Przebudzam się nad ranem, czego kurw.. tak zimno i co tak śmierdzi... aha jestem w rumuńskim szaratonie... przykrywam się dodatkowo kurtką moto.
Wstajemy przed 7. Na zewnątrz rześko, 8 stopni w końcu sierpień, a Rumunia to podobno brama bałkanów...
69061310_498352884317790_3018673070563917824_n.jpg
69024047_371416763528619_2564652331106828288_n.jpg
Niespiesznie ubieram mokre buty, i pakujemy rzeczy na moto, pojawia się właścicielka, chyba usłyszała, że się zbieramy i przestraszyła się, że chcemy spierdzielać bez płącenia... MY?!... nie powiem, wczoraj ktoś wrzucił taki pomysł, ale przecież nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili
Wypałcam jej 70lei i pytam;
-berkfast?
Patrzy na mnie z pożałowaniem...
-Restaurant, kofi, omlet(wiem, że omlet po rumuńsku to omlet człowiek liznął trochę rumuńskiego i teraz to przynosi efekty)
*Da, da... omlet, kofi
zaprasza nas ruchem ręki.
-JUŻ IDZIEMY...
mówie głośno i wyraźnie, żeby na pewno zrozumiała.