Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31.05.2020, 11:25   #74
zz44
 
zz44's Avatar


Zarejestrowany: Oct 2015
Posty: 297
Motocykl: nie mam AT jeszcze
zz44 jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 tygodni 2 dni 5 godz 23 min 4 s
Domyślnie

23.01

Ostre światło porannego słońca nie daje za wygraną i przebija się tu i ówdzie przez grube deszczowe chmury
Mamy też basen, ale jakoś nikt nie przejawia chęci na kąpiel.

2kem bas.jpg

Ale mamy też tęczę, nad samym oceanem, z racji położenia słońca przeogromną i podwójną.

1kem.JPG

Pakujemy się i oczywiście od razu ubieramy w gumiaki.

Najpierw Essaouira, ponoć piękne plaże i antyczna medyna, czyli taka starówka. Ale akurat konkretnie się rozpaduje, to tylko szybka fota pod bramą, niezbędne zakupy i nazad.

3ess.JPG

4essa.JPG

Średnio przyjemnie się jedzie, ale nie ma co marudzić.
Dzisiaj celem jest Casablanca. Nie oczekujemy filmowych klimatów, bo film był ponoć kręcony w całkiem innym miejscu, a według relacji świadków Casablanca to blokowiska.
No ale mają też największy meczet na Zachód od Mekki. Więc jedziemy.

Przejeżdżamy przez miasteczka niczym z Dzikiego Zachodu. Jedna główna ulica i przy niej wszystko się dzieje. Stragany, załadunki ciężarówek, jadłodajnie, herbaciarnie, stada kóz, wozy zaprzężone w osiołki. Nikt nie pomyśli, aby zrobić 3 km obwodnicy.
Często bywa, że między asfaltową ulicą a utwardzonym chodnikiem jest 3-4 metry piachu, który podczas opadów zmienia się w rzekę błota. I wszystko i wszyscy w tym błocie się babrają.

Moim pobocznym celem na ten dzień jest upolowanie Mitsubishi Fuso. Jest to ciężarówka takiej bardziej średniej ładowności, zdecydowanie wiodąca prym wśród samochodów ciężarowych w środkowym i południowym Maroko.

7mits.jpg

Mitsubishi Fuso ma wysoki prześwit, występuje w wersjach z napędem na obie osie, szeroki wachlarz silników obejmuje widocznie same dobre jednostki, bo te auta jeżdżą permanentnie przeładowane i nie są oszczędzane przez marokańskich kierowców.
I jeśli jakaś ciężarówka może się podobać, to taką jest właśnie Fuso. Wysokie zawieszenie, pochylony przód i podwójne światła dają mu kozacki wygląd. Poza tym posiada nieskończone możliwości personalizacji wyglądu pod gusta kierowcy, praktycznie nie spotkaliśmy dwóch takich samych Fuso.
Moim zdaniem idealna baza na wyprawówkę jako niedoceniona alternatywa dla MANa.

Casablanca nie tylko z powodu meczetu Hassana II.
Christian chce odebrać dwie opony od znajomego, który pracuje na lotnisku.
No to najpierw decydujemy się na meczet, a potem lotnisko.
Łatwo powiedzieć. Casablanca to zakorkowany moloch, i nawet jeśli GPS pokazywał 6 km, to trzeba było wtedy się wycofać.
Ba, wycofać się należało również gdy pokazywał 1,8 km, a droga była zamknięta i trzeba było szukać objazdu, również zakorkowanego.

5casa.JPG

Czyli wyszło byle jak. Dojazd na parking pod meczetem, szybka fotka zanim nas wywalą za brak opłaty, i zawrotka, bo na lotnisko jeszcze kawał.
A szkoda, bo trzeba by poświęcić tam więcej czasu, wejść, obejrzeć, posłuchać.

6cas me.JPG

Przejazd przez Casablankę to jakiś koszmar. Nie wiem czy myślenie tak bardzo boli tamtejszych kierowców, czy może też mają mądrą książkę ze zbiorem zakazów i nakazów.
Jeśli na zwykłym skrzyżowaniu przeciwległe pasy chcą skręcać w lewo, mogą to przecież zrobić bezkolizyjnie. Ale tam mijają się Z PRAWEJ, tak jakby mieli sobie przybić piątkę lewymi dłońmi. I wyjeżdża trzech gości z jednej, trzech z drugiej, i blokują siebie nawzajem i przy okazji całe skrzyżowanie.
Czerwone światło to późne zielone, więc gdy jedni jadą, inni na zielonym czekają. Ale potem zamiana, bo przecież tyle czekali to teraz oni pojadą na czerwonym.
Brak wyobraźni, brak takiego sprytu i przewidywania, jakie obserwowałem w Nawakszut.
W końcu wyrywamy się na trasę w kierunku lotniska. Jest już ciemno i pada.
Kumpel Christiana obiecał dać nam namiary na nocleg blisko lotniska. Ale jak widzimy same Sheratony i Hiltony, to mina nam rzednie….

Podjeżdżamy pod terminal, Christian wita się i przedstawia nas Jabadowi. Jabad jest jakąś policyjna albo żandarmską szychą na tym lotnisku. No i nie chce nawet słyszeć, abyśmy mieli szukać jakiegoś hotelu!
Wsiada w auto i pilotuje nas do swojego mieszkania, jakieś 4 km może. Motorki chowamy do garażu, który jest warsztatem stolarskim, i na górę.

garaż 1.jpg

No i mamy legendarną arabską gościnność i typowe marokańskie mieszkanie. Ładnie urządzone, oczywiście z mnóstwem miejsc do siedzenia, i w przedpokoju, i w pokoju dla mężczyzn, i w pokoju dla kobiet.
Na ścianach wersety z Koranu oprawione w ramki, bo tam obrazków nie uznają. Tysiące poduch z frędzelkami, kryształowe żyrandole, generalnie arabski szyk.

8dom oo.jpg

8dom.jpg

8domp.jpg

Ale nie ma ogrzewania, jak w większości domów na tej szerokości geograficznej.
Jabad zostawia nas, facetów których widzi pierwszy raz w życiu, w swoim mieszkaniu, przynosi cały talerz shawarmy z frytkami, stawia na stół jeszcze jakieś frykasy z lodówki, po czym zabiera się z powrotem do pracy. Na nasze gorące podziękowania odpowiada skromnym ukłonem. Zostawiliśmy mu na lodówce magnes z flagą Polski i napisem „Merci”.

Christian się przepakowuje, wyciąga prześcieradło z podziękowaniem, które otrzymał od dzieci talibańskich, które jakoś tam wyratowali z ulicy i żyją sobie w takim domu dziecka. I Christian zebrał we Francji jakieś środki i jechał do tych dzieci na TDMce przez pustynię.

8dom ch.jpg

Poczciwy chłop, złote serce.
Prosi, aby nauczyć go kilka słów po polsku, podczas przywitania ze swoim klubem powiem im że nauczył się polskiego, a jak zapytają aby coś powiedział, to on powie: „Jestem samotnym motocyklistą i w podróży spotykam tylko dobrych ludzi”.
Nawet go nagrałem, ma dobry akcent, no ale w końcu dziadek spod Katowic.

Christian ma dziurawy kombinezon przeciwdeszczowy, a jeszcze przed nim długa trasa przez zimną Europę, a poza tym motocyklowe ciepłe spodnie czekają na niego dopiero w Hiszpanii, teraz jedzie tylko na dżinsach. Bardzo podobają mu się nasze biało-czerwone gumiaki Hein Gericke Tuareg. Zaskoczony dowiaduje się, że można je u nas wyłapać na OLX za 30 euro. Chce aby mu taki znaleźć, a on potem odda pieniądze.
Ale teraz pyta, czy nie pożyczymy mu jednego stroju.

My mamy praktycznie jeden dzień drogi do promu, rozbity na kilka etapów. I postanawiamy , że damy mu jeden strój, bo nie ma sensu żonglować przesyłkami, a poza tym Christian podarował mi wcześniej litr oleju, bo jego TDMka nic nie brała.
Więc Christian przymierza strój, zakłada sam, wszystko pasuje, szczęśliwy jak dziecko. I robimy zamiankę, ja biorę jego gumiaka bez zamka, z kangurem z Decathlonu na górę aby nie podciekało.
zz44 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem