Dzień 9: niedziela
Chyba mi coś się pomieszało z dniami (tak sobie analizuję - ale tak to jest jak się nie prowadzi notatek) ale kontynuuję jak jest dalej.
Kolejny dzień to jazda w stronę Manali. Decyzja że nie jedziemy w stronę Killar a jedziemy w stronę Rothang Pass - tak jest to te słynne Rothang z dokumentu jakim była jazda ciężarówkami.
Droga fajna widoki też ale kociołek jest niesamowity. Wszyscy się pchają, każdy musi być pierwszy, ciężarówka za ciężarówką.
W pewnym momencie jest takie zderzenie pogodowe - wjeżdża się w dwa klimaty gdzie monsun zderza się ze strefą bez monsunową - tak się domyślam. Dopadła nas niezła mgła, widoczność może na 10-20 metrów. Jadąc w takiej mgle od strony przepaści myśli się tylko żeby żadnemu hindusowi nie strzeliło do łba że mgła go nie dotyczy i że on przecież jest szybszy.
W samym Manali znajdujemy bardzo przyjemny Hotelik. Po rozpakowaniu część ekipy pojechała do centrum a my z Edytą na spacer i po piwko. Szukając piwka znajdujemy taką knajpę (widać ją na zdjęciach - w Europie sanepidowi włos na głowie jeżyłby się przez rok na sam widok) gdzie kupujemy przepyszną rybę smażoną w oleju. Zjadamy ją z przyjemnością przy piwku.
Manali to takie miejsce gdzie kończą lub zaczynają się te klimatyczne, jak z kosmosu Himalaje.