Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09.01.2020, 23:02   #43
CeloFan
 
CeloFan's Avatar


Zarejestrowany: Jan 2011
Miasto: Warszawa
Posty: 588
Motocykl: brak
Galeria: Zdjęcia
CeloFan jest na dystyngowanej drodze
Online: 2 miesiące 2 tygodni 3 dni 16 godz 51 min 5 s
Domyślnie




Najwyższy czas

28 grudnia 2019

Przestało strzykać w plecach. Nadgarstek już nie drętwieje. Oparzenie od kolektora prawie zagojone. Katar odchodzi w zapomnienie. Pesel przestał dawać znać o sobie Jestem tu piaty dzień. Przyzwyczaiłem się do spartańskich warunków. Nie wadzą mi drapiące, porwane koce zamiast kołdry. Polubiłem opancerzonego robaka z wąsami, wieczorami wdrapującego się na karnisz trzymający pogniecione zasłony. Siedem kroków do toalety w korytarzu. Cztery pod prysznic. Dwanaście do schodów na dół. Nie jestem już zły na tego kto ukradł mi żel do kąpieli kupiony w Serbii, chociaż świetnie nadawał się do prania. Wieczorem czekam cierpliwie na ciepłą wodę albo używam lodowatej. Nauczyłem się robić to nie dotykając niczego oprócz kurków od wody Tam zdaje się być najczyściej. Jadam dwa razy dziennie. Na śniadania chodzę zawsze do tego samego baru naprzeciwko otelu. Na kolację też. Znają mnie już. Zawsze dostaję herbatę w małej szklaneczce i dwie kostki cukru. Jak się zasiedzę czytając, dostaję drugą i trzecią. Szybko nauczyłem się żeby wychodzić nie przeciągając.
Patrząc z okna pokoju w dół, widzę tylną część kanapy motocykla. Moja inwestycja życia i ulubieniec. To mechanizm oczywiście ale przecież lubimy rzeczom nadawać ludzkie cechy. To rzecz do której trzeba mieć zaufanie wybierając się w podróż. To przedmiot nad którym przeważnie mamy kontrolę. Wlewając benzynę do baku, mamy nadzieję, że dowiezie nas bezpiecznie do określonego miejsca. Bez motocykla pod sobą i bez drogi przede mną, bez deszczu, słońca, wiatru, pokonywanych kilometrów, wyimaginowanego albo prawdziwego celu i bez tej namiastki swobody czuję, że krew krąży coraz wolniej. Gęstnieje, zamula się i stygnie.
Ten kawał żelastwa sprawił, że od kilku lat kolekcjonuję wspomnienia zarezerwowane dla ludzi patrzących na świat zza szyby kasku.
A teraz stoi tam na dole martwy i zimny póki nie zdecyduję włożyć kluczyk w stacyjkę i nacisnąć starter. Myślałem, że Stambuł ze swoją egzotyką zatrzyma mnie na dłużej. Nie zatrzyma.
Pomijając aspekt „romantyczny" sprawdziłem prognozę pogody. To chyba ostatni dzwonek, żeby nie zostać tu do wiosny. Jednak mam małego pietra przed powrotem. Kiedy przyjdzie białe szaleństwo na dobre a ja będę tu, znów nie obędzie się bez lawety albo wywrotek. A ja wolę na kołach i bez wywracania. No i co może być lepszego od spędzenia sylwestrowej nocy gdzieś w trasie. Chyba czas pomyśleć o drodze. Trochę rozsądku jeszcze nikogo nie zabiło.





Nargile

Jest sześć stopni na plusie i pada. Zaparowane szyby skrywają wnętrze przeszklonej dobudówki. Nad pierwszym wejściem widnieje szyld: OZGEN Cafe. Nie widać nikogo w środku. Chyba będę sam. Przechodzę częścią dla palących papierosy meandrując między pustymi stolikami. Kręcone schodki prowadzą do drzwi na podwyższeniu. Dopiero teraz widzę, że sam nie będę. Chwytam za klamkę i 21 par oczu kieruje spojrzenie na mnie. Zaspokoiwszy ciekawość, wszyscy wracają obojętnie do swoich zajęć.

Zamówiłem fajkę wodną przy kontuarze. Nie po turecku oczywiście ale wystarczyło słowo nargile. Ustaliliśmy że tytoń jabłkowy. No i że kawa. Tu było nieco trudniej. Trzeba dać do zrozumienia czy słaba czy mocniejsza czy słodka i jak bardzo. Skończywszy robić zamówienie zasiadłem na wysłużonej sofie przed metalowym stolikiem pokrytym suknem, wyglądającym jak ze stołu bilardowego ale w szarym kolorze. Dopiero teraz policzyłem ilu mężczyzn tu siedzi. Nie w wejściu. Każdy pali fajkę wodną, przepija wodą, herbatą roznoszoną przez człowieka od noszenia herbaty albo kawą jak ja. Oprócz herbaciarza jest jeszcze człowiek odpowiedzialny za wydawanie kart i gry której nie znam. No i jeszcze jeden który dba o to, żeby węgle tlące się na podziurawionej folii aluminiowej zawsze były odpowiednio świeże. Chodzi więc z rondlem miedzianym i metalowymi szczypcami zrzuca popiół na tacę fajki i zastępuje go czerwono żarzącym się węglem drzewnym.







Zajęcia mężczyzn przy stolikach to granie. Grają kośćmi podobnymi do domino tylko mają one swoje numery i kropki. Część ustawiają na drewnianej podstawce w dwóch rzędach jeden nad drugim. Zapisują w notatniku punktację i kiedy gra się skończy wysypują wszystko na stolik, mieszają kości i gra zaczyna się od nowa. Przy innym stoliku grają w karty. Siedzący pod ścianą patrzą ma mecz wyświetlany na podwieszonym, wielkim telewizorze.



Całe pomieszczenie przesiąknięte jest aromatycznym dymem. Czasem jednak dociera do mnie ostry, tytoniowy zapach. Taki cygarowy. A na tej sali papierosów nie wolno. Kilku z palaczy ma nieco inną fajkę. Różni się tym, że liście tytoniu zawinięte są w kokon i postawione na sztorc. Węgle kładzie się bezpośrednio na ten kokon. Zaciągają się tym ostrożnie i z umiarem jeśli w ogóle. Dymu jest mało ale za to bardzo intensywnie pachnie.





Nie jest to miejsce dla turysty. Takie miejsca są na moście Galata. Ani tu ładnie ani czysto ani ciekawie. Ściany obłożone tapetą udającą cegły klinkierowe. Od podłogi z płytek do około 1,5 metra boazeria z ciemnych desek. Sufit jak w biurowcu. Tam też uwieszona jest blaszana instalacja z wywietrznikiem. Stary kontuar, obok poustawiane jakieś trzydzieści fajek wodnych gotowych do wydania. Na ścianie przy barze dziesiątki rur do tychże fajek. Metalowe stoliki i takie same krzesła obite różnokolorowym materiałem. Między krzesłami przechadza się pasiasty kot, czasem zaczepiając klientów z nadzieją na pieszczoty. Wszyscy się znają, śmieją się albo wykłócają, żeby znów się śmiać. Kłęby dymu wiszą nad całością chociaż wentylator pracuje pełną parą. Tutaj jest spokój mimo hałasu telewizora, rozmów i stukania o siebie mieszanych kości do gry. Ci ludzie tu odpoczywają. I ja razem z nimi. Mogę pisać, zamyślić się, patrzeć na grę której nie rozumiem. Oprócz tego momentu kiedy wszedłem nikt nie zwraca na mnie uwagi. Zniknąłem i wsiąknąłem schowany za dymem z mojego nargile o smaku jabłkowym.
Deszcz nieprzerwanie pada. Późnym już wieczorem, przesiąknięty dymem snuję się po wąskich, opustoszałych uliczkach. Okrężną drogą wracam do otelu.



















Jutro pojadę.

CF
__________________
Pełne zadowolenie składa się z małych uciech rozłożonych w czasie.
https://www.facebook.com/CFact1/
CeloFan jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem