się nie siliłem, bo za dużo cięcia, a do tego momentu kątówki się nie dorobiłem. Docinam, podcinam, szlifuję ... wchodzi.

DFB75073-2F67-4D8B-8158-0616B574AE42.jpg

Ale punkt w którym się plastik załamał, jakiś daleko od osłony. Przymierzam boczek dalej się załamuje. Odpuszczam, jest już mega późno, a ja od trzech dni w kuckach przy motocyklu. Szukam jeszcze jakiś dystansów gumowych, na stronach marketów budowlanych, ale nic nie znajduję. Padam może o 1:00.

Sen najlepszym doradcą i we wtorek, 14.07, rano, wpadam na pomysł, żeby użyć gumki od ori osłony silnika, która trafiła na półkę w Sobotę, po założeniu płyty od AXP. Po nawiercaniu otworu w osłonie i delikatnym przycięciu gumki, pasuje jak ulał. Roboty przy tym w piśmie nie wiele, ale w realu proces był iteracyjny i wymagał założenia i zdjęcia kilka razy boczka, żeby przyciąć gumkę i dopasować położenie osłony. Przy okazji jeszcze osłonę przyciąłem delikatnie. Zakładam boczek, ładuje bagaże, spinam wszystko. Jazda próbna. Jest git, i około 16:00. Moto gotowe wyglada tak.

F8749EC8-BF30-47A7-808D-1615690F083C.jpg

Stwierdzam, że ostatnie kilka dni, „pędu” w kuckach, wymęczyło mnie. Mam już conajmniej 2a dni opóźnienia. Dzwonię do szefa i ustalam, że do roboty wrócę w środę, a nie w poniedziałek jak początkowo zgłaszałem, wiec w teorii mam cały czas dwa tygodnie urlopu. Ufff. Umawiam się na bro z kolegami. Błąd #2.

Następnego dnia, Środa 15.07, po kilku konsultacjach z alkoholomierzem, około 11:00 ruszam. Trasa ma prowadzić przez Szwajcarski TET, do Włoch i dalej od wschodu na zachód Włoskim TET, a następnie na południe w okolice Genui. Jak się uda, to kawałek Francuzkiego TET zrobię. Powrót raczej asfaltem bez zbędnej zwłoki, ale tez bez przesadnego pośpiechu, był zaplanowany na 2a dni. Kilometerki lecą niespiesznie. Jura Szwajcarska wita mnie pięknym krajobrazem i niezła pogodą. Trasa ślizga się po pograniczu Szwajcarsko-Francuzkim. W porze obiadu, trafiam na przecudne miejsce, gdzieś przy drodze.

0FB09AB3-061D-4F5C-ADB9-1B665DAE011D.jpg

B16F617A-CAD5-41A9-9759-1373C9589682.jpg

16F928E1-596C-46A4-A448-50011D7C46B1.jpg

Ryzykuje, i pytam po angielsku czy dostanę coś do jedzenia. Starsza Pani, która wyglada na właścicielkę, odpowiada, że jest ryba i zupa. O dziwo po Angielsku i bez bardzo mocnego akcentu francuskiego, który czasem uniemożliwia zrozumienie co nadawca miał na myśli. Przynosi jedzenie, bardzo dobre. W między czasie Pani plotkuje z przyjaciółkami, które zawitały z dziećmi na obiad, wino i kawę. Ja obserwuję je, a one mnie. Właścicielka się przysiada i rozmawiamy chwilkę o życiu. A gdzie,a że korona. Ja prawię komplementy na temat miejsca i jedzenia. Proszę o wizytówkę, bo pomyślałem, że małżowinie miejsce by się spodobało. Pani mówi, że niestety ale w tym roku otworzyli tylko na tydzień czy na dwa, żeby licencji nie stracić. Nie ma nawet wizytówek jeszcze, ale zaprasza serdecznie za 2 lata, jak skończą przebudowę. Magia, myślę. Dokładnie w dobrym miejscu i dobrym czasie się znalazłem. Musi los chciał mnie tu zaprowadzić, a te wszystkie opóźnienia miały doprowadzić do tego. Pokrzepiony dobrym jedzeniem, kawą, ciastem i pogodzony z losem ruszyłem dalej.

