eco (5).JPG
eco (6).JPG
eco (7).JPG
eco (8).JPG
eco (9).JPG
eco (10).JPG
eco (11).JPG
eco (12).JPG
eco (13).JPG
eco (14).JPG
eco (15).JPG
eco (16).JPG
eco (17).JPG
eco (18).JPG
eco (19).JPG
eco.jpg
eeco.jpg
A, ruskie trucki i polskie wozy serwisowe oblepiamy nalepkami z gębą Micha!
Zawodnik nie ma lekko w takim rajdzie.
Po męczącym odcinku kąpiel w polowym rozkładanym prysznicu i kibel złożony z rusztowania z plandeką, postawiony na palecie nad dziurą .
Co chwila jakiś gość spłukuje wszystko z góry na dół wężem z wodą i już jest czysto.
kibel.JPG
Idziemy na ten obozowy kibel, ale komfortu tam żadnego nie ma, wolałbym chyba klasyczne krzaki.
Chcemy dorwać naklejki rajdu, aby ułatwić sobie przejazd przez punkty kontrolne i granicę. Zagadujemy gościa od quada, ale wynajduje nam tylko takie z napisem EAR 2020, bez logo. Ok. dobre i to.
Jest załoga ONZ, każdy w innym kolorze munduru. Uśmiechnięci, dobrze odżywieni, bezpieczni. Cykam z nimi fotkę.
onz.jpg
Przy motorkach polsko niemiecka ekipa emerytów z kampera, pan Niemiec urodzony w Gdańsku Jelitkowie. I zaraz podchodzą też jacyś Włosi, ciekawi motocykli.
Ruszamy, szkoda dnia.
Znowu wiatr. Znowu różne oblicza pustyni.
Przerwa w drodze, wokół biały piasek, aż razi w oczy, jak śnieg.
Zatrzymuje się Holender Tony w Ssang Yongu. Starszy gość, ale taki z ikrą. Bo okazuje się, że Tony to stary harleyowiec, ma nawet swoją kamizelkę i tatuaże, jedzie do Gambii sprzedać tego koreańca za 4 tys euro (a kupił go za 2 tys w Holandii) i wróci sobie samolotem. Fajny gość, trochę szalony ale pozytywny.
tony.JPG
Wjeżdżamy do Bir Gandouz, kontrola na rondzie, i zjeżdżamy do hotelu Barbas. To jedyny hotel w promieniu jakichś 200 km i ostatni nocleg przed granicą z Mauretanią. Raczej każdy, kto jedzie w tamtym kierunku, albo też od strony Mauretanii, zatrzymuje się tutaj na nocleg.
mapa.jpg
Hotel Barbas to spory kompleks z kolumnami na wejściu, zadaszonym ogrodem w środku, telewizorem, restauracją, gdzie miejscowi oglądają mecze, wifi, i pokojami. I zaraz obok stacja benzynowa.
barbas.jpg
barb.jpg
Jest tu już ekipa z rajdu, jako awangarda rozstawiają jakieś anteny aby zapewnić łączność z zawodnikami. Oglądają nasze motorki, do Michała zagaduje koleś, który ma w garażuâŚ5 afryk.
Na roadbooku pokazują nam, że przed samą granicą jest jeszcze ostatnia stacja. To dla nas ważna informacja.
barbas roadb.jpg
Zewsząd zjeżdżają się auta zabezpieczenia rajdu, znowu w przeważającej większości Toyoty Land Cruiser 80.
Już nigdy potem Japońce ani nikt inny nie skonstrował lepszego samochoduâŚ
lc.jpg
lc2.jpg
lc1.jpg
No ale jak w całej Saharze Zachodniej, tak i tu spotykamy też stare Land Rovery
lr (1).jpg
lr (2).jpg
W recepcji każą wjechać motorkiem do tego ogrodu. Parkujemy pod oknami. No ale jest bezpieczniej.
Obiad za uczciwe pieniądze. Tadżin mix afrykański, czyli pewnie padły wielbłąd, kozie jelita i ośle strugane kopyta.
Ale smakuje nienajgorzej.
Aż tu wraz wjeżdżają trzy tenerki, jednocylindrowe, dwie lampy, 1986-88.
Francuzi, już w takim bardziej słusznym wieku. Jadą na lekko, z jedną torbą.
Byli w AtlasieâŚ.hmm zazdroszczę im.
Jadą do Togo, już któryś raz z kolei. Tym razem jadą tam zostawić motocykle na stałe, a jak będą chcieli pojeździć to przylecą samolotem.
barbas francuzi.jpg
Po wjeździe wszyscy jak na komendę sprawdzają olej. Michał się śmieje, że to taki rytuał tenerowców, bo ja też co dzień sprawdzam i dolewam.
Podczepiamy się pod nich, rano pojedziemy razem.
Nalepka równiez tutaj ląduje na ścianie
barbas nak.jpg
Idę na stację zalać baniaczek paliwem.
Gość ze stacji, w turbanie, oferuje mauretańskie pieniądze na wymianę. Pytam o kurs i idę sprawdzić. Sprawdzam na oficjalnej stronie bankowej i tak jak podejrzewałem, kurs 10 razy niższy.
Czytałem, że rok temu w Mauretanii była denominacja i tacy cinkciarze kantują turystów po starym kursie.
Wracam na stację i mówię, że bardzo źle, że jestem gościem w jego kraju a on tak mnie traktuje, i że nie wymieniam kasy.
On coś tam próbuje âmister, no, noâ ale zabieram się stamtąd.
Wieczorem masa plemników ogląda mecz. Do późna. Ale w końcu zasypiamy.