36D9DE17-C828-42C9-84B1-C241972ADDD9.jpg

6EC6E6D0-9D3C-47A9-BF71-FF527CD366C7.jpg

Przeleciałem przez St. Imier, gdzie już od kilku lat się wybieram, żeby odwiedzić muzeum zegarków Longines. Ale nie tym razem. Chmury nachodzą, późno wyjechałem, napieram. Deszcz w międzyczasie zrobił się całkiem konkretny. Jadąc sobie po wiejskich okolicach, nawet nie kłopotałem się używaniem sprzęgła. Quick shifter działa jak marzenie. Dojechałem w okolice Le Bemont. Zwykłe skrzyżowanie na którym chciałem w lewo skręcać. Z lewej wolne z prawej lecą osobówki, myśle zatrzymam się na lewoskręcie i poczekam na okienko z prawej strony. Sprzęgiełko, hamulec delikatnie, noga wysunięta a moto zamiast gładko zwalniać, szarpie i pyk, zgasło na środku drogi. Puszczam sprzęgło, myśle udusiłem dziada. Jeszcze raz ściskam sprzęgło, a ono leciutkie. I jeszcze raz, to samo. Wciskam próbuje się odepchnąć z nogi. A gdzie tam. Zasprzęglone cały czas. Szukam luzu, spycham na pobocze. Krótkie oględziny, sprzęgło zdechło. Dzwonię na assistance Husqvarny. Informują mnie, że ktoś z TCS się ze mną skontaktuje. „Fajnie”! Pan dzwoni, mówi ze za godzinę dopiero. Dobra idę się przynajmniej wylać. Po około 50 min pan przyjeżdża, ładujemy moto.

E9E4FB17-C121-4E39-B463-8ED12F957431.jpg

Niestety nie działa strona husqvarny z wyszukiwarką dilerów. Kilka telefonów do Husqvarny i TCS, i decyzja: Pan jedzie do domu a motocykl na plac TCSu, bo w międzyczasie zrobiła się 17:00, najbliższy diler otwarty do 17:30 a oddalony o 45min jazdy. Zatem na stację i koleją żelazną do domu. Oczywiście browar. Zaskakująco pogodzony byłem z losem w tym czasie. Moto miało na zegarach 650km.

F21F3BC5-1D79-4B6D-9165-E4E1551B2F6A.jpg

W trakcie drogi myślę czy nie wrócić do domu i rano nie ruszyć NATką. Po drodze zgarnął bym bagaż i tyle. Nie podejmuję decyzji. Czekam co ranek przyniesie. Idę w kimę.

Czwartek 16.07, zaraz po 7, dzwoni do mnie TCS i mówi ze moto w drodze do dilera Jutzi Motorsport.

F7255D40-C8ED-4293-A1BA-190B2A29BA1E.jpg

No to na stronę, sprawdzam, otwarte od 8:00, wiec prysznic, śniadanie i 8:15 dzwonię. Panowie informują, że na 90% to wysprzęglik i że nie mają. Ale może będą mieli w ciągu dnia. W międzyczasie doedukowałem się, i to słaby punkt tego motorka. Ale jak mówią, że będą mieli to czekam. Myśle, zamówię oberona. Jak przyjdzie przed naprawą to git, jak nie to najwyżej poczeka na mój powrót. Szybki telefon, oberon nie ma o-ringów, czekają już ze 3 tyg. Nie wiadomo kiedy będą, bo corona, bla, bla ... dziękuje i się żegnam. Czekam jak na szpilach. Dzwonię przed 12:00. Będą mieli wysprzęglik, podobno jakaś poprawiona konstrukcja. Pytam grzecznie czy płyn się mógł do oleju dostać!? Mówią, że mógł. Pytam czy wymienią olej. Nie ma czasu, naprawa gwarancyjna nie przewiduje. Ulało mi się. Na spokojnie, ale emocje było pewnie słychać. Opowiedziałem w skrócie gościowi historię, którą powyżej opisałem. Wysłuchał. Ustaliliśmy, że mam w piątek rano przyjechać na około 10:00. Moto ma być gotowe.

W sumie, fajne chłopaki, mogli mnie zlać.

Ostatnio edytowane przez zylek : 18.01.2021 o 23:21
zylek jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